Polska wciąż nie otrzymała zaliczki na realizację Krajowego Planu Odbudowy, choć plan ten został przez Komisję Europejską zaakceptowany. A nie otrzymała, bo nie zlikwidowała Izby Dyscyplinarnej. Zgodnie z prawem, między obiema tymi kwestiami nie ma żadnego związku, reprezentują one dwa różne porządki, ale Unia tak miłuje „praworządność”, że by ją wprowadzić i ugruntować w krajach członkowskich, gotowa jest praworządność podeptać.
Trudno. Można tylko zauważyć, że unijne represje finansowe nie wpływają istotnie na sytuację polityczną w Polsce. Oczywiście, rządowi byłoby łatwiej, gdyby miał te pieniądze, ale krajobraz nie byłby znacząco inny.
Wstrzymanie KPO to zapewne nie koniec. Fundusze główne też mogą być - i będą - opóźniane, blokowane, zawieszane, arbitralnie przycinane. Pretekstów nie zabraknie. Celem jest przecież obalenie prawicowego rządu, również w celach wychowawczych, więc możliwe jest wszystko. Prawo - to już jasne - nie jest tu żadną przeszkodą, a TSUE klepnie każdą jazdę po bandzie, czy nawet poza bandą.
W tle jest spekulacyjny system opłat za emisję uprawnień do emisji CO2, który polską gospodarkę naprawdę może rozłożyć na łopatki. Jeśli ceny dalej będą rosły, jeśli nie dostaniemy więcej uprawnień, żadne tarcze osłonowe nam nie pomogą. Możemy znów biednieć, możemy znów się cofać - a przecież weszliśmy do Unii po to, by gonić, by się rozwijać.
W sumie: Polska musi być przygotowana na potężne wstrząsy. Musi mieć jakąś odpowiedź, choćby potencjalnie. Równie zdecydowaną jak ataki, które są wymierzone w naszą suwerenność. Nadchodzi bowiem czas wielkiej próby.
Od czego zacząć? Od pieniędzy. Jeśli unijne fundusze rozwojowe będą blokowane, Polska powinna zbudować swój własny fundusz. Oparty zarówno na pożyczkach, jak i na nowych podatkach, wymierzonych choćby w wielkie, międzynarodowe korporacje, także handlowe, które dziś płacą u nas symbolicznie, a wywożą wielkie zyski. Możemy także spróbować „przejąć” mechanizmy, choćby klimatyczne, którymi dziś zarządza Unia Europejska. Sięgając także po inne źródła, możemy zgromadzić setki miliardów złotych, które zastąpią unijne fundusze w projektach rozwojowych.
Obyśmy nie musieli sięgać po tak drastyczne działania. Ale jeśli nasza obecność w Unii ma polegać na pozbawieniu nas należnych pieniędzy i obarczeniu naszej gospodarki ciężkimi podatkami energetycznymi, to w istocie nie mamy się gdzie cofać. Musimy mieć plany kontrofensywy. Plany odważne, i obejmujące rozwiązania wcześniej niewyobrażalne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/581955-jesli-fundusze-z-unii-beda-blokowane-musimy-miec-plan-b