Najważniejsze, że Radosław Sikorski wreszcie zgodził się z własną żoną. Wprawdzie w sprawie polsko-amerykańskich relacji, ale zawsze. Nie wiadomo zresztą, po co opowiada o tej zgodzie, skoro sam ma od 2015 r. takie poglądy jak żona. Pewnie chodziło o promocję nowej książki żony („Wybór”) oraz o podlizanie się Donaldowi Tuskowi, wszak to on dokonał tego „wyboru” razem z Anne Applebaum. Sikorski dokonał natomiast wyboru „Gazety Wyborczej”, i to nie tylko jako forum swoich, czyli żoninych dywagacji.
Sikorski sobie popisał (a może się popisał), bo zauważył, że „Rosja pod panowaniem Putina wraca do polityki mocarstwowej”. Kiedy w 2010 r., zaledwie kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej, mąż swojej żony (nie Fołtasiówny z filmu Barei, ale prawie) zakumplował się z Siergiejem Ławrowem, realizatorem polityki zagranicznej Putina, a nawet pozwalał mu indoktrynować polskich dyplomatów, Putin ani nie panował (formalnie był wtedy premierem), ani nie prowadził wielkomocarstwowej polityki.
Tak jak obecnie Sikorski w sprawie Putina fantazjować może tylko ktoś, kto próbuje się usprawiedliwić za to, że dał się wykorzystywać Putinowi jak pierwsza naiwna (albo druga doświadczona, udająca naiwną). Także wtedy, gdy 10 kwietnia 2010 r. od razu wiedział, kto jest winny katastrofy i że nie Rosjanie. Putin był i będzie mu za to dozgonnie wdzięczny. I może nawet wybaczy mu różne zaczepki, choć w istocie bez znaczenia, bo kim jest teraz Sikorski poza tym, że mężem swojej żony.
Jak już mąż swojej żony się usprawiedliwił, to przeszedł do besserwisserstwa, czyli zabawił się w Wujka Dobra Rada. Jego trzy postulaty są banalne jak książka żony i jej kolegi (Tuska). Otóż Sikorski radzi, by „utrzymać bliskie relacje ze Stanami Zjednoczonymi”, „wzmocnić pozycję Polski w ramach Unii Europejskiej”, szczególnie dopieszczając nowy rząd Niemiec. Zapewne tak jak on 28 listopada 2011 r. dopieszczał rząd Angeli Merkel w tzw. hołdzie berlińskim. Jest jeszcze trzecia rada wujka: „stworzenie regionalnej koalicji państw regionu zagrożonych ze strony Moskwy”. „Regionalna koalicja regionu” zapewne dlatego, że mogłaby być regionalna koalicja globu.
Zadziwia w radach męża swojej żony to, że używa określenia „nasze władze” na rząd i prezydenta. Tym bardziej że uważa je za „nieprzewidywalne, awanturnicze i skłócone z najważniejszymi sojusznikami – USA, Unią Europejską i Niemcami”. Nawet to, że prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę medialną „nie jest żadnym sukcesem”. Bo „po prostu zrobił krok w tył znad przepaści”. Przepaść była zapewne dlatego, że sprawa TVN jest nawet ważniejsza niż Putin. W końcu, gdzie Anne Applebaum i jej mąż by występowali? Przy okazji szkoda się znęcać nad powtarzaniem przez Sikorskiego, że TVN jest największą amerykańską inwestycją w Polsce, skoro jest siódmą.
Sikorski wprawdzie nie wymaga od „władz”, by kajały się za bycie „wysepką trumpizmu” w Europie, ale brak hołdu waszyngtońskiego na początku prezydentury Joe Bidena to musiała być straszna wpadziocha. A jak dodać do tego TVN, to była już prawie wojna. Nałożona na inną wojnę – „zagrożenie wokół polskich granic”. Za wszystkim stoi Jarosław Kaczyński, który „igra losem Polski”. Ależ męża swojej żony musi boleć to, że gdy Kaczyński był premierem, a on ministrem obrony w jego rządzie, w czasie lotu z Afganistanu nie chciał słuchać Wujka Dobra Rada, tylko trochę odpocząć.
Gdy mąż swojej żony zamienił się w geopolityka (powtarzając zresztą za żoną), pouczył, że „polski antydemokratyczny rząd najwyraźniej wychodzi z założenia, że Amerykanie nigdy nie porzucą naszego regionu Europy”. To jak: antydemokratyczny czy „nasz”? A żona twardo twierdziła, że porzucą, i to jakiś rok temu, bo po co komu Polska. A wydane na obecny układ geostrategiczny setki miliardów dolarów to przecież pestka. Można wszystko oddać Putinowi i będzie git. To po co przestrzegać przed jego „wielkomocarstwowością”?
Wcześniej Anne Applebaum już położyła lagę na Polsce jako sojuszniku, a teraz (w książce „Wybór”) trochę się cofa (może ze względu na Tuska?) pisząc, że „dziś polski rząd niebezpiecznie zbliża się do tego, co Ameryka jest w stanie tolerować u bliskiego sojusznika”. A skoro tak, to „można założyć, że poradzą sobie bez Polski jako sojusznika albo z Polską ponownie okupowaną”. Brzmi to jak zachęta dla Putina, by Polskę zaatakował, skoro Ameryce to wisi. A jak wisi, to akurat słusznie Sikorski przestrzega przed „powtórką z Jałty”. No, ale co to za sojusznik, gdyby chciał, tak jak w Jałcie Roosevelt ze Stalinem, dogadać się z Putinem i sprzedać Polskę?
Na szczęście ewentualna nowa Jałta to nie byłaby wina Bidena i Putina, lecz „izolacjonizmu Kaczyńskiego”. A skoro tak, to „znowu decydują ponad nami”. Konkluzja jest ni z gruchy, ni z pietruchy: „Nacjonalizm po raz kolejny szkodzi narodowi”. Jaki nacjonalizm? Rosyjski? Amerykański? Najważniejsze, że znalazło się usprawiedliwienie dla złamania sojuszy i zniszczenia tego wszystkiego, co po upadku komuny udało się stworzyć. Na szczęście nie decyduje o tym ani Sikorski, ani jego żona. Ani ich kolega Donald Tusk.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/580745-sikorski-znalazl-uzasadnienie-dla-nowej-jalty