Tak zwana cytowalność, czyli liczba powołań innych mediów na ustalenia i komentarze danej redakcji, to ważna rzecz. Pokazuje wpływ danej redakcji na obieg medialny, jest kryterium opiniotwórczości. Portal wPolityce.pl oraz tygodnik „Sieci” są w tych badaniach zawsze w czołówce i zawsze nas to cieszy.
Ale choć sprawdzamy te dane raz na jakiś czas, to przecież nie pracujemy dla tych cyferek, a dla Czytelników. Rzetelność, obiektywizm, troska o dobro wspólne i polską rację stanu są fundamentami naszej pracy.
Dlatego z niepokojem zauważam (a podziela tę moją opinię sporo dziennikarzy z którymi rozmawiałem ostatnio), że doszło w tej sferze do pewnej patologii. Oto dwa wielkie internetowe potwory, pewne siebie i pyszne, nie znoszące krytyki (co wyszło przy sprawie księdza Stryczka, a wcześniej przy „wafelkowych” urodzinach Hitlera) zwarły się w śmiertelnym uścisku w walce o pierwsze miejsce w klikalności i cytowalności. Mają się o co bić, bo za pozycją lidera rynku idą konkretne, bardzo duże pieniądze.
Problem w tym, że gryząc się o zwycięstwo w mojej ocenie zwolniły jednocześnie wszelkie hamulce zawodowe. Puszczają na rynek wszystko, każdą plotkę, każdą bzdurę. Oczywiście antypisowską, bo grzebać w trzewiach kręgów rządzącej w Unii Europejskiej Partii Ludowej im nie wolno. W efekcie premier Morawiecki jest odwoływany co tydzień, minister Ziobro wymieniany na PSL co dwa tygodnie, a prezes Kaczyński ogłasza wcześniejsze wybory co kwartał. Polskie karabiny (jak się ostatnio dowiedzieliśmy hit eksportowy) rzekomo nie strzelają. A Polski Ład ma zostać „zawieszony” choć to niemożliwe, bo mówimy o ustawach podatkowych, które mogą zostać zmienione i podpisane przez prezydenta tylko przed rokiem podatkowym.
I tak dalej, i tym podobnie. Plotki rządzą naszym życiem, a jedynym skutkiem jest rosnąca „cytowalność” internetowych potęg. Z prawdą i dziennikarstwem nie ma to wiele wspólnego. Jest to męczenie społeczeństwa fake-newsami, puszczanymi bez elementarnej weryfikacji.
Dla każdego, kto zna kulisy polskiej polityki, jest oczywiste, że wiele z nich jest po prostu wymyślanych na zasadzie „tak może być”. No jasne, wszystko „może być”.
Zarabiają na tym, ale i tracą, bo nic dziwnego, że mało kto w kolejne sensacje już wierzy. A potem piszą sążniste analizy o utracie rządu dusz. Kłania się stara prawda: „kłamcy się nie wierzy choć i prawdę mówi”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/581840-mordercza-walka-medialnych-potworow-o-cytowalnosc
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.