Olbrychski potwierdza, że lepsza od troski o twórców jest metoda traktowania ich z buta. Albo peerelowska metoda robienia z nich pajaców.
Boże Narodzenie bez wizji świata i Polski autorstwa Daniela Olbrychskiego trzeba by odwołać. „Gazeta Wyborcza” opublikowała list Olbrychskiego nie wiadomo do kogo. Tym listem oberrecenzent i superrewizor Polski i świata usprawiedliwia swoją nieobecność przed pałacem prezydenckim, gdy Donald Tusk wieszał na gałęzi albo jakoś tak.
Olbrychski ma to do siebie, że wszystko przeteatralizowuje, czyli np. wtedy, gdy trzeba szeptać, to krzyczy. Gdy potrzeba jakiegoś delikatnego środka wyrazu, to on używa ekstremalnego. Głównie dlatego, że poza aktorstwem (raczej intuicyjnym niż intelektualnym – jak u Holoubka czy Łapickiego) właściwe na niczym się nie zna na tyle, żeby musiał zabierać głos. Ale on im bardziej się nie zna, tym częściej mówi.
W liście nie-liście opublikowanym w organie Michnika Olbrychski stwierdził, że „w tych przedświątecznych dniach na naszych oczach sypie się nam Ojczyzna”. Im się sypie. „Czy z głupoty społeczeństwa?” – pyta. Chyba tak, skoro „trzydziestoprocentowa głupota to średnia norma w wielu krajach”. On jest zapewne w górnych 2 proc. najmądrzejszych, czyli elicie elit. Musi być, żeby z pozycji mędrca nad mędrcami zglanować Jarosława Kaczyńskiego, który „świetnie wie, że z maleńkimi wyjątkami nasze szeroko pojęte środowisko uważa go za niewyobrażalnego szkodnika”.
Choć jako klasyczny żoliborski inteligent Jarosław Kaczyński ma wielką skłonność do dmuchania i chuchania na artystów, także finansowo, Olbrychski woli zapewne Donalda Tuska, którego polityka kulturalna polegała na kompletnym olewaniu twórców (np. zlikwidował 50-proc. tzw. uzysk). Wypomniała to Tuskowi nawet koleżanka Olbrychskiego, czyli Agnieszka Holland. Ale Olbrychski „osobiście w plebiscycie historii” daje Kaczyńskiemu „pierwsze miejsce w kategorii zła, jakie naszemu Państwu wyrządza. Od Mieszka I, z wyjątkiem dekady stalinizmu, do 1956 roku kogoś równie nikczemnego wśród ważnych polskich polityków nie było!”.
Olbrychski potwierdza, że lepsza od troski o twórców jest Tuskowa metoda traktowania ich z buta i walenia na odlew. Albo peerelowska metoda robienia z artystów pajaców (bez wysiłku zresztą), np., gdy za Gierka, tak jak Olbrychski, maszerowali w pochodach 1 maja przed trybuną honorową, manifestując wielki entuzjazm i oddanie bardzo kulturalnym towarzyszom o wykształceniu i wrażliwości troglodytów.
Skoro Olbrychskiemu nie odpowiada prawdziwy mecenas, to pewnie marzy się jakiś dobry towarzysz”, np. Jerzy Łukaszewicz, w czasach PRL sekretarz KC od propagandy. Albo ktoś taki jak Janusz Wilhelmi, „opiekujący się” gazetami, telewizją i kinematografią, i równie subtelny jak Olbrychski. Tych dwóch akurat aktor nie wymienia, a za wzór opiekuna artystów uważa „zmarłego w tym miesiącu Józefa Tejchmę, w końcu lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku był wicepremierem i ministrem kultury zarazem”. I ponoć „był chwalebnym zaprzeczeniem swego obecnego odpowiednika”. Zapewne: jako członek politbiura i sekretarz KC rodzimej wersji kompartii.
Skoro nie ma tak dobrego towarzysza jak Tejchma, a choćby Łukaszewicz czy Wilhelmi, to nie dziwi, że prof. Piotr Gliński jest niedobry. A nawet tym bardziej niedobry, im więcej dla „środowiska” załatwia. Czyli znowu Olbrychski prosi się o potraktowanie z buta i na odlew. Tego się od prof. Glińskiego nie doczeka, bo zbyt kulturalny człowiek, dlatego może go nazywać „karykaturą zarówno kompetencji, jak i moralności”. Gdyby Olbrychski miał choć dziesiątą część kompetencji i moralności prof. Glińskiego, nie wypowiadałby tak ochoczo wyjątkowych bredni i nie robił cyrku ze swojego życia. I nie łgał, bo Piotr Gliński nigdy nie powiedział, że „zniszczenie tej stacji [TVN] to racja stanu”.
Olbrychski bez TVN nie wiedziałby co i jak myśleć, a nawet może nie byłby w stanie zapewnić sobie papu, więc nie dziwota, że się denerwuje. I powtarza za TVN brednie o „bezprzykładnym niszczeniu demokracji, sądów, wolnych mediów, stosunków z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi”. On nie tylko chłonie TVN jak ścierka wodę, ale nawet dyskutuje z żoną i takimi jak on, o tym, co w tej krynicy wiedzy oraz prawdy usłyszy i zobaczy. Zaiste to wielkie źródło mądrości i estetycznego wyrafinowania, na miarę ekologicznej słomy w złotych butach.
Jak się robiło z siebie pajaca maszerując przed towarzyszami i serdecznie ich pozdrawiając, to trzeba sobie to zrekompensować nazywając obecną władzę „samolubną, pazerną i kłamliwą”. Gdy się wielokrotnie kompromitowało (pozaartystycznie), to trzeba użyć najbardziej kretyńskich kalk TVN i „Gazety Wyborczej”, że rządzący są „jak Łukaszenka, raz zdobytej władzy nigdy nie oddadzą”. By jak „sekretarze PRL-u pod protekcją Kremla, pławić się w rozkoszach nietykalnego rządzenia na nowo zniewolonym, trzeciorzędnym państewkiem”. Olbrychski znał „sekretarzy PRL”, bywał bożyszczem w ZSRR, zapalał znicze czerwonoarmistom 9 maja 2010 r. (miesiąc po katastrofie smoleńskiej), to wie. A w czasach demokraty Putina występował np. w telewizyjnym Pierwym Kanale z okazji Dnia Kobiet (w 2014 r.).
Swój kuriozalny występ Daniel Olbrychski kończy życzeniami „zdrowia, energii i mimo wszystko, radości z życia”. Bo „razem można zwalczyć każdą zarazę”. No, chyba niekoniecznie, skoro ideologiczna zaraza w głowie aktora nie tylko nie daje się zwalczyć, ale wręcz kwitnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/579333-danielowi-olbrychskiemu-sypie-sie-ojczyzna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.