Nie bardzo wiadomo, co Donald Tusk chciał osiągnąć swoim dzisiejszym porannym maratonem po Wielkopolsce. Zamierzał zapewne pokazać zrozpaczonych przedsiębiorców, bankrutujących za rządów Zjednoczonej Prawicy. Okazało się, że nie udała mu się nawet własna ustawka. Dostarczył jednak Zjednoczonej Prawicy niezwykle ważnego materiału do rozmyślań.
Wygląda na to, że lider Platformy Obywatelskiej postanowił sprawdzić czy dałby radę zmierzyć się z kampanijnymi maratonami. Stawił się więc o świcie w piekarni w Kościanie, a potem w przetwórni owocowo-warzywnej w Starym Bojanowie, by porozmawiać z właścicielami firm. Przebieg obu spotkań bardzo mierny, co widać na zamieszonych w Internecie nagraniach. Nie ma żaru, ognia, jakiegokolwiek porozumienia Tuska z „ludem pracującym”. Okazuje się, że i efekt okazał się wyjątkowo mizerny. Wystarczył błyskawiczny rzut oka internautów by pokazać, że pan Przemysław Gil, którego PO opisała na Twitterze jako przedsiębiorcę, który „marzy o modernizacji swojej firmy”, ale przeszkadza mu w tym „sytuacja na rynku i podwyżki cen”, nigdy za rządów PO nie otrzymał tak hojnej pomocy od państwa, jak za rządów PiS. Tylko w ciągu ostatnich dwóch lat otrzymał ok. 1 mln zł bezzwrotnej pomocy. I nie była to jedyna pomoc.
Przemysław Gil prezentuje na swoim profilu w mediach społecznościowych wyjątkową niechęć do Prawa i Sprawiedliwości. W 2018 roku jasno komunikował, że nie zagłosuje na partię Jarosława Kaczyńskiego. Co ciekawe, rok wcześniej przyjął od rządu, który tak źle oceniał, blisko 3,5 mln zł dotacji i refundacji (3,1 mln zł dotacji od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju).
Z mediów społecznościowych można się także dowiedzieć, że piekarz odwiedzony dziś przez Donalda Tuska jest kolegą z klasy żony pana Przemysława. Widać organizatorzy nie postarali się nawet o zróżnicowanie grona „skrzywdzonych przez PiS przedsiębiorców”.
Trudno nie uznać dzisiejszego wypadu do Wielkopolski za fiasko. Nie bardzo wiadomo co miałby dać Platformie Obywatelskiej czy samemu Donaldowi Tuskowi. Chyba nawet Małgorzata Kidawa-Błońska i Bronisław Komorowski mieli lepszy kontakt ze swoim elektoratem. Nie popisał się więc w tej konkurencji. Przysłużył się jednak ogromnie rządzącym:
Po pierwsze, udowodnił że Prawo i Sprawiedliwość wspiera wszystkich przedsiębiorców, bez względu na ich sympatie partyjne i głos wyborczy. Hojnie uposaża także tych, którzy są do rządu nastawieni wrogo.
Po drugie, uświadomił – mam nadzieję – Zjednoczonej Prawicy, że ewentualne pomysły poszerzenia elektoratu za pomocą środków finansowych nie powiodą się. Widać to zarówno w świecie artystycznym, biznesowym, jak i wśród „zwykłych obywateli”. Przeciwnicy polityczni, trzymani przez totalną opozycję w antypisowskiej histerii, przyjmą każde pieniądze - od dotacji po 500+ i 14-tą emeryturę, ale nie zmienią swoich przekonań. Płynie stąd ważny wniosek: sprawy gospodarcze są niezwykle istotne, ale muszą być oparte na trzymaniu się ideowej tożsamości, która zapewniła Prawu i Sprawiedliwości zwycięstwo. Utrata choćby części dotychczasowego elektoratu byłaby bowiem dla ZP niezwykle groźna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/582215-znowu-lipa-tusk-chcial-pograzyc-pis-ale-ustawka-nie-wyszla