Adekwatna wydaje się opinia niejakiego Szymka z Budziejowic (w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka”) wobec tego, co chce wyczyniać w Polsce hiszpański eurodeputowany z Europejskiej Partii Ludowej, Esteban González Pons.
Szymek miał wprawdzie na myśli pewne natrętne towarzystwo, ale intencje owego towarzystwa niewiele się różnią od jakobińsko-bolszewickiego zacięcia posłów EPL, w tym jej hiszpańskiej odnogi – Partii Ludowej. I pomyśleć, że kiedyś kierował nią José María Aznar.
González Pons jest nawet gorszy od obiektu oburzenia żołnierza Szymka z Budziejowic. Chce on bowiem „pomóc polskiemu społeczeństwu zmienić władze, które wydają się nie być dobre dla Polski” (tak się „wysypał” w wywiadzie dla portalu euractiv.pl). „Tym razem sprawa jest szczególna, ponieważ dotyczy wyborów – także do Parlamentu Europejskiego – w 2019 r. Chodzi wszak o podstawowe w demokracji prawo do uczciwej rywalizacji wyborczej. Nie wiemy jeszcze, czy w trakcie kampanii poprzedzających wybory doszło do szpiegowania, ale naszym celem jest sprawdzenie, czy politycy w Europie stali się ofiarami nielegalnego inwigilowania”. Nie wie, ale wie i oskarża. I jeszcze insynuuje europejski kontekst.
Pewnie sam González Pons chciałby być inwigilowany, żeby stać się kimś ważnym. To niech się zwróci do hiszpańskich tajnych służb, które mają Pegasusa od lat i od lat wykorzystują go przeciw politykom, choćby szpiegując katalońskich autonomistów. Ale to Gonzáleza Ponsa nie interesuje, tylko Polska. Bo można dokopać partii rządzącej w RP, która w EPL wzbudza tylko wściekłość i jakobińsko-bolszewickie odruchy. Pewnie dlatego marzy się hiszpańskiemu politykowi rola Feliksa Dzierżyńskiego czy innego Nikołaja Jeżowa: „Chcemy, aby Polacy wiedzieli, że działania polskiego rządu wymierzone w wolności i prawa będą miały konsekwencje finansowe”. Jeszcze niczego nie sprawdził, a już chce karać.
González Pons ma stać na czele „misji Parlamentu Europejskiego ws. zbadania informacji na temat nielegalnego użycia szpiegowskiego oprogramowania Pegasus przeciwko politykom opozycji”. Jeśli się zakłada z góry „nielegalne użycie”, to co i po co badać? Przecież González Pons już wszystko wie. Szkoda, że nie jest Jeżowem w stosunku do władz własnego państwa, tym razem rządzonego przez socjalistów. Tam na pewno udałoby mu się potwierdzić, że „rząd wykorzystał program [Pegasus] przeciwko prawom i wolnościom swoich obywateli”.
Pons – Jeżow wyrywa się do Warszawy, żeby się przymierzyć do generalnego ataku na władze Polski i Węgier. Ataku w Parlamencie Europejskim, który ze spraw zagranicznych podnieca się tylko Polską i Węgrami. Bo innych pewnie nie ma, na przykład Rosja nie chce nikogo napaść. Nie będzie więc komisji śledczej w sprawie Putina, tylko w sprawie Pegasusa w Polsce. Kto by się bowiem przejmował Pegasusem w Hiszpanii, Francji, USA, Kanadzie czy Wielkiej Brytanii. Niemcy Pegasusa nie potrzebują, bo mają własny program szpiegowski FinSpy. Podobnie jak Włosi (da Vinci i Galileo). Tylko Polska nie może używać takiego programu w walce z przestępczością, a inni mogą. Choćby u tych innych zaraz przekierowywał się na polityków i partie, które dla dobra demokracji trzeba inwigilować.
González Pons ma już gotowy scenariusz wojny z polskimi władzami, tylko przypadkowo zgodny z tym autorstwa partyjnego kolegi, niejakiego Donalda Tuska. Ponieważ już wie, że w Polsce z Pegasusem PiS wygrało wybory, odpowiednia komisja w Parlamencie Europejskim to potwierdzi, a potem będą żądania sankcji dla Polski w skardze do TSUE. Będzie też żądanie wykluczenia z europarlamentu posłów PiS. I to będzie ten wkład w zmianę władzy w Polsce, bo przecież obecna trwać nie może. A skoro nie można z nią demokratycznie wygrać, to można jej urządzić pokazowy proces i wsadzić do jakiegoś współczesnego gułagu. Tusk tylko na to czeka, bo sam nie jest w stanie nic zdziałać.
Ewidentnie Esteban González Pons chce przyjechać do Polski jako polityczny terrorysta i dywersant, więc demokratyczne władze Polski powinny go traktować jak powietrze (nawet jeśli brzydko pachnące), bo zakazać mu wstępu nie będą raczej w stanie. On ma zresztą bardzo słabe umocowanie prawne, a właściwie żadne, jeśli się weźmie traktaty i uprawnienia europarlamentu. Nikt nie musi się więc z nim spotykać, poza oszołomami z PO, którzy w ten sposób jeszcze bardziej się podjarają.
Organizowanie przez Gonzáleza Ponsa jakobińsko-bolszewickiej inspekcji w Polsce można kompletnie „olać” i to nawet demonstracyjnie. Innymi słowy, można go wysłać na drzewo. I powinien być wysłany na drzewo, a nawet nikt poważny nie powinien w jego kierunku spojrzeć. Ma bowiem mniej więcej takie prawo zawracania gitary polskim władzom jak propagandyści Putina z kanału Rossija 1.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/582904-nikt-z-rzadu-nie-powinien-nawet-spojrzec-na-gonzaleza-ponsa