Książka Donalda Tuska „Wybór” to zapis 12 rozmów byłego premiera z dziennikarką Anne Applebaum. Miała być rozliczeniem się z bagażem przeszłości, przez który polityk stracił szansę na fotel prezydencki. O próbie napisania na nowo historii, w których Tusk odegrał negatywną rolę – pisze na łamach tygodnika „Sieci” Marcin Wikło.
Czytając „Wybór” nie można nie zauważyć, że celem autorów jest rozbrojenie negatywnych emocji, które przeszkadzają Tuskowi w odzyskaniu władzy. Książka staje się zatem przerażającym studium kłamstwa, w którym polityk przypisuje innym swoje winy.
Mamy więc w książce powrót do opowieści o demonicznym Kaczyńskim, który bierze na celownik kolejne grupy, by nimi straszyć: „Jeśli chcesz mieć władzę i uzasadnienie dla permanentnego stanu wyjątkowego w polityce, znajdź obcego. Nadaj mu możliwie wiele cech egzotycznych dla większości. Niech stanie się wrogiem” – mówi Tusk. Tym razem ma na myśli imigrantów, bo to temat na czasie, ale czytelnik ma przyswoić, że takie działanie to stała metoda prezesa PiS. Ktoś z krótszą pamięcią być może się nabierze, ale co z tymi, którzy jeszcze dobrze pamiętają wykluczającą najuboższych politykę koalicji PO-PSL? A co do samych słów i piętnowania, czy to nie Donald Tusk jest prekursorem metody przypisywanej dziś Kaczyńskiemu? Kto pamięta o „moherowych beretach”, pogardliwym określeniu starszych osób, które zazwyczaj na PO nie głosowały, albo akcji „Zabierz babci dowód”?
— pisze Wikło.
Nazywanie siebie demokratą w starym stylu, pomijanie niewygodnych faktów z czasów, kiedy przy władzy była koalicja PO-PSL, i insynuacje o możliwości fałszowania wyborów przez PiS to stałe elementy narracji Tuska. Niejednokrotnie trudno uwierzyć, że można tak przekręcać fakty.
Tak jest z rozmową o tragedii smoleńskiej, dla której punktem wyjścia jest wspólna fotografia premierów Polski i Rosji na sopockim molo z 1 września 2009 r. Tusk podskórnie czuje, że paktowanie z Kremlem to jest historia, która bardzo na nim ciąży. Ale nie próbuje się w żaden sposób ukorzyć, wręcz przeciwnie, atakuje i oskarża. Mówi o czasie tuż po katastrofie, o tym, jak dowiedział się o niej od Radosława Sikorskiego. Tusk dochodzi widocznie do wniosku, że skoro jest okazja, by opowiedzieć to wszystko jeszcze raz, od nowa, to można parę elementów dodać, z korzyścią dla siebie. Dowiadujemy się o jakichś konsultacjach z prawnikami, choć jest jasne, że takich nie było, że w pierwszym sztabie uczestniczyli tylko najbliżsi współpracownicy i PR-owcy. Właśnie brak prawników spowodował, że de facto oddaliśmy dochodzenie Rosjanom na mocy konwencji chicagowskiej. A jednak Tusk brnie w skrajnie inną opowieść: „To kolejne kłamstwo smoleńskie! Każdy, kto sugeruje, że istniała szansa, by negocjować tę kwestię, działać na podstawie jakichś innych umów, po prostu nie wie, o czym mówi! Każda próba innego rozwiązania oznaczałaby najzwyczajniej w świecie oddanie Rosji pełnej inicjatywy w śledztwie
— czytamy w materiale Marcina Wikły.
Dziennikarz zauważa, że w publikacji Appelbaum i Tuska nie zabrakło także komentarzy dotyczących konfliktu na granicy polsko-białoruskiej i krytyki działań rządu i polskich sił zbrojnych. Można zatem zadać sobie pytanie, czy Tusk sam nie stawia siebie w roli „wroga Polski”, którą tak chętnie przypisuje innym.
„Wrogowie Polski nie mogli wymarzyć sobie lepszego scenariusza. Atakowanie własnego rządu w chwili najgłębszego kryzysu, atakowanie niezwykle brutalne i nieuzasadnione było zdradą interesu narodowego” – oto słowa Donalda Tuska. Były premier w ten sposób żali się na opozycję, która w kwietniu 2010 r. domagała się niezależnego polskiego dochodzenia ws. katastrofy smoleńskiej, takiego, które pracowałoby zgodnie z prawidłami sztuki i nie wykluczało żadnych teorii, nawet tych budzących najwięcej kontrowersji. Dziś dowiadujemy się, że to był atak na rząd o sile – warto te słowa powtórzyć – „zdrady interesu narodowego”. To mocne słowa. Zastanówmy się, czy nie adekwatne do obecnej sytuacji, o której też jest w książce mowa. Ciekawe, jak Tusk nazwałby wpisywanie się polityków swojej partii w propagandę reżimu Łukaszenki, który używając migrantów, prowadzi ciągły i zmasowany atak na polską granicę? Czy to nie jest „najgłębszy kryzys”? Czy występów posłów Sterczewskiego czy Jachiry nie nazwalibyśmy „brutalnym i nieuzasadnionym” atakowaniem poczynań rządu polskiego? Niestety, takich refleksji w książce „Wybór” się nie doczekaliśmy
— podsumowuje Wikło.
Więcej w podwójnym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 27 grudnia br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć TUTAJ.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/579859-marcin-wiklo-w-tygodniku-sieci-wielkie-wyparcie-tuska