„Obecny układ geopolityczny i zarazem ideologiczny jest przeciwko nam w świecie Zachodu, a Rosja chce wrócić do koncertu mocarstw. Moim zdaniem Rosja chciałaby być uczestnikiem nowego Świętego Przymierza” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk i politolog, wykładowca KUL.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Skandaliczne słowa! Ławrow obraża Polskę i inne kraje Europy Środkowej. Nazywa je w wywiadzie… „bezpańskimi”
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan Profesor ten mijający rok w polityce? Jaki to był rok? Czy czymś Pana zaskoczył?
Prof. Mieczysław Ryba: W sferze międzynarodowej to był rok, kiedy dokonywała się w przyspieszonym tempie dekonstrukcja świata, który znamy, czyli pewnego jednobiegunowego układu stosunków w świecie, gdzie dominowali Amerykanie. Zwłaszcza w naszej części świata, czyli w Europie. Ich wycofanie się i skoncentrowanie na azjatyckim froncie niesie ze sobą bardzo duże perturbacje i to odczuwamy. Odczuwamy to również dlatego, że zmienił się prezydent w Stanach Zjednoczonych, który porozumiewając się z Niemcami w ogromnej mierze sprowokował tę presję, którą w tej chwili przeżywa cała Europa Środkowa.
Druga rzecz. Mimo tego, że pandemia dawała nadzieję na inny kontekst ideologicznych przemian w świecie Zachodu, być może pewnego opamiętania, to opamiętanie nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie - zintensyfikowały się działania rewolucyjne, neomarksistowskie, związane z rewolucją seksualną oraz rewolucją ekologistyczną, które wywracają wszystkie porządki. I ten porządek relacji międzyludzkich tak fundamentalnych jak relacje kobiety i mężczyzny, jak relacje rodzicielskie, ale również relacje narodowe czy religijne, kościelne. Niewyobrażalne wstrząsy idące do tego stopnia, że praktycznie zrywane są więzi, te wielopokoleniowe więzi kulturowe, pewien kod kulturowy na skalę nieporównywalną z niczym w historii. To oczywiście w sposób realny odbija się na Polsce, bo z jednej strony mamy do czynienia ze spotęgowaną presją na Polskę idącą z Brukseli i z Berlina. Ta presja łączy się z sankcjami, jakie są na nas nakładane. Trudno nazwać to karami, bo one są tak niesprawiedliwe, jak chociażby kwestia Turowa czy kar za Izbę Dyscyplinarną, dlatego nazywam to sankcjami. Chodzi o zmianę rządu w Polsce, chodzi o wymuszenie pewnych rozwiązań rewolucyjnych, które dominują w Europie, szczególnie w Parlamencie Europejskim. Z drugiej strony mamy presję rosyjską. Rosja poczuła miękkość Ameryki i stara się poszerzyć swoją strefę wpływów, więc zagrożenie, które czujemy jest spotęgowane. Wreszcie rząd czuje też presję opozycji, która jest ściśle powiązana z tą „zagranicą”, z Berlinem, i to ma wymiar ideologiczny - te różne demonstracje ideologiczne strajku kobiet. Wreszcie takie związane ze sprawami czysto politycznymi. Także bardzo trudny czas - i w świecie, i w Europie, i w Polsce dokonują się niesamowicie ważne rzeczy, rozstrzygnięcia, które będą ważyć być może na pokolenia. W tym więc względzie wiele tutaj doświadczyliśmy i różnym osobom otwierają się oczy. Widzimy, że historia się nie kończy, że ona jest w nieustannym biegu i trwaniu. Wraca geopolityka ze wszystkimi trudnymi czy czasem tragicznymi uwarunkowaniami - jesteśmy między Niemcami a Rosją - i szansami, bo znajdujemy się w węzłowym punkcie na całym kontynencie europejskim. Także jest cały szereg rzeczy.
Natomiast w perspektywie religijnej, bo przecież tym też żyjemy, moim zdaniem kluczowy jest moment beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego. Jest to postać, która w najczarniejszej nocy komunizmu potrafiła poprowadzić Kościół i wyprowadzić go jako zwycięski w momencie kiedy zewsząd, i w kraju i w sensie geopolitycznym byliśmy poddani presji ideologicznej oraz przemocy mocarstwa totalitarnego. Człowiek o niewyobrażalnych horyzontach, który nie wstydził się i nie bał się wiązać polskości z katolicyzmem w bardzo silnej więzi kulturowej, co wydaje się być pewną odpowiedzią w ogromnej mierze na wyzwania współczesności, szczególnie te dotyczące spraw duchowości, spraw kultury narodowej.
