„W naszej cywilizacji nie ma innego sposobu niż szukanie odpowiedzi w Ewangelii” — mówi prof. Wojciech Roszkowski w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Przed Świętami Bożego Narodzenia warszawscy urzędnicy zaprezentowali „świąteczny” plakat. Zabrakło na nim choćby jednego odniesienia do narodzin Jezusa. Skąd taka decyzja?
Jest to efekt woli rządzących wielkimi miastami, którzy najwyraźniej są nastawieni na usuwanie symboli chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej. Warto się jednak zastanowić, czy jest to też wola ich wyborców. Jeżeli ktoś chodzi do Kościoła i jest przywiązany do symboli chrześcijańskich, to powinien o tym pomyśleć. Nie chcę tu robić prowadzić kampanii wyborczej, ale zachowanie ludzi wierzących, którzy głosują na polityków usuwających potem symbole chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej, jest kompletnie nielogiczne. Sam mieszkam w Warszawie. Tu frekwencja na Mszach świętych jest niższa niż w innych miejscach Polski, ale nie oznacza to, że wszyscy wyborcy ekipy rządzącej miastem to ludzie niewierzący.
Świadkami takich zachowań jesteśmy w całej Europie. Chrześcijanie już przegrali tę walkę?
Siła stojąca za tym procesem jest potężna. Kościół stał się dla wielu krótkim przeżyciem, która nie ma znaczenia. Mamy do czynienia z efektem potężnej siły – przyzwyczajenia życia codziennego do sposobu myślenia „potrzebujesz rozrywki, dóbr materialnych, a nie potrzebujesz zastanowienia nad tym, po co żyjesz”. Gdyby Europejczycy zaczęli się nad tym zastanawiać, to może sięgnęliby do pamięci i zrozumieli, że zdradzili to, w co wierzyli. Odpowiedzią na tę sytuację są Krzyż i Kościół. W naszej cywilizacji nie ma innego sposobu niż szukanie odpowiedzi w Ewangelii. Zdaję sobie sprawę, że Kościół mógł wielu ludzi zawodzić. Sam odczuwam pewne rozczarowanie. Powstało zbyt wiele przekazów o złych przykładów księży. Można powiedzieć, że są nadreprezentowane w przestrzeni publicznej, ale jest kwestią dojrzałej wiary, by odróżnić to, co złego uczynił pewien procent księży, od tego, co powinniśmy chcieć usłyszeć w Kościele.
Mówi Pan profesor o złych przykładach z Kościoła. Ale czy to nie jest tak, że te złe przypadki nie spotykają się z odpowiednią reakcją hierarchii kościelnej i są zamiatane pod dywan?
Absolutnie się zgadzam. Kościół zawsze miał problem z chwaleniem samego siebie – swoich przekazów, swoich ludzi. Wychodziła próżność niektórych hierarchów, którzy obnosili się ze swoją władzą i racją, często ponad stan. Kościół powinien wykształcić w sobie mądrą reakcję na to, jak jest dzisiaj przedstawiany opinii publicznej. Musi być w niej zawarty mechanizm przyznawania się do błędów. Chodzi tu o błędy w odstępstwie od doktryny, czyli grzechów Kościoła. Mówił o tym św. Jan Paweł II. To nie Kościół jako depozytariusz doktryny jest winien, to ludzie Kościoła są winni odstępstwa od nauki Chrystusa.
Może już musimy przygotować się na to, o czym mówił papież Benedykt XVI, że Kościół jutra będą tworzyć małe grupy wiernych, małe wspólnoty, a katolicy będą mniejszością?
Ojciec Święty Benedykt XVI to człowiek ogromnej wiedzy. Być może to przykre proroctwo się sprawdzi. Nie zależy to jednak od papieża czy hierarchów, a od nas wszystkich – chodzących do Kościoła. Chodzi tu też o tych, którzy zaczęli omijać Kościół w czasie pandemii lub tych, którzy zbyt pochopnie zaczęli przyjmować wszystkie opinie o grzechach Kościoła. Wielu ludzi, zupełnie słusznie, oczekuje od Kościoła mocnego uderzenia się w piersi, a jednocześnie powinni być gotowi do wybaczania. Jeżeli jednak Kościół będzie zdecydowanie wskazywał, kto wśród pasterzy zgrzeszył, to będzie też zupełnie inaczej postrzegany.
