Kolejna dramatyczna śmierć kobiety, matki staje się pretekstem do ataku na Trybunał Konstytucyjny i oskarżenia rządu, że ma krew na rękach. Tymczasem warto wciąż przypominać, że nikt w Polsce nie zakazał ratowania życia i zdrowia kobiet.
Prokuratura wyjaśnia okoliczności śmierci 37-letniej pani Agnieszki z Częstochowy. Bliscy kobiety twierdzą, że przez kilka dni nosiła w swoim łonie martwe dziecko, a lekarze mieli nie decydować się na aborcję, bo czekali aż drugi płód umrze.
Tu więcej o szczegółach sprawy:
Prokuratura Okręgowa w Częstochowie wszczęła w tej sprawie śledztwo śledztwo.
To postępowanie w sprawie narażenia 37-latniej pacjentki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania śmierci tej kobiety
— poinformował Tomasz Ozimek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Nim jednak wyjaśniono dramatyczne okoliczności śmierci kobiety, część środowisk politycznych już wie, że odpowiedzialność ponosić ma Trybunał Konstytucyjny i wyrok z 22 października 2020 roku. A przecież ten wyrok nie zmienił przesłanki odnoszącej się do ratowania życia i zdrowia kobiety. Przypomnijmy, że przepisy prawa dotyczącego aborcji zostały zmienione na skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020. Wcześniej obowiązująca od 1993 r. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwalała na dokonanie aborcji w trzech przypadkach: w sytuacji, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo) oraz w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Jedynie ta ostatnia przesłanka została uznana przez TK za niekonstytucyjną, ale nie ma wątpliwości, że przepisy nadal dopuszczają możliwość przerywania ciąży w przypadku, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety, a także gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża jest skutkiem czynu zabronionego m.in. gwałtu.
Liberalne media chętnie łączą sprawę z Częstochowy z dramatem z Pszczyny. I znów warto przypomnieć, że w przypadku śmierci pani Izabeli kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie potwierdziła rażące nieprawidłowości w organizacji, sposobie realizacji i w jakości świadczeń udzielonych pacjentce, a NFZ nałożył na placówkę karę w wysokości blisko 650 tys. zł. Okazało się, że zachowanie lekarzy nie spełniało kryterium należytej staranności oraz nie zapewniało standardu bezpieczeństwa zmarłej pacjentki. Kontrolerzy ustalili, że podjęcie decyzji o rozwiązaniu ciąży nastąpiło zbyt późno, tym samym personel nie reagował adekwatnie do objawów klinicznych pacjentki wskazujących na rozwijający się wstrząs septyczny. Stwierdzono również m.in. brak stałego monitorowania stanu pacjentki oraz zlecenia koniecznych dodatkowych badań kontrolnych. Jednak wyrok TK stał się wygodną zasłoną dymną dla lekarzy i dyrekcji szpitala.
Co więcej okazało się także, że dziecko pani Izy mogło być zdrowe. Takie światło rzuciła na sprawę wypowiedź mamy pani Izy, która w rozmowie z dziennikarzami „Super Expresu” stwierdziła, że jej wnuk mógł być zdrowy, choć od początku tej sprawy słyszeliśmy o „wrodzonych wadach płodu”.
Błąd medyczny zakończony śmiercią? Kim oni byli, Ci lekarze? Kim?
— pytała pani Barbara w rozmowie z „SE”.
Mówią, że zrobili wszystko, co w ich mocy, a nie zrobili
— mówiła kobieta po publikacji raportu NFZ.
Ja mam sekcję zwłok dziecka i dziecko było zdrowe. Iza do końca w to wierzyła
— mówiła powiedziała mama pani Izy, która twierdzi, że lekarze mogli uratować nie tylko jej córkę, ale także wnuka.
Oni mieli przede wszystkim ratować to dziecko. Co oni wymyślają o tej aborcji? Czy ona (Izabela przyp. red.) poszła po aborcję do szpitala? Nie była przecież po wypadku, to była zdrowia dziewczyna. Odeszły wody płodowe. Mieli ratować to dziecko
— mówiła babcia Leosia, bo takie nadano chłopcu imię po śmierci.
To dziecko miało 55 deka, tak wyszło po sekcji zwłok. Nie 485 gram, jak jej powiedzieli w szpitalu po USG. Takie dzieci żyją. Ja mam sekcję zwłok dziecka. Ono było zdrowe
— przekonywała mama pani Izy.
