Możliwe, że - jak twierdzą media - pan Łukasz Mejza jest strasznym człowiekiem, który wyłudzał od biednych rodziców chorych dzieci pieniądze. Możliwe, że - jak sugerują - w ogóle jest postacią wątpliwą, wręcz szemraną. Ani mi on brat, ani swat - nigdy w życiu go nie spotkałem. Nie uważam też, co on sam twierdzi, że większość Zjednoczonej Prawicy w Sejmie wisi na jego osobie.
Ta sprawa jest jednak ważna z tego samego powodu dla którego ważne były wafelkowe urodziny Hitlera, obchodzone ze sporym udziałem ludzi TVN na planie inscenizacji, rozumianej jako miejsce akcji. Wtedy też testowano - wywołaniem skokowego uderzenia emocji - czy można już narzucać opinii publicznej bezdyskusyjne rzekomo wnioski, których nikt nie będzie śmiał zanegować. Sprawdzano, czy nikt nie zapyta o metody pracy mediów ogłaszających Polaków faszystami. Czy nikt nie pogrzebie w temacie. Czy wszyscy się będą bali?
Był to czas sporów wokół historii II Wojny Światowej i idących za tym napięć z Izraelem. Trudno nie odnieść wrażenia, że dowód na „hitleryzm” Polaków był wtedy bardzo przydatny, na czasie.
Dziś Tusk powiela wszędzie tezy o rzekomej podłości PiS. Dowody - prawdziwe bądź wymyślone - też są na czasie.
Media przez nas tworzone były w czasie wafelkowej afery jednymi z niewielu, które wypełniły swój obowiązek wobec czytelników. Pokazaliśmy cały kontekst tej sprawy, wyjaśnialiśmy wątpliwości, pokazywaliśmy zaskakujące zbiegi okoliczności. Spadła wtedy na nas lawina hejtu, pogróżek, agresji. Wreszcie - pozwów sądowych od miłujących wolność słowa korporacji.
System medialny III RP dysponuje wciąż w przestrzeni publicznej potężną przewagą i redukowanie polemistów do „podłych ludzi” przychodzi mu niezmiernie łatwo. A w mediach społecznościowych to nie jest nawet przewaga - to są instytucjonalne rządy, wspólne z właścicielami tych platform.
Dziś w sprawie Łukasza Mejzy jest podobnie. Jak napisałem na tym portalu i jak podkreślałem występując w TVP, nie mam wątpliwości, że sfera pośrednictwa medycznego, zwłaszcza w odniesieniu do niesprawdzonych, wątpliwych procedur, to śliski moralnie i prawnie obszar.
Ale od stwierdzenia tej oczywistości do uznania kogoś za ludzkiego potwora jest dość daleka droga. Tezę, że pan Mejza zarabiał na ludzkiej krzywdzie, trzeba jeszcze udowodnić. Trzeba pokazać faktury, przepływy pieniędzy, wykazać dokonaną krzywdę. Na tym polega dziennikarstwo śledcze (które sam uprawiałem przez wiele lat jeszcze w „Newsweeku” kierowanym przez Tomasza Wróblewskiego), a nie na wrzaskach, krzykach, spazmach emocji.
Na dziś tezy dziennikarzy WP nie zostały udowodnione.
Nie podważono słów Mejzy, że nigdy nie zarobił złotówki na tym pośrednictwie, że firma nie zaczęła w ogóle działać.
Nie podważono jego słów, że chciał odpowiedzieć na zarzuty w ciągu 48 godzin od otrzymania pytań, ale redakcja zdecydowała się natychmiast opublikować materiał, nie czekając.
Nie podważono jego twierdzeń, że historia zaczęła się od rzekomego uzdrowienia za pomocą tej metody jego znajomego Tomasza Guzowskiego.
Jest też prawdą, że Mejza był świetny, jak nie był przy PiS. I że będzie wspaniałym działaczem charytatywnym, jak od PiS odejdzie.
Z całego tekstu zostaje zarzut, że Mejza „usiłował zarabiać” na wątpliwej terapii. Ale pomysł porzucił.
Tak, to może być bardzo naganne. Ale to jednak nie to samo, co medialna orkiestra próbuje wszystkim wmówić.
Ta kampania zaczęła się od kuriozalnego ogłoszenia dziennikarza, że jak ktoś coś ma na pana Mejzę, to niech się zgłasza.
Potem były okrzyki i pohukiwania, że jak jeden dziennikarz czytał, to musiał wyjść i się przewietrzyć, a żona drugiego prosiła, by przestał opowiadać, bo była wstrząśnięta.
To są sztuczki, których w dziennikarstwie śledczym nie powinno się używać.
Teraz zaś mamy kampanię hejtu wobec wątpiących (jak niżej podpisany), organizowaną między innymi przez autora tekstu w WP pana Szymona Jadczaka i osoby mu kibicujące.
Nie skarżę się, ale odnotowuję. Jak ktoś z nożem zastąpi mi kiedyś drogę, to proszę im to przypomnieć. Bo to już jest poziom Der Strumera.
Nie damy się zastraszyć w żadnej sprawie. Nie daliśmy się przy wafelkowych urodzinach Hitlera i setkach innych tematów, nie damy i teraz. Powstaliśmy jako medialny ośrodek, który bez względu na cenę musi zwalczać medialne monopole, przebijać balony zbiorowego milczenia i narzucanego kłamstwa. I temu zadaniu pozostaniemy wierni - dopóki możemy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/577308-w-sprawie-mejzy-media-uruchamiaja-wafelkowe-metody