Darujmy sobie rozważania jak można interpretować wiersz Czesława Miłosza i czy obietnica doprowadzenia kogoś do samobójstwa jest tym samym, co zapowiedź samodzielnego powieszenia go na drzewie. Jeżeli bowiem na wiecu politycznym polityk wypowiada frazę w której pada „sznur” i „gałąź pod ciężarem zgięta” doskonale zdaje sobie sprawę, jaki wywoła efekt. A zwłaszcza polityk tak doświadczony jak Donald Tusk.
Istotny jest też kontekst: cała seria wypowiedzi polityków PO i związanych z nimi celebrytów, a także samego Tuska, sugerująca konieczność jakiejś przemocowej rozprawy ze Zjednoczoną Prawicą której nie mogą pokonać w demokratyczny sposób. I to pomimo wsparcia ogromnej większości mediów nadających w Polsce i biznesu, pomimo bezprawnej presji z Brukseli i Berlina.
Już w pierwszym przemówieniu po powrocie, w lipcu, zdefiniował obóz rządzący jako „zło”, a metodę na wygranie z nim widział w podkręcaniu temperatury sporu. W biciu jeszcze mocniej.
Każdy, kto w debacie publicznej wciska słowo „ale” – jak to słyszę, to dostaję furii
— mówił.
To słowa pasujące raczej do tyrana niż lidera rzekomo demokratycznego - jak sam siebie nazywa - obozu.
Potem, 10 października na Placu Zamkowym w Warszawie, poszedł jeszcze dalej:
Pseudo Trybunał, grupa przebierańców ubranych w sędziowskie togi, gwałcąc konstytucję, postanowiła wyprowadzić naszą ojczyznę z UE. Ta garstka ludzi nie waha się użyć każdego możliwego kłamstwa (…).
Prawda jest oczywista dla nas, ale cała Polska musi to usłyszeć: pseudo ustawy, pseudo werdykty, które gwałcą i traktaty UE, ale i konstytucję naszej ojczyzny. Tak jak przez ostatnie lata, także i dziś macie prawo i obowiązek krzyczeć: konstytucja. Bo to my bronimy konstytucji przed uzurpatorami.
Tych pięć zasad, które dzisiaj są miażdżone przez tę władzę, pozbawione sumienia i moralności.
Po czym zaprosił na scenę Leszka Millera, nie rozumiejąc chyba, że to najlepszy dowód na to, kto dziś stoi tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.
W międzyczasie Tusk kilka razy próbował sprowokować Jarosława Kaczyńskiego, posuwając się nawet do wspomnień o śp. Lechu Kaczyńskim, prymitywnej „psychoanalizy” wzajemnych relacji braci. W tle oczywiście jest Smoleńsk. Perfidia tego ataku polega na tym, że do tragedii smoleńskiej doszło w sytuacji, gdy to w rękach Tuska znajdowały się wszystkie elementy związane z lotem delegacji państwowej do Smoleńska. Wszystkie. A wcześniej to Tusk nakręcił przemysł pogardy.
To nakręcanie emocji nie przyniosło jednak jak na razie Platformie pozytywnego przełomu. Sytuacja sondażowa nie jest znacząco inna niż przed powrotem Tuska. A co najważniejsze, nie udało się ani przejąć władzy w środku kadencji, ani wytworzyć przekonania, że te rządy się kończą. Odwrotnie - z wielu sondaży wyczytać można przeczucie wyborców iż trzecia kadencja obozu Jarosława Kaczyńskiego jest możliwa, a sam lider PO jawi się coraz mocniej jako polityk z przeszłości, nie rozumiejący współczesnego świata.
Dlatego Donald Tusk i jego zwolennicy tak zapalczywie szukają radykalnego przełamania w nastrojach społecznych. Liczą, że za pomocą jednego wydarzenia osiągną to, co wydaje im się niemożliwe za pomocą normalnej, konsekwentnej pracy politycznej.
To wydarzenie musi być drastyczne.
Czy dlatego Tusk tyle mówi o śmierci w połączeniu z podkreślaniem rzekomej podłości przeciwników politycznych? Przecież wie, jakie niesie ono konsekwencje.
Powstaje wrażenie, że jeśli ICH - pisowców - spotka śmierć, to będzie to śmierć ludzi podłych, którzy na taką karę i na takie zastraszenie zasługują.
Stąd zafałszowane przywołanie poematu Czesława Miłosza i wysłanie w ten sposób sygnału przyzwolenia na jakąś zbrodnię.
Dlaczego aż tak zaostrza kurs? Czy uważa, że czyjaś śmierć przybliży go do władzy?
Tak uważam.
W ten sposób nie działa demokratyczny lider polityczny. Tak działa zamachowiec albo okupant.
Tusk Wieszatiel - to określenie nie wydaje mi się w tym kontekście przesadą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/578867-tusk-wieszatiel-czy-uwaza-ze-czyjas-smierc-mu-sie-oplaci