W przestrzeni publicznej pojawia się hasło „neomarksizm”, które przedstawiane jest jako zagrożenie dla nas. Co to słowo oznacza?
Jest to rzeczywiście chwytliwe pojęcie. Ważne jest słowo „neo”. Marksizm w sensie dziewiętnastowiecznym już wyparował. Czym innym jest klasa robotnicza, burżuazja, reakcja, imperializm. Te tradycyjne hasła oznaczają już co innego. Pozostaje jednak istota rzeczy. Pewna elita rewolucyjna wie, jaki jest bieg dziejów i potrafi przewidzieć, kto w tym procesie powinien zwyciężyć i co jest jest jedynie słuszną, materialistyczną nauką. Materializm i relatywizm moralny są najważniejsze. Moralność była w marksizmie elementem nadbudowy, czyli zmiennym historycznie. Dzisiejsi neomarksiści mówią to samo. Z prawdziwego marksizmu zostały ateizm i relatywizm moralny. To ci nowi marksiści są dzisiaj burżujami. Są bardzo często właścicielami wielkich koncernów medialnych.
Ale ci nowi marksiści potrzebują nowej klasy robotniczej.
Jeśli chodzi o element rewolucyjno-społeczny, to jest on dzisiaj odwrócony. To lud jest dużo bardziej racjonalnie nastawiony do rzeczywistości niż elity, które wiodą nas do szczęśliwej przyszłości, zakazując jedzenia mięsa, każąc wielbić planetę. Oczywistym przecież jest, że należy dbać o środowisko, ale robienie z planety bóstwa jest pogaństwem.
Kolejny element to chyba środowiska LGBT?
To coś nowego. Marksiści odwoływali się do klasy robotniczej przekonani, że rewolucja zwycięży, bo służy interesom szerokich mas. Dzisiejsi neomarksiści już tak nie myślą. Uważają, że szerokie masy siedzieć cicho i podążać za elitami, które wiedzą jak zbudować przyszłość i stworzyć nowego człowieka, który będzie w pełni wolny. Dzisiejsze elity intelektualno-medialno-rewolucyjne tworzą fikcję człowieka w pełni wolnego od ograniczeń ekonomicznych, religijnych, biologicznych. To utopia, która dotąd nie była proponowana. Chodzi o uderzenie w samą naturę człowieka. To skończy się katastrofą. Wszyscy będą walczyć ze wszystkimi.
Kiedy rozmawiamy o problemach cywilizacji Zachodu, pojawiają się najróżniejsze hasła, takie jak np. „Francji już nie ma”, „Europa upada”. I okazuje się, że jest jednak dla nas zbawienie i ma ono pochodzić ze wschodu, a dokładniej z Moskwy, której władze mają być konserwatywną odpowiedzią na wszelkie problemy.
To prawdziwy zwiastun katastrofy. Jeżeli ludzie myślący w kategoriach wartości społecznych i norm moralnych upatrują zbawcy w Putinie czy w państwie rosyjskim, to dowód, że nic nie rozumieją. Istotą cywilizacji rosyjskiej jest przede wszystkim władza i zasada „cel uświęca środki”. Jest to jak najdalsze od chrześcijaństwa. Najlepszym dowodem na bezsensowność upatrywania zbawienia w Rosji jest fakt, że Putin wielbi KGB i Mikołaja II, którego Czeka zamordowało. Jeżeli ktoś upatruje w Rosji nadziei na uratowanie cywilizacji zachodniej, to nie rozumie niczego.
Rozmawiał Tomasz Karpowicz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/579124-prof-roszkowski-neomarksistom-chodzi-o-uderzenie-w-nature