Trudno mieć wątpliwości, że tzw. klimatyzm stał się dziś w świecie zachodnim jednym z zamienników religii. Wiemy, że w sferze sacrum nie może być pustki, że gdy przepędzi się Boga, w jego miejsce wchodzą inne bożki. I tak jest tym razem. Dobre jest to, co służy ochronie klimatu, który rzekomo zmienia się bardzo szybko. Piszę rzekomo, bo jest to przecież w istocie akt wiary, a nie obiektywny opis zjawiska. Wszystkich naukowców, którzy wątpili, skutecznie wypędzono z uniwersytetów, a ci, którzy i dziś mają wątpliwości, milczą, słusznie obawiając się cywilnej i zawodowej śmierci w razie publicznego podniesienia jakichkolwiek wątpliwości.
Klimatyzm kosztuje. Ceny energii biją kolejne rekordy. W Polsce aż 2/3 ceny, którą płacimy, to faktyczny parapodatek, narzucony przez Unię Europejską. Koszt emisji jednej tony CO2 na Europejskiej Giełdzie Energii EEX zbliża się do 100 euro, czyli do poziomu trzykrotnie wyższego niż rok temu.
Polska próbuje przemodelować system ETS, obecnie tak skonstruowany, że wyjątkowo niekorzystny dla naszego kraju. Idzie to bardzo ciężko, bo sprawa dotyczy wspomnianego wyżej sacrum. W oczach unijnych notabli wysokie ceny emisji są w sumie korzystne, ponieważ teoretycznie przyspieszają transformację energetyczną. Problem w tym, że tylko teoretycznie, a poza tym pacjent może nie przeżyć całej operacji. Po dekadach wzrostu i rozwoju możemy doświadczyć skokowego spadku poziomu życia, ponownego nasilenia emigracji i wszystkich innych konsekwencji biedy. Jest to tym bardziej realne, że Bruksela chce rozszerzać system uprawnień do emisji CO2 na inne branże. Zgodnie ze swoją starą zasadą, według której w razie kłopotów należy stosować jeszcze więcej tego samego.
Co zrobi Polska? W rozmowie z „GPC” Jarosław Kaczyński został zapytany, czy gdyby negocjacje wewnątrz UE ws. ETS nie przyniosły żadnych rozstrzygnięć, to czy jesteśmy gotowi jednostronnie zwiesić stosowanie systemu handlu emisjami. Prezes PiS odpowiedział, że „jest zdecydowanie za wcześnie na takie jednoznaczne i daleko idące deklaracje”:
Piłka w grze. Choć oczywiście żadnego rozwiązania nie można wykluczyć. Żaden rząd - uczciwy wobec ludzi - nie może się godzić na to, by ktoś zubażał obywateli i dusił gospodarkę. Nawet jeśli tym kimś jest Komisja Europejska.
Prezes PiS zapowiedział, że jeśli system ETS będzie prowadził do zablokowania wzrostu PKB, czy wręcz jego kurczenia, to rząd będzie działał „zdecydowanie”. Zapewnił jednocześnie, że nasz sektor energetyczny będzie się modernizował:
Ale UE nie dość, że chce, by działo się to w bardzo szybkim tempie, to jeszcze obciąża Polskę potężnym parapodatkiem, który z tygodnia na tydzień rośnie. Musimy chronić obywateli, firmy przed tym agresywnym działaniem, bo w grę wchodzą setki miliardów złotych.
O jednym warto pamiętać: Polska wchodziła do Unii Europejskiej po to, by móc się rozwijać. To dlatego oddaliśmy Brukseli tak duży kawałek naszej suwerenności (wówczas wydawało się, że jest on ściśle określony). Jeśli Bruksela narzuci Polsce mechanizmy, które przyniosą albo regres ekonomiczny, albo choćby drastyczne spowolnienie rozwoju, nasza obecność w Unii Europejskiej stanie pod dużym znakiem zapytania - nie z naszej winy, nie z naszej woli. To jest czerwona linia, którą powinny widzieć również Bruksela, i Berlin.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/579439-czerwona-linia-ktorej-pl-przekroczyc-nie-moze-jest-blisko
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.