Łatwiej liderom PO kury szczać prowadzić niż… prowadzić zieloną politykę…
Mamuty wyginęły, a Ewa Kopacz zamieszkała w Gdańsku.
Niestety.
„Wracam z tarczą, a nie na tarczy. Dzięki skutecznym negocjacjom Polakom nie grozi drastyczna podwyżka cen energii w 2020 roku”.
Naprawdę!!!
Kilka dni później, w listopadzie 2014, podczas otwarcia nowego bloku węglowego(!!!) w Opolu b. premier doprecyzowała swój entuzjazm:
„Po 2019 roku polski prąd nie zdrożeje dla odbiorców”.
Zamiast „drastycznych” podwyżek Tuska zapowiedziała… lek na uspokojenie.
W ten sposób wiceprzewodnicząca PO jawnie zdezawuowała przewodniczącego PO, b. premiera Donalda Tuska i jego ustalenia ze szczytu klimatycznego z 2008 roku. Zajmował wtedy wokandę publiczną baśniami o papierowych miliardach, które pozyskał, a słowem nie piszczał o kosztach przyszłych akceptowanych zobowiązań.
Z niedouczenia? Z lekceważenia?
Raczej z wyrachowania, bo posada w Brukseli za 25 tys. euro już wisiała na politycznym haczyku?
„Ustalenia szczytu klimatycznego to wielki sukces rządu”, egzaltowały się „wolne media” kochające wtedy niewidzialną rękę „wolnego rynku”.
Podówczas minister ds. integracji R. Trzaskowski, dziś razem z Kopacz w zarządzie PO, też dawał do zrozumienia, że gdyby się godzić na wcześniejsze arbitralne cele, to „cena energii poszłaby w górę o 80 proc”.
Za wyznaczone cele klimatyczne - dekarbonizacja i redukcja emisji CO2 w tempie wyczynowym jak na strukturę energetyczną Polski - trzeba płacić wykupując uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. Zostały one zakwalifikowane przez technokratów UE jako instrumenty finansowe. Z braku już bezpłatnych uprawnień dla producentów ciepła, część uprawnień producentów prądu, trzeba więc rozdzielić ciepłowniom, bo obywatele pomarzną w mieszkaniach.
Według oficjalnych szacunków Komisji UE, która polityków rozmiaru Tuska, Kopacz czy Trzaskowskiego, namawiała na zazielenienie Polski, cena tony CO2 dopiero w 2030 roku miała wynosić 53 euro, w 2040 - 102 euro, w 2050 - 152 euro. W styczniu tego roku cena giełdowa papierów emisyjnych opiewała na 38 euro. Agresywny fundusz inwestycyjny Andurand Capital Management przewidywał wtedy szybki ich wzrost o 150 proc. Dziś tona kosztuje już 80 euro i jest wdzięcznym zaproszeniem do spekulacji.
Liczba bezpłatnych uprawnień maleje w oczach z upływem czasu, a rachunki, które płaci Polska i jej obywatele za niefrasobliwość liderów PO rosną w oczach. Z każdych 26 groszy ceny kilowatogodziny, 10 groszy to koszt emisji, przy CO2. Przy 100 milionach ton emisji cenie ze stycznia było to ok. 3,8 mld euro, czyli 16,5 mld zł, przy 80 euro za tonę - więcej niż dwa razy tyle.
Tusk i Kopacz ugotowali polski przemysł i polskich obywateli. A teraz jeszcze Aleksandra Dulkiewicz, też niestety z Gdańska, chce zajmować się polityką klimatyczną.
Na razie jeździ trzema samochodami, co ją uwiarygadnia. Nie ma to bowiem żadnego wpływu na zmienną odległość ziemi od słońca, która rozstrzyga, czy Zatoka Gdańska rozleje się po Grudziądz. Lub mróz wepchnie lód pod Góry Świętokrzyskie.
Ład klimatyczny w Brukseli usprawnia obieg gotówki w wybranych tylko kieszeniach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/578597-smrod-weglowy-po-slowach-kopacz-z-2014-roku