„Co nas nie zabija, to nas wzmacnia” – to powiedzenie dobrze opisuje działania Mateusza Morawieckiego. Minęły cztery lata od objęcia przez tego polityka stanowiska Prezesa Rady Ministrów. W tym czasie jako szef rządu zmagał się z licznymi wyzwaniami, nie tracąc przy tym zaufania wyborców i pozostają drugim, najdłużej urzędującym premierem w historii III Rzeczypospolitej.
Mateusz Morawiecki pojawił się na polskiej scenie politycznej w amerykańskim stylu. Zgodnie ze schematem bardzo pożądanym za oceanem, według którego do polityki trafiać powinni ludzie z dużym życiowym dorobkiem, spełnieni zawodowo i niezależni finansowo. Morawiecki jako finansowy top menedżer, doskonale zarabiający wieloletni prezes Banku Zachodniego WBK, był całkowitą antytezą polityka-karierowicza łasego na stanowiska i państwowe apanaże. Kiedy Mateusz Morawiecki mówił, że podobnie jak ojciec, Kornel, legendarny przywódca „Solidarności Walczącej”, chce służyć Polsce, trudno było mu nie uwierzyć. Zwłaszcza, że jeszcze jako młody chłopak zaangażował się w działalność opozycyjną i był torturowany przez tajną policję. Podniosły się jednak głosy, że to „bankster”, który niewiele wie o zwyczajnym życiu, dla którego liczby i procenty będą znaczyć więcej niż prawdziwe problemy skromnych obywateli.
Trudny punkt startu
W dodatku trudne były okoliczności startowe. Mateusz Morawiecki nie przejmował rządu w wyniku poważnego politycznego przesilenia. Ster przejmował z rąk niezwykle popularnej premier Beaty Szydło, która kilka lat później potwierdziła sympatię swoich wyborców rekordowym wynikiem w wyborach do europarlamentu (525 tys. głosów). Sympatycy Zjednoczonej Prawicy początkowo byli zdezorientowani. Wielu było wręcz oburzonych zmianą na czele rządu Prawa i Sprawiedliwości. Morawiecki był dla nich za mało doświadczony politycznie, miał za krótki staż w PiS i „nie zasłużył” na tak wysokie stanowisko. Lider Zjednoczonej Prawicy w tej sprawie pozostał jednak nieugięty. Jarosław Kaczyński wierzył, że syn Kornela Morawieckiego, dotychczasowych wicepremier z biznesowym tytułem MBA, swoje umiejętności zarządzania połączy z odziedziczoną po ojcu pasją – namiętną miłością do Polski.
Po czterech latach Mateusza Morawieckiego w gabinecie premiera nic nie wskazuje na to, by prezes PiS Jarosław Kaczyński zmienił zdanie o polityku, którego postawił na czele rządu. Bywało, że lider Zjednoczonej Prawicy lekko dystansował się od stanowiska rządu. Jednak w kluczowych momentach, także w czasie brutalnych kampanii czarnego PR wymierzonego w premiera, prezes PiS zawsze okazywał Mateuszowi Morawieckiemu poparcie i zaufanie. Do Morawieckiego juniora jako skutecznego polityka przekonali się szybko wyborcy a także sami członkowie Prawa i Sprawiedliwości. Kiedyś krytykowano go za to, że nie ma swojego zaplecza. Tymczasem na ostatnim zjeździe partii obecny premier został wybrany wiceprzewodniczącym PiS, uzyskując najwyższe poparcie ze wszystkich kandydatów.
