Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając
Emeryturę jemu odbierając
Aferę Amber pod siebie chowając
Fundusze OFE jego przywłaszczając
Gromadę błaznów koło siebie mając
Nie, nie poeta, kronikarz pamięta
Spisane są już czyny i rozmowy
A czy zimowa gałąź pod ciężarem zgięta?
Nie, tego nie życzmy nikomu…
Wieczorem w przedświąteczną niedzielę zainscenizowano dość ponure widowisko na tle Pałacu Prezydenckiego, ale tak jakby przed Pałacem Zimowym albo Pałacem Namiestnikowskim, gdzie rezydował niegdyś namiestnik carski generał Zajączek, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie po carach rządzili Hitler i Stalin, gdzie 40 lat temu zapanował stan wojenny zarządzony przez kolejnego namiestnika…
W scenerii prawie nocnej odegrano groźny spektakl (jak tego nie nazwać słowami klasyka ‘seansem nienawiści’), który miał odegnać złe moce obecnej rzeczywistości, odpędzić złe duchy, zwalczyć wszechogarniające zło, przezwyciężyć rosnący ucisk, nową niewolę, przepędzić po prostu złych ludzi. W nocne niebo wzniosły się złorzeczenia, skargi, groźby, zaklęcia, wyrazy bólu, wręcz rozpaczy, patriotycznego, zdawałoby się, rozdarcia. Z rękami wzniesionymi w niebo wygrażano winowajcom, żądano kar i chyba głów, bo na koniec przywołano dla większej mocy głos Poety, znany wiersz Miłosza, który widnieje na pomniku ofiar Grudnia 1970 roku. W zakończeniu tego wiersza jest niedwuznaczna sugestia wobec rzeczywistego oprawcy, samobójstwo raczej, bo chyba nie zabójstwo…
Wiele hałasu o nic
Po co to wszystko, po co wielkie dzwony i armaty, czy kogoś tak pokrzywdzono, zniszczono i podeptano, by szafować życiem innych? Przecież rytualne wołanie o wolność wszelką, wolność słowa, wolność mediów, wolność sądów, są już na wyczerpaniu, puste, nawet ta wolność jest nieraz zbyt wielka, jeśli posuwa się do kłamstwa lub manipulacji. Wolnych mediów nikt jakoś mimo słusznych często skarg nie zamyka, wolne sądy wypuszczają niezawiśle (nieraz) gangsterów i złodziei. Wielkie słowa miotane przez pretendenta do władzy, przy fałszywym użyciu słów wiersza Poety, to pogróżki i szantaż wobec przeciwników politycznych, w tym wypadku wobec Prezydenta, gdyby ten śmiał ustawę medialną podpisać.
A przecież rzeczywistości nie da się zakrzyczeć. Niemal każdy, kto chce wiedzieć, wie, że nie chodzi o żadne ‘wolne media’ i ‘lex TVN’, a o zwykła kasę. Właściciel amerykański ma uznać prawo, jakie panuje w większości państw Europy, ograniczyć swą własność do 49 procent, czyli odstąpić połowę udziałów, jakie nabył przez układy w poprzednich zarządach. Tylko tyle i nic więcej. Wielki lament na cały świat, złorzeczenie władzy, którą chce się przejąć, najwyższe argumenty aksjologiczne, wreszcie perfidne użycie przesłania wiersza Poety, to przecież tylko obrona interesów jakiejś korporacji…
Umierać za TVN?
Pokrętne i instrumentalne użycia wiersza Milosza jest więc wielce nieostrożne, wręcz głupie. Powstał on w czasach stalinizmu i był skierowany do największego wtedy tyrana na świecie, który miał na sumieniu (jeśli to słowo w tym wypadku coś znaczy) setki tysięcy ofiar mordowanych i wysyłanych do łagrów od lat 30. ub. wieku. Także Polaków w Polsce i na Kresach. Teraz użycie takiego wiersza do obrony interesów jednej korporacji to bumerang, nie tylko własna kompromitacja i utrata wiarygodności, ale i zniszczenie przesłania wiersza, który stał się symbolicznym znakiem krzywd i ofiar w czasach PRL. W ogóle demagogiczne i instrumentalne używanie utworów literackich do celów propagandowych i w rezultacie politycznych jest bardzo śliskie. To samo przydarzyło się ‘Gazecie Wyborczej’, która z lubością cytowała kiedyś wiersz ‘Nienawiść’ Wisławy Szymborskiej, używając go do atakowania przeciwników. Tu jest tym bardziej potrzebna duża powściągliwość, bo takie utwory są jeszcze dodatkowo uwikłane w kontekst osobowy i biograficzny; Szymborska za młodu pisała wiersze pochwalne o Stalinie, Miłosz napisał swój wiersz już po służbie dyplomatycznej w PRL w latach 40., gdy zdecydował się pozostać na Zachodzie i wydał go bezpiecznie w 1953 roku.
