„Oczywiście jak oglądam telewizję rządową, to jak są tam politycy Lewicy, to ciągle nas za coś punktują. PSL trochę mniej, ale ciągle mają do nas jakieś pretensje i Donald tylko zwrócił na to uwagę. Jak na korytarzach sejmowych gdzieś rozmawiamy, to posłowie z Nowej Lewicy czy z Polski 2050 są dla nas złośliwi. Nie wiem, czy chodzi o to, że mamy od nich lepszy wynik w sondażach, czy o co innego. Nie zamierzam ich atakować i Tusk też tego nie robi” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jerzy Borowczak, poseł PO.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Donald Tusk ostatnio energicznie namawia pozostałe partie opozycyjne na start wyborczy z jednej listy, ale wszyscy potencjalni koalicjanci – PSL, Polska 2050 i Nowa Lewica – póki co sprzeciwiają się temu pomysłowi. Nowa Lewica czuje się wręcz atakowana przez Donalda Tuska, Robert Biedroń zaapelował dziś do szefa PO, żeby „zszedł z cynicznej i destrukcyjnej dla opozycji drogi opluwania Lewicy”…
Jerzy Borowczak: Ale czy Donald Tusk kiedykolwiek mówił źle o Hołowni, Kosiniaku-Kamyszu czy o Czarzastym? Nie wiem, co oni wymyślają.
Chociażby dziś w Zambrowie Donald Tusk powiedział tak: „Zadaję pytanie, czy to, że Włodzimierz Czarzasty i jego współpracownicy nieustannie w pisowskich mediach koncentrują się na atakach na inne partie opozycyjne, oznacza, że po wyborach można się spodziewać jego współpracy z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim”.
Oczywiście jak oglądam telewizję rządową, to jak są tam politycy Lewicy, to ciągle nas za coś punktują. PSL trochę mniej, ale ciągle mają do nas jakieś pretensje i Donald tylko zwrócił na to uwagę. Jak na korytarzach sejmowych gdzieś rozmawiamy, to posłowie z Nowej Lewicy czy z Polski 2050 są dla nas złośliwi. Nie wiem, czy chodzi o to, że mamy od nich lepszy wynik w sondażach, czy o co innego. Nie zamierzam ich atakować i Tusk też tego nie robi.
Poseł PSL Władysław Teofil Bartoszewski w rozmowie z portalem wPolityce.pl stwierdził, że nie każda partia opozycyjna chce skończyć tak jak Nowoczesna. Potencjalni koalicjanci PO obawiają się, że gdyby poszli do wyborów z jednej listy, to zostaliby zmarginalizowani przez Platformę.
Bo im chodzi nie o Polskę, tylko o ich małe partyjki, małe interesy. Patrzą też pewnie na to, jak PiS załatwił Gowina, czy pewnie zaraz Ziobrę zastąpi PSL-em. Natomiast na spotkaniach ludzie mówią nam, żebyśmy zrobili jedną listę.
PSL zastąpi Solidarną Polskę w Zjednoczonej Prawicy? Pan w to wierzy?
Rozmowy na ten temat na pewno trwają. Waldemar Pawlak został przewodniczącym Rady Naczelnej PSL, a on zawsze był gotowy na koalicję z PiS-em. Jak pytali Waldemara Pawlaka, kto wygra wybory, to odpowiedział: „Nasz koalicjant”.
Wracając do tematu startu opozycji z jednej listy - pan mówi, że partiom opozycyjnym, które odrzucają ten pomysł, chodzi o ich interesy, a nie o Polskę. Ale przedstawiciele tych partii też mogliby zapytać – czy Donaldowi Tuskowi chodzi o Polskę, czy może po prostu o podporządkowanie sobie wszystkich formacji opozycyjnych?
Donald Tusk ma tylko taki interes, żeby wygrać nadchodzące wybory. W tym celu chciałby, aby partie opozycyjne były z nami tak, jak podczas ostatnich wyborów startowali z nami Zieloni, Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej i Nowoczesna. Jak startowaliśmy razem do Parlamentu Europejskiego, to ktoś kogoś zmarginalizował? Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz czy Jarosław Kalinowski zdobyli mandaty. I tak samo tutaj poszlibyśmy z jednej wielkiej listy, każdy by miał swoją podmiotowość. Można byłoby się umówić kto ma ile „jedynek”, „dwójek”, „trójek” itd. na listach.
Ale doświadczenie Koalicji Europejskiej jest często prezentowane – przede wszystkim przez polityków PSL – jako przykład porażki koncepcji startu całej opozycji z jednej listy. Mówią o tym, że chociaż wybory europejskie z reguły były trudniejsze dla PiS-u niż wybory krajowe, to i tak Koalicja Europejska je przegrała, zdobywając aż o niemal 7 proc. mniej głosów niż PiS. A przegrała przez to – tak mówią chociażby politycy PSL – że to była koalicja od Sasa do Lasa, w kampanii silnie pojawiły się lewicowe postulaty i konserwatywni wyborcy przestraszyli się, że zostaną zrealizowane.
Nieprawda. Przegraliśmy, bo był system Pegasus, bo politycy PiS-u jeździli od wioski do wioski przedstawiali, ile pieniędzy rozdadzą. Osobiście jestem gotowy nawet ustąpić z listy wyborczej komuś miejsca, bo uważam, że najważniejsze jest, aby wygrać te wybory.
Patrząc na sprawę praktycznie, to przy takim wspólnym starcie opozycji z jednej listy, trzeba byłoby zrobić sporo miejsca na listach dla polityków Polski 2050, PSL-u, Nowej Lewicy. Pan może jest gotowy ustąpić swoje miejsce na liście, ale pewnie wielu innych polityków PO burzyłaby się przeciwko takim przetasowaniom.
Sam Donald Tusk mówił, że nie musi być premierem, może oddać pola innym. Czy można okazać jeszcze więcej serca?
To może być taka teatralna deklaracja.
Jak teatralna? Niech pan zobaczy, jak było w przypadku Inicjatywy Barbary Nowackiej czy Zielonych. Dostali na listach „jedynki”? Dostali. Ktoś może mówić, że chce się go zmarginalizować dopiero po tym, jakbyśmy usiedli omówić tworzenie wspólnej listy i podczas dyskusji ktoś by się oburzył i powiedział, że odchodzi, bo na przykład chciał dwie „jedynki”, a ma jedną albo wcale. I wtedy to ja rozumiem. Natomiast teraz zastanówmy się, jak zbudować wspólną listę.
Jeden z potencjalnych koalicjantów KO, Polska 2050, stawia tu sprawę inaczej – mówi, że najpierw trzeba porozmawiać o programie opozycji. Jest propozycja Szymona Hołowni dotycząca debaty liderów opozycji. Popiera pan to, by Donald Tusk wziął udział w tej debacie?
Nie wiem, czy jest sens, żeby to robić, i to jeszcze przy kamerach. Takie negocjacje prowadzi się w gabinetach. Telewizja publiczna by to „fajnie” pokazała, byłaby z tego miazga. Jestem przeciwny, żeby Donald Tusk brał w tym udział.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/582659-nie-chca-startu-z-po-borowczak-chodzi-o-ich-male-partyjki