„Sprawa jest ewidentna. Żołnierz jest dezerterem, przeszedł na stronę wroga w czasie wojny, więc grozi mu tylko jeden wyrok - kara śmierci. I tu nie ma nawet dyskusji” - mówi portalowi wPolityce.pl były dowódca Wojsk Lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak komentując dezercję Emila Czeczko, żołnierza 11. Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polski żołnierz uciekł na Białoruś? Reżimowe media publikują zdjęcia. Szef MON zabiera głos: „Miał poważne kłopoty z prawem”
Gen. Waldemar Skrzypczak mówi portalowi wPolityce.pl, iż mimo wielu lat spędzonych w wojsku i długiej praktyki dowódczej z taką sprawą, jak dezercja Emila Czeczko, spotyka się po raz pierwszy. Dotychczasowe bowiem incydenty, które się zdarzały kiedy żołnierze wchodzili w kolizję z prawem, były to tzw. samowolne oddalenia.
Natomiast przypadek tego żołnierza jest dla mnie nie do końca zrozumiały, dlatego że te informacje, które pojawiają się w mediach są niejednoznaczne w przekazie. Od początku. Dla mnie od początku sprawa jest ewidentna, że jest to dezerter, który przeszedł na stronę wroga i tak to trzeba interpretować. Tu nie może być innej - moim zdaniem, jako żołnierza - interpretacji jak dezercja żołnierza w czasie wojny. Jeżeli wszyscy politycy mówią, że jest wojna hybrydowa przeciwko Polsce, to bądźmy konsekwentni. Żołnierz zdradził Polskę w czasie wojny przechodząc na stronę naszego wroga i to jest bezsporne
— mówi gen. Skrzypczak.
„Wszystko się mogło zdarzyć”
Były dowódca Wojsk Lądowych zastanawia się, jak to się stało, że - jak podają media - żołnierz ten po pobiciu swojej własnej matki nie został w trybie natychmiastowym wydalony z wojska, tylko przeniesiony do innej jednostki.
Prawdopodobnie za ten czyn został przeniesiony z jednostki Bartoszyc do Węgorzewa. Nie rozumiem takiej decyzji. Dla mnie żołnierz, nawet jeśli byłby najlepszy, który dokonuje pobicia swojej matki, powinien być natychmiast wyrzucony z wojska na zbity pysk. Natychmiast
— stwierdza gen. Skrzypczak.
W jego ocenie winnym w tej sytuacji „nie jest dowódca plutonu czy dowódca baterii, tylko winny jest ten, kto wydał rozkaz o przeniesieniu żołnierza, który już był przestępcą w moim mniemaniu bijąc swoją matkę czyli łamiąc prawo. Jako żołnierz to już w ogóle niedopuszczalne”.
Trzeci aspekt tej sprawy to, że żołnierz, który miał kolizję z prawem, dalej funkcjonował jako żołnierz, czyli dalej stawiał się do jednostki wojskowej, wchodził w posiadanie broni, więc po takim zdesperowanym żołnierzu można się było spodziewać wszystkiego. W armii były takie przypadki, że zdesperowany żołnierz, nad którym wisiał miecz Damoklesa, brał broń i zabijał kolegów w emocji. Wszystko się mogło zdarzyć
— zauważa były dowódca Wojsk Lądowych.
„Kula w łeb i po zawodach”
Ten żołnierz dokonał rzeczy najstraszniejszej ze wszystkich strasznych w czasie wojny przechodząc na stronę wroga czyli dokonał dezercji. Jeżeli czytam dzisiaj w mediach, że prokuratura wszczęła postępowanie i grozi mu do 10 lat więzienia, to się zastanawiam, o co w tym wszystkim chodzi. W czasie wojny przechodzi na stronę wroga i grozi mu 10 lat więzienia? Ja tego nie pojmuję
— podkreśla wskazując, iż „przekaz medialny jest niejednoznaczny, jest w nim chaos - i ze strony wojska, i ze strony mediów, które moim zdaniem trochę robią z tego tanią sensację”.
Sprawa jest ewidentna. Żołnierz jest dezerterem, przeszedł na stronę wroga w czasie wojny, więc grozi mu tylko jeden wyrok - kara śmierci. I tu nie ma nawet dyskusji
— stwierdza.
Odnosząc się do przypuszczeń, że Emil Czeczko mógł pracować dla Białorusinów, gen. Waldemar Skrzypczak ocenia:
Moim zdaniem nie był szpiegiem. On wszedł w kolizję z prawem i miał tego świadomość, że grożą mu za to kary. Przez to, że miał przez swoją rodzinę dobre relacje z Białorusinami, z Białorusią, prawdopodobnie to go skłoniło do przejścia na stronę wroga.
Co za szpieg z szeregowego? Co ten szeregowy może wiedzieć? Uważam, że jeżeli byłby szpieg w armii, to by się nie ujawniał. Dalej by robił to, co robił do tej pory, sprzedawał informacje Białorusinom i dalej byłby ukryty
— analizuje.
To ujawnienie, czyli to przejście na stronę wroga moim zdaniem nie jest aktem wynikającym z tego, że on był szpiegiem. Po prostu on stał już pod ścianą, bo groziło mu wydalenie z armii i inne reperkusje. W związku z tym to był czyn wynikający z emocji chwili. Przeszedł na stronę wroga, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, i z konsekwencji, jakie za to poniesie. Tak mi się wydaje
— dodaje.
Przestępca, ewidentnie dezerter. Kula w łeb i po zawodach. Przepraszam, że tak mówię, ale nie może być inaczej
— konstatuje nie bez emocji były dowódca Wojsk Lądowych.
CZYTAJ TAKŻE:
aw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/578518-podczas-wojny-uciekl-do-wroga-gen-skrzypczak-kara-smierci