Jaki ten rok był dla opozycji? Czy można powiedzieć, że powrót Donalda Tuska stanowił cezurę?
W bardzo wąskim zakresie. Donald Tusk powstrzymał spadek sondaży Platformy na rzecz Hołowni, a za prezesury Borysa Budki działo się już katastrofalnie. I to wszystko. Cała reszta jest już jednak porażką Donalda Tuska i tej koncepcji. Myślę, że jest też pewne rozczarowanie, które pojawiło się u jego mocodawców, czyli w Berlinie, ponieważ on miał prostą drogą prowadzić do zmiany władzy w Polsce. Mimo potężnych trudności obiektywnych, jakie niosła za sobą ta pandemia i wszelkie lockdowny, związane z tym kryzysy w służbie zdrowia, mimo tego że rząd miał potężne obiektywne trudności, to Donald Tusk wchodząc w retorykę totalnej opozycji, a nawet ją wzmacniając, nie był w stanie przebić szklanego sufitu, jaki wisi nad Platformą. Wręcz przeciwnie - wzmocnił go znacząco. Takie mam wrażenie, że szklany sufit został znacząco wzmocniony przez Donalda Tuska. I to jest porażka, bo nie chodzi przecież tylko o to, żeby następowało przesunięcie elektoratu między Hołownią a Platformą, bo jest bardzo wąska kwestia. To jest zupełne minimum. Natomiast wydaje się, że Tusk został tutaj przysłany po to, aby wygrać wybory, a tego nie widać na horyzoncie.
Jaki jest w ogóle stan opozycji? W jakim stanie ona wchodzi w Nowy Rok?
Opozycja zasadniczo tkwi w martwym punkcie. Jej największą słabością diagnozowaną przez wielu analityków, podpowiadaną nawet w telewizjach, w programach czy na łamach prawicowych gazet, jest brak programu. Platforma i opozycja musi stworzyć pozytywny program, który pociągnie obywateli i też zlikwiduje pewien strach przed ich rządami. Opozycja nie dość, że takiego programu zasadniczo nie przedstawiła, a jeśli już, to w ogóle on nie wybrzmiał, albo nie został usłyszany przez zwykłych obywateli, to na dodatek fatalnie zachowała się w krytycznych momentach dla Polski, jak atak na polskie granice przez Łukaszenkę za pośrednictwem migrantów. W momencie, kiedy Polska jest w wojnie hybrydowej z Rosją i z Białorusią, opozycja stanęła w pozycji destruktora od wewnątrz. Te szaleńcze ataki na Straż Graniczną, na polskie wojsko, werbalne ataki, czasem i nie tylko werbalne - to wszystko spowodowało utwierdzenie u wielu Polaków już nawet nie tylko przekonania, że opozycja się nie nadaje do rządzenia, ale wręcz lęku przed taką ewentualnością. Najbardziej odzwierciedlił to sondaż, który dokładnie dotyczył tej sprawy, czyli dotyczył tego, czy opozycja nadaje się, czy jest gotowa do przejęcia władzy. Mimo tego, że sytuacje partyjne pokazują, że zwolenników szeroko rozumianej prawicy i lewicowo-liberalnej opozycji jest pół na pół, to tylko jedna czwarta Polaków uważa, że opozycja rzeczywiście jest gotowa przejąć władzę. To jest wynik katastrofalny, pokazujący, że to zachowanie, taki sposób bycia w opozycji, jest nieakceptowalny i prowadzi na manowce cały ten obóz szeroko rozumianej totalnej opozycji.
Czego należy spodziewać się w przyszłym roku? Czy czeka nas konflikt z Rosją? Słowa Siergieja Ławrowa, że „Polska nie jest krajem niepodległym, ale bezpańskim” brzmiały niczym uzasadnienie dla przyszłej inwazji.