Motor kampanii wyborczych
Wewnętrzne poparcie i sympatia wyborców przekładało się na dające zwycięstwa wyniki wyborów. Mateusz Morawiecki był motorem Prawa i Sprawiedliwości w kolejnych kilku kampaniach wyborczych od 2018 r. Prace rządu łączył z niebywałą aktywnością kampanijną. Nawet najbardziej niechętni premierowi obserwatorzy polskiej sceny politycznej zauważali jego hiperaktywność. Podczas kampanii wyborczych Morawiecki był dosłownie „nie do zdarcia”. Kiedy jego przeciwnicy polityczni pili pierwszą kawę przeglądając poranne wiadomości, mogli się z nich dowiedzieć, że premier od rana odwiedził już dwie miejscowości, jeden zakład pracy i rozmawiał telefonicznie ze swoim odpowiednikiem w innym kraju. Życzliwi zaś modlili się, żeby energii temu prawdziwemu tytanowi pracy nie zabrakło przed samym finałem, żeby premier, po ludzku mówiąc, nie wypalił się. I modlitwy zostały wysłuchane. Premier dał radę, a w wyborach parlamentarnych sam zebrał pokaźną liczbę głosów dla PiS w okręgu katowickim (133 tys. głosów).
Mateusz Morawiecki nie tylko w czasie kampanii spotykał się z wyborcami w całej Polsce. Także poza kampaniami trudno znaleźć w jego kalendarzu dzień, żeby nie podróżował, nie spotykał się z Polakami, nie rozmawiał o ich problemach. Jednocześnie premier nie zaniedbuje ani własnej pracy poselskiej, ani budowania dobrych relacji w klubie Prawa i Sprawiedliwości czy ratowania zagrożonej sejmowej większości. Relacje te w wiele razy wystawiane były na próbę przez koalicjantów PiS, zwłaszcza byłego wicepremiera Jarosława Gowina. Jednak „co nas nie zabija, to nas wzmacnia” – z kolejnych politycznych perturbacji Mateusz Morawiecki wychodził silniejszy. A w kryzysowych momentach jego mocne wystąpienia w Sejmie nie tylko spajały Zjednoczoną Prawicę, ale przede wszystkim budowały zaufanie społeczne dla rządu. W rankingach zaufania premier plasuje się zwykle tuż za numerem jeden – prezydentem Andrzejem Dudą. I nie ma wątpliwości, że dobra ocena pracy szefa rządu przekłada się na poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości, które pomimo wahań w sondażach utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie.
Lista przesileń
A przecież okazji, żeby zaufanie społeczne utracić nie brakowało. Od tych zewnętrznych – jak koronawirus będący dramatycznym testem dla służby zdrowia, przez ogólnoeuropejską inflację i hybrydowy atak na polską granicę. Po kryzysy wewnętrzne – trudną reformę wymiaru sprawiedliwości, która okazała się pretekstem dla eurokratów do walki z rządem czy kontrowersyjną ustawę o IPN która uruchomiła media na całym świecie z nieprzychylnymi Polsce komentarzami. Premier mierzył się z woltami Jarosława Gowina, błędami współpracowników, szaleństwem ekologów, strajkiem nauczycieli i proaborcynymi protestami feministek. A nade wszystko z politykami z opozycji, którzy biegają z zapałkami usiłując wzniecić w Polsce wielki pożar: masowe protesty a nawet krwawe zamieszki.
Wyzwania gospodarcze
Czy to Strajk Kobiet, czy koronawirus, Morawiecki walczy i z reguły wygrywa, zdobywając się często na rozwiązania nieszablonowe, wbrew prądom i politycznej poprawności. Cały czas pomaga mu wiedza o gospodarce uzyskana w fotelu prezesa jednego z największych banków w Polsce. Jeszcze przed koronawirusem Polska pod rządami Morawieckiego doświadczyła spektakularnego rozwoju gospodarczego stymulowanego wydatkami budżetowymi na cele społeczne i inwestycyjne. Było to możliwe dzięki operacji uszczelnienia budżetu i walki z mafiami paliwowymi i vatowskimi, wobec których kapitulowały poprzednie rządy.
To właśnie uszczelnienie budżetu a nie fundusze europejskie było w ostatnich latach głównym impulsem rozwojowym naszego kraju. Wobec coraz znaczniejszych środków własnych, dotacje unijne stały się tylko dodatkiem, potrzebnym, ale nie fundamentalnym. Gdyby nie koronawirus budżet państwa na rok 2020 byłby pierwszym w polskiej historii budżetem zbilansowanym, bez deficytu. A jednocześnie budżetem wspierającym rozwój i politykę prorodzinną. Tak się nie stało, za to Morawiecki uratował polską gospodarkę przed głęboką i długotrwałą recesją odważnymi działaniami w postaci kilku Tarcz Antykryzysowych, funduszy drogowych dla samorządów i funduszy BGK.