W tym wypadku, na owym wiecu, który przypominał mroczny Parteitag (brakowało tylko fackelzugów, których nie poskąpiła sobie odchodząca Kanzlerin, podobnie jak asysty NRD-owskich mundurowych - może to jakiś sentymentalny gest w stronę stolicy Wschodu), więc na tym warszawskim wiecu popisy literackie nie miały oczywiście większego znaczenia. Chodziło o uderzenie, niespodziewany cios, który by wzburzył zgromadzonych, wywołał falę silnych emocji, gniew, pożądanie kary itp. itd. Wszystko to już znamy na pamięć, mowy o nienawiści, jak widać najczęściej własnej, którą przypisuje się przeciwnikom. Rzeczywiście, przewrotne użycie wiersza Miłosza, żeby wzbudzić nienawiść, to diabelska sztuczka, zuchwały gest nieliczenia się z niczym i nikim.
Faktycznie jednak w tych wszystkich walkach i utarczkach następuje niesłychane zniszczenie języka jako środka porozumiewania się, słów i ich znaczenia, myśli i pojęć, którymi ludzie jednak muszą się w życiu posługiwać i kierować. Destrukcja świata wewnętrznego człowieka. Okrzyczana wolność, prawo, przemoc, nienawiść już niewiele znaczy, można się przerzucać oskarżeniami i winami. W tym jednak przypadku to totalna opozycja jest całkowicie winna wulgaryzacji i brutalizacji języka w przestrzeni publicznej, gdy przynajmniej od roku przechodzą po ulicach miast marsze głównie ‘strajku kobiet’ z hasłami ‘wyp..’. Tego też nie obawiają się wsączać w umysły ludzi… Po tym roku pozostaną nam jeszcze pamiątkowe taśmy z Michnikiem i Jaruzelskim, a też z Blumsztajnem, obraz niesłychanego przekrętu historycznego, w istocie aktu założycielskiego III RP. Kto pierwszy powiedział: ‘Stoicie tam, gdzie stało ZOMO’. Czyż nie stoją?
‘Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając’
Dawniejsi historycy niemieccy, zanim jeszcze na horyzoncie pojawił się Meister Adolf, opisywali zjawisko ‘obłędu cezarów’, w zastosowaniu do historii rzymskiej, do zachowań pretendentów do władzy i cesarzy takich jak Kaligula czy Neron, niewątpliwie popadających w szaleństwo z powodu posiadania władzy absolutnej. My mieliśmy Hitlera i Stalina, którzy krok po kroku zdobywali jeszcze większą władzę. Przecież po tym wszystkim widać jasno, że polityka nie może polegać na samym zdobywaniu władzy i bezwzględnym rządzeniu, które nie byłoby podporządkowane służbie społecznej i dobru wspólnemu. Gdy pragnienie władzy wyradza w manię bezwzględnego jej posiadania, grozi to także odwetem i zemstą nie tylko na przeciwnikach politycznych, ale i na stanie całego społeczeństwa, na pewno na tych, którzy nie zostali wiernymi zwolennikami cezara. Dzisiejszy polski manicheizm (PiS to samo zło, a zatem druga strona może być tylko dobra) jest jeszcze zabawny, ale może się jednak przerodzić po dalszych podobnych Parteitagach w ponury demonizm, sabaty i nie polowania a rządy czarownic. Wszystko w ramach wolności, poprawności politycznej, walki z dyskryminacją i z wszystkim wzniosłymi hasłami na ustach, plakatach i murach. Wiersz Miłosza może być już wtedy zbyt słabym narzędziem walki. Można jednak znaleźć silniejsze i też z literatury, choćby takie, które od razu podrywa do walki i nadaje się wprost na uliczne transparenty (to jednocześnie zagadka literacka, chodzi nie tylko o autora, ale też o sens i kontekst tego fragmentu):
‘I krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z Bogiem i choćby mimo Boga!’
Można czy nie można?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/579105-korepetycje-z-polskiego