To jest raczej komunikat idący w kierunku Niemiec. Niekoniecznie musi być to inwazja na Polskę. Może być na Ukrainę. Niekoniecznie to musi być inwazja w sensie klasycznego ataku wojsk, tylko może to być kontynuacja wojny hybrydowej. W moim przekonaniu jednak największe niebezpieczeństwa idą ze strony niemieckiej. Dlaczego tak uważam? Ponieważ Niemcy mają większe narzędzia wpływania na sytuację w Polsce, wewnątrz - poprzez presję Komisji Europejskiej, TSUE, tworzenia superpaństwa, nakładania sankcji, wymuszania pewnych zachowań społecznych poprzez pewne media czyli kreowania jakichś napięć. Do tego oczywiście Rosja będzie się starała wchodzić coraz bardziej w te bufory, które nas zabezpieczają od wschodu. To porozumienie niemiecko-rosyjskie to jest rzeczywiście niebezpieczeństwo geopolityczne, które wisi nad nami. Nie mamy wielu sojuszników, którzy chcieliby to odepchnąć. Od momentu, kiedy Amerykanie się cofnęli, kiedy słabną, w momencie, kiedy w Ameryce zaczął rządzić układ lewicowy, to rzeczywiście ten problem jest naprawdę duży i będziemy się z tym zmagać. Ostatecznie największą naszą siłą i największym kapitałem jest postawa społeczeństwa. Oczywiście też położenie geopolityczne, stosunkowo już nie tak słaba gospodarka, ale przede wszystkim postawa społeczeństwa, czy ono będzie wierne niepodległości w wielu aspektach. Czy uzna, jak w XVIII wieku, że lepiej być podległym komu innemu, lepiej zawiązać nową Targowicę, bo będzie nam pod innym panowaniem lepiej? Czy też będziemy wierni II Rzeczpospolitej, kiedy to praktycznie elity do samego końca były wierne Niepodległej? To jest duży kapitał. Żeby szybko rozstrzygać pewne konflikty, kwestia determinacji społeczeństwa, jego zachowania jest fundamentalna. Na przykład Rosja, dlaczego może kalkulować w ten sposób, że atak na Ukrainę jest nieopłacalny? Bo jeśli społeczeństwo ukraińskie będzie o wysokim morale, będzie bronić swojej niepodległości, to koszty takiej wojny są zbyt duże. Podobnie jest z nami, i w kwestii Rosji, i w kwestii Zachodu. Jeśli nie będziemy ulegać presji, zmieniać rządu tylko dlatego, że Niemcy tak chcą, jeśli nie będziemy ulegać presji ideologicznej, nie rewolucjonizować swoich dzieci, to ostatecznie wygramy, bo mamy ku temu różne atuty. To wszystko będzie się rozstrzygać i z pewnością łatwo nie będzie. Obecny układ geopolityczny i zarazem ideologiczny jest przeciwko nam w świecie Zachodu, a Rosja chce wrócić do koncertu mocarstw. Moim zdaniem Rosja chciałaby być uczestnikiem nowego Świętego Przymierza. Przypomnijmy, kiedy taki koncert mocarstw w epoce napoleońskiej po Kongresie Wiedeńskim powstał, to Rosja była żandarmem Europy, ramieniem zbrojnym Świętego Przymierza. W sytuacji, kiedy ktoś chciał wybijać się na podmiotowość, były interwencje wojsk rosyjskich - później na Węgrzech, wcześniej w Belgii to było przecięte powstaniem listopadowym. Rosja będzie starała się wchodzić do gry w Europie. Niemcy ich zapraszają - przypomnę Nord Stream. Amerykanie na razie się opierają, ale ich opór jest zdecydowanie mniejszy niż za czasów Trumpa. Pytanie więc, jaka jest nasza siła i ile będziemy w stanie z siebie wykrzesać, żeby się bronić? Zobaczymy.
Czy jest nadzieja, że zaplanowane na przyszły rok w kilku państwach UE, w tym we Francji, wybory pozwolą zmienić układ sił, przynajmniej w Parlamencie Europejskim, na korzyść konserwatystów?
Może się dużo wydarzyć. To, co zwiemy pandemią, tymi wszystkimi lockdownami, stanem gospodarek europejskich, to wszystko powoduje duże wstrząsy, również na scenie politycznej. Zakładając pozytywny scenariusz, że rzeczywiście do takiej zmiany dojdzie, to możemy myśleć o pewnych ideologicznych przetasowaniach i o poprawie naszej pozycji w UE. Nie sądzę, żeby poprzez jedne wybory we Francji doszło do jakiegoś zjawiska, które byśmy mogli nazwać kompletną zmianą układu sił. W to akurat nie wierzę, bo Niemcy dominują i potrafią sobie skonfigurować taką większość. Natomiast na pewno może wtedy dojść do znaczącej poprawy naszego położenia, to znaczy większej siły, która będzie się przeciwstawiać budowie superpaństwa, bo przecież się temu przeciwstawiamy chcąc Europy ojczyzn, i tej presji ideologicznej ideologii gender, czemu się też przeciwstawiamy. To by było ważne. Natomiast też trzeba powiedzieć uczciwie, że te siły prawicowe na przykład we Francji nie są za tym, żeby wypychać Rosję z Europy, co jest w naszym interesie. Wręcz przeciwnie, więc tu akurat niewiele się zmieni.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/580102-wywiad-prof-ryba-uklad-geopolityczny-jest-przeciwko-nam