Najnowszym projektem Mateusza Morawieckiego jest Polski Ład oraz pakiety antyinflacyjne które będzie prawdziwą rewolucją, co Polacy odczują już po kilku miesiącach od jego wdrożenia. Nie dziwi więc zapalczywość z jakim opozycja próbuje przekazać wyborcom, że spotka ich coś złego. Bezskutecznie – Mateusz Morawiecki jaki odpowiedzialny za polską gospodarkę jak dotąd nie mylił się w swoich obliczeniach, w przeciwieństwie do ekspertów opozycji.
Wyzwania zewnętrzne
Nadal trudno zauważyć, kiedy Mateusz Morawiecki wypoczywa. Choć nie toczy się obecnie żadna kampania wyborcza, szef polskiego rządu prowadzi teraz kampanię jeszcze poważniejszą, gdzie na szali są położone losy nie tylko Polski, ale całej Europy. Niebywale intensywna ofensywa dyplomatyczna premiera w ostatnich tygodniach toczy się wobec dwóch poważnych zagrożeń – jednego płynącego z Moskwy i drugiego z Brukseli, usiłujących na różne sposoby podporządkować sobie Polskę. A główna trudność polega na tym, by zachowując pozycje w konflikcie o tzw. praworządność, pozyskać strony sporu jako sojuszników wobec odradzającego się rosyjskiego imperializmu i białoruskiej satrapii. Nikt do tej pory w powojennej Polsce nie toczył takiej podwójnej rozgrywki. I nie prowadził działań w takim tempie – bo objazd 12 stolic w jednym tygodniu pozostanie zapewne na długo rekordem polskiej, a może i światowej dyplomacji.
Najistotniejszy jednak jest fakt, że wszyscy europejscy liderzy bez wahania natychmiast znajdują czas w swoich napiętych kalendarzach, żeby przyjąć polskiego premiera. To pokazuje realną pozycję i wagę Morawieckiego w Europie, pozycję nieosiągalną dla przysłanego z misją pokonania go w wyborach obecnego szefa EPL Donalda Tuska.
Morawiecki dzisiaj stał się nieformalnym liderem Europy Środkowo-Wschodniej. Jest rzecznikiem zagrożonych agresją hybrydową Litwy, Łotwy i Estonii, ambasadorem ukraińskiej suwerenności, filarem Grupy Wyszehradzkiej, mocnym wsparciem białoruskiej opozycji. Pozostaje przy tym twardym partnerem eurokratów i twarzą powstającej koalicji europejskich partii konserwatywnych. Jego niedawne wystąpienie w Parlamencie Europejskim było wyzwaniem rzuconym unijnemu establishmentowi, który napotkał w szefie polskiego rządu bardzo trudnego przeciwnika i sprawnego negocjatora. Bo przecież, przynajmniej w teorii, spory wewnątrz Unii Europejskiej powinny być rozstrzygane poprzez szukanie kompromisu.
Morawiecki ten kompromis potrafi wypracować, co pokazał negocjując fundusz odbudowy i rekordowe środki w budżecie UE dla Polski oraz opóźniając obowiązywanie pakietu klimatycznego dla naszego kraju. I potrafi też mocno przeciwstawić się, czy to personalnym rozstrzygnięciom (to on zablokował awanse Fransa Timmermansa) czy to jawnie stronniczym i szkodliwym rozstrzygnięciom TSUE w sprawie Turowa czy Izby Dyscyplinarnej. To europejski polityk wagi ciężkiej, co docenia nowy kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który w nowej roli z szefem polskiego rządu spotkał się już dwukrotnie w ciągu kilku dni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/578440-premier-silniejszy-od-kryzysow-nie-do-zdarcia