Zwracam się do Szanownego Czytelnika z uprzejmą prośbą o wyrozumiałość dla pana ambasadora Mirosława Jasińskiego, przedstawiciela Rzeczpospolitej w Pradze, że stanął po stronie obcego państwa przeciwko państwu własnemu. Co prawda dyplomata został do naszego południowego sąsiada wysłany z konkretną misją i powinien reprezentować polskie interesy, opłacany jest przez polskiego podatnika, w kluczowej sprawie, w czasie zmasowanego ataku Brukseli na rząd w Warszawie, ale pan Jasiński ma też prawo do obrony - oto propozycja od advocatus diaboli.
Ekspert pod towarzyską presją
Przede wszystkim pan Jasiński od ponad trzech dekad zajmuje się sprawami czeskimi, jest od nich ekspertem i po prostu mógł się martwić o relacje ze swoimi wieloletnimi przyjaciółmi i współpracownikami. Polska może być ważna, ale przyjaciele i kontakty zawodowe to dla wielu Polaków rzecz święta, cóż więc miał pan ambasador zrobić? Zerwać bliskie więzi ze względu na jakieś tam interesy narodowe?
Zrozumieliby pana ambasadora Ignacy Turkułł czy Franciszek Potocki, biorący w 1841 roku udział w odsłonięciu pomnika generałów, którzy próbowali zatrzymać Powstanie Listopadowe. Niby było trochę wstyd, pomnik był monumentem hańby, a sama impreza wstydliwa dla Polaków, ale panowie nie chcieli zrażać sobie rosyjskich urzędników, nie chcieli by ich żony miały na przykład zakaz wstępu do salonu Teresy z Lubomirskich Jabłonowskiej, jakby źle to wpłynęło na ich życie rodzinne? Pan Jasiński przedłuża poczet tych Polaków, co - zdaje się - obok spraw polskich stawiają swoje osobiste wygody i święty spokój.
Zasłużony dawniej, korzystający dzisiaj
Poza tym Mirosław Jasiński był zasłużonym działaczem „Solidarności”, wydawcą podziemnych pism, ukrywał się w stanie wojennym. On już o Polskę powalczył, to zrozumiałe, że potraktował swoją funkcję dyplomatyczną nie jako pracę, ale jako nagrodę, emeryturę, rentę a la ZBoWiD.
Nie inaczej postępowali znakomici mężowie stanu, którzy się nawojowali, by na koniec odcinać kupony, organizować stanowiska swoim braciom i przyjaciołom, urządzać swoje arcygodne osoby.
Zrozumiałby pana ambasadora Jan Węgleński, który odsłużył swoje w Legionach Dąbrowskiego, więc to absolutnie naturalne, że w Księstwie Warszawskim, gdy został ministrem, zajął się karierą swojego brata, parę łapóweczek przygarnął, naginał swoje obowiązki, by się nie przepracować. Traktowanie wysokich urzędów jako nieformalnych wynagrodzeń za trudy młodości to prastara polska tradycja!
Przeciwko największemu złu
Po trzecie nie zapominajmy o najważniejszym - Mirosław Jasiński wystąpił przeciwko rządowi PiS. To już wszystko usprawiedliwia, furda tam miliony, których domaga się TSUE, pal licho Rzeczpospolitą, bo gdy z PiSem trzeba walczyć, wszelkie środki są święte.
Jakiż więc może być wyrok społeczny na pana ambasadora - stare tradycje, dawne zasługi, wreszcie antyPiS! Zasługuje dyplomata na najwyższą wyrozumiałość sądu historii - zanadto mieliśmy takich przypadków w przeszłości, by ten się jakoś szczególnie wyróżniał.
CZYTAJ TAKŻE:
Niebywałe! Ambasador staje po stronie Czech w sprawie Turowa!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/580879-przypadek-jasinskiego-czyli-traktowanie-urzedu-jak-emerytury