Moja córka do końca wierzyła, że dziecko jest zdrowe. Podobno przy tego typu wadach pojawiają się takie błędy. Córka od znajomej zgodziła się urodzić dziecko z tą samą wadą. Ono było również zdrowe
— tłumaczyła kobieta.
Na łamach noworocznego tygodnika „Sieci” poszłam tropem słów mamy zmarłej kobiety. Z informacji, do których dotarłam wynikało, że w sekcji zwłok chłopca zapisano, że dziecko nie miało widocznych wad. Natomiast z dokumentacji medycznej pani Izabeli wynika, że po pierwszym badaniu prenatalnym ujawniło się wysokie ryzyko trisomii 21, czyli potocznie zespołu Downa. W wyniku badania zapisano, że „ryzyko aberracji chromosomalnych płodu po badaniach prenatalnych I trymestru (USG NT + test podwójny) wynosi 1:113.’ Jest to grupa wysokiego ryzyka (wyższego niż populacyjne), ale to nie oznacza jeszcze, że dziecko na pewno byłoby obciążone genetycznie. Wciąż pozostawało 112 szans, że wszystko byłoby w porządku.
Tygodniowo mam dwie pacjentki z takim wynikiem i przeważnie dzieci rodzą się zdrowe
— usłyszałam, badając sprawę od ginekologa, który prosił, by nie podawać jego nazwiska, gdyż boi się ataku aborcjonistów.
W takiej sytuacji pacjentkom zaleca się przeprowadzenie amniopunkcji lub wolnego DNA płodowego. Rekomendację do amniopunkcji trzeba wpisać w kartę. Pacjentki podejmują jednak bardzo różne decyzje. Ostatnio na amniopunkcję nie zdecydowała się pacjentka, która miała ryzyko 1:6, ale to ze względu na wiek (była po 40), a wtedy ryzyko rośnie, jednak dziecko w badaniu USG było ewidentnie zdrowe
— usłyszałam od lekarza.
Pani Iza nie zdecydowała się na pogłębienie diagnostyki. To prawdopodobnie znaczy tyle, że chciała urodzić syna bez względu na to czy byłby obciążony zespołem Downa czy nie. To współbrzmi z wypowiedzią mamy kobiety dla „Uwagi” TVN, nagranej gdy sprawa wyszła na światło dzienne:
Z badań, które wykonała na początku września, wynikało, że dziecko może mieć liczne wady. Mimo tego, zdecydowała się donosić ciążę
— mówiła wówczas pani Barbara.
W trakcie sekcji zwłok pobrano próbki tkanek do dalszych badań, by następnie zasięgnąć opinii biegłych, którzy mają się wypowiedzieć co do szczegółowych okoliczności śmierci. Na ten moment z opinii sądowo lekarskiej sporządzonej na początku grudnia wynika, że „za wnioskami posekcyjnymi oraz przesłanymi wynikami badań mikrospkopowych - powtórzyć można, że przyczyną wewnątrzmacicznego obumarcia płodu – syna Izabeli (…) mogło i najpewniej stało się przedwczesne odejście wód płodowych.” Kluczowe dla śledztwa będą wnioski opinii medycznej wydanej w oparciu o dotychczas zgromadzony materiał dowodowy.
Co to wszystko znaczy?
Skazali na nieludzkie tortury i dziecko, i matkę
— mówiła w rozmowie z „SE” mama zmarłej 30-latki.
Podobną, nieoficjalną opinię usłyszałam od rozmówcy w prokuraturze:
Można powiedzieć, że nawet jeśli płód obciążony był trisomią 21, to jego obumarcie nastąpiło w wyniku przedwczesnego odejścia wód płodowych. Błąd lekarski polegał na tym, że lekarz nic nie zrobił po odejściu wód. Nawet nie wiedzieli kiedy to nastąpiło. To doprowadziło do obumarcia płodu. Potem całą noc pacjentka nie była monitorowana i nie przetoczono jej krwi na czas, co doprowadziło do ostrej sepsy organizmu i nad ranem jej zgonu
— dowiedziałam się.
Nim więc ktoś zawyrokuje, jak było w sprawie z Częstochowy, warto poczekać na wyniki pracy prokuratury i ustalenia kontroli. Oskarżenia polityczne mogą bowiem zaciemniać prawdziwy obraz sytuacji. A wszystkim powinno chodzić o to, by światło dzienne ujrzała prawda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/583351-znow-umiera-kobieta-i-znow-rozkreca-sie-polityczna-nagonka