Donald Tusk już dziś, blisko dwa lata przed wyborami, nie wiadomo na jakiej podstawie zakłada, że wkrótce, a najpóźniej za niecałe dwa lata będzie władcą Polski. Roi sobie w głowie, że ledwo obejmie władzę, dokona reformy całości państwa polskiego w myśl swojej wizji. Reforma będzie służyła wypełnieniu jednego celu – dokonania zemsty na obecnie rządzących. Oficjalnie będzie to określane mianem „właściwego potraktowania tych, którzy na to zasłużyli”. Tego wymaga Donald Tusk – demiurg sprawiedliwości. Tego pragną Polacy? Pewnie tak uważa. Został zesłany na ziemię, żeby w Polsce zapanowała prawdziwa demokracja i sprawiedliwość. Zrozumiałe więc, że on Donald Tusk w kolejnej rozmowie kreuje się na męża opatrznościowego, który uratuje Polskę przez złem, jakie niszczy nasz kraj.
Jego kolejne publiczne wystąpienia zawierają dwie charakterystyczne, powtarzające się cechy. Mówi dziś tak, jakby jego zwycięstwo i wygrana jego partii były sprawą przesądzoną. Jakby głos wyborców inaczej niż on myślących, nie miał żadnego znaczenia. Wszystko potoczyć się musi zgodnie z jego życzeniami. On jeden bowiem wie, czego naprawdę potrzebują Polacy. O jakim przywódcy państwa śnią zasypiając. O nim. O Donaldzie Tusku.
Drugą cechą jest to, że jego wypowiedzi roją się od wzajemnych, wewnętrznych sprzeczności. Mimo, że są one nie do pogodzenia, każdą z nich wygłasza z cała powagą. Jako niezbitą prawdę lub jako coś oczywistego.
Niezależnie od tego Donald Tusk, od czasu do czasu potrafi zaskoczyć. W noworocznej rozmowie dla mało znanego medium, po kilku miesiącach od swego przyjazdu, ujawnił wreszcie motyw powrotu do polskiej polityki. Chcę – wyjaśniał – odpłacić sprawiedliwie tym wszystkim, którzy złamali prawo, począwszy od złamania konstytucji. Aby tego dokonać muszę „odbudować niezależny system sądownictwa i możliwie niezależną od polityki prokuraturę”.
Donald Tusk ubolewa nad agresją w debacie publicznej, ale podkreśla, że za brutalizację życia politycznego z pewnością nie odpowiada opozycja. Na szczęście widzi możliwość odrzucenia niedobrych emocji psujących debatę. Takie emocje zanikną – dodał – bo „kiedy zdobędziemy władzę rozliczymy, albo zdelegalizujemy PiS, bo to organizacja przestępcza”.
Na koniec tego fragmentu wygłosił znamienną deklarację.
Dla mnie w polityce, w życiu publicznym ważna jest inspiracja chrześcijańska
—powiedział.
- No proszę, pomyślałem - pamięta o korzeniach i honoruje je. Może i mnie oszczędzi jako poplecznika PiS. Moja radość okazała się przedwczesna. Po chwili Donald Tusk dodał:
Ale powiem szczerze: mam dosyć nadstawiania drugiego policzka.
No, tak pomyślałem. Ze mną też już koniec.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/580294-donald-tusk-czesciowy-do-pewnego-momentu-chrzescijanin