Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy Kremla, zapewnił dzisiaj - podobno w reakcji na słowa amerykańskiej dyplomatki Victorii Nuland - że Moskwa nie zamierza odbudowywać ZSRR. W 30 rocznicę podpisania (Jelcyn-Szuszkiewicz-Krawczuk) w Puszczy Białowieskiej traktatu rozwiązującego Związek Sowiecki, wiemy jednak doskonale, że nie o restytucję imperium w starej formule tu chodzi.
Odbudowa ale nie na mapie
Obserwując agresywność Rosji, widzimy po mapie Europy, że powtórne ustanowienie komunistycznego imperium jest niemożliwe - kawałki Ukrainy, nadrzeczny pas w Mołdawii czy nawet państwa bałtyckie odcięte możliwym zajęciem Przesmyku Suwalskiego to nadal jedynie namiastka ZSRR.
Tymczasem już w listopadzie 1982 roku, gdy Jurij Andropow zasiadł w gabinecie genseka partii komunistycznej, plan przebudowy władzy Kremla był inny. Po zrzuceniu ideologicznego balastu i politycznych uwikłań stary KGB-ista widział stworzenie sieci powiązań ekonomiczno-instytucjonalnych, które nie tylko ocalą potęgę Rosji, ale ją jeszcze rozszerzą. I to bez czołgów! Te oczywiście się przydadzą, ale nie w pierwszej kolejności.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Długoterminowy plan KGB
Andropow był szefem KGB przez 15 lat (1967-1982), zatem był człowiekiem najlepiej na świecie poinformowanym o sytuacji w kraju. Liberalizacja ustroju miała być zupełna, aby zasoby do kontroli społeczeństwa przesunąć z rzeczy dla Andropowa nieistotnych (co to kogo obchodzi czy się czyta Sołżenicyna albo Mackiewicza) , na te najważniejsze - (1) tajne służby, (2) dyplomacja i (3) wiążące sektory gospodarki. Łubianka i Kreml zakładały daleko idącą samodzielność narodów Europy Środkowowschodniej (co to kogo obchodzi jakie flagi powiewają w Warszawie czy Wilnie), które jedynie w kilku kwestiach (energetyka, dyplomacja, służby) miały być zbieżne z dawną macierzą.
Oczywiście że Gorbaczow chciał gros tego planu zrealizować zachowując zręby Związku Sowieckiego, ale towarzysz Michaił okazał się po prostu dramatycznie niepojętnym uczniem.
Tymczasem Andropow gotowe projekty przebudowy miał już w archiwach po swoich poprzednikach. Jak wykazała Françoise Thom w swojej monumentalnej biografii Ławrientija Berii, ten niedoszły następca Stalina rozważał nawet zaangażowanie nacjonalistów z UPA to partycypowania w rządzeniu Ukrainą. Chodziło o to, by już w 1953 roku wprowadzić poważne elementy demokratyczne, bo przecież totalitaryzm generuje więcej kosztów niż korzyści.
Odrzucenie twardego komunizmu, ideologicznych kampanii (co to kogo obchodzi czy to ktoś jest Żydem albo czy wielbi I sekretarza) unarodowienie krajów związkowych, reorientacja aparatu represji poprzez zawężenie jego specjalizacji, byłyby pieriestrojką o trzydzieści kilka lat wcześniejszą, tyle że jeszcze głębszą.
Cele były proste - uśpienie czujności Zachodu, zjednoczenie i demilitaryzacja Niemiec i wyprowadzenie Amerykanów z Europy pozwoliłyby zdominować Stary Kontynent bez tych wszystkich irytujących kosztów jak czołgi, obozy koncentracyjne i partyjny moloch niekompetentnej nomenklatury.
Ludzie cieszyliby się muzyką, literaturą, wolnością zgromadzeń, bo najbardziej istotne sprawy byłyby nie do ruszenia - uzależnienie od energetyki (doktryna Walentina Falina), ład międzynarodowy i kontrolowanie polityki garstką instytucji opartych na służbach, stanowiłyby maximum władzy przy minimum wysiłku.
Niewidzialne mauzoleum Andropowa
Problem w tym, że o powyższym planie nie do końca można już pisać w trybie przypuszczającym - bo to wszystko właśnie dokonuje się na naszych oczach. Nawet narzędzia polityczne są te same, bo ludzie Andropowa przygotowywali ruchy ekologiczne jako koło zamachowe społecznej przebudowy - dzisiejsza fundacja Michaiła Gorbaczowa także zajmuje się troską o klimat. Jak w swojej pięciotomowej pracy o pieriestrojce wykazał Jerzy Targalski to organizacje ekologiczne były pierwszymi, które dopuszczono do aktywności politycznej, jeszcze w latach 80-tych.
Zredukowanie potencjału energetycznego Zachodu w ostatnich dekadach ma być odpowiednikiem zredukowania potencjału atomowego w latach 80-tych.
Oczywiście rzeczywistość ostatnich dekad nie została wyreżyserowana przez jakichś mędrców na Kremlu. Gorbaczow nie przewidział, że ambitny Jelcyn będzie wolał dużo władzy w mniejszej Rosji niż mało władzy w wielkim Związku, narody okazały się jednak bardziej żywotne niż w założeniach specjalistów od walki klas, zaś wejście Chin do I ligi politycznej oraz pojawienie się nieznanych wcześniej zjawisk - internetu i nowej ideologii (gender) na Zachodzie, wymagały licznych aktualizacji rosyjskiej gry.
Ale pierwotne założenia „pieriestrojki” pozostają w mocy. Rosja nie jest groźna dla Europy jako potencjalny nowy Związek Sowiecki, ale jest groźna trzema zmodernizowanymi filarami potęgi: tajnymi służbami, energetyką i ładem międzynarodowym.
Potężna armia jest narzędziem koniecznym do realizowania wielu celów politycznych, ale nie tych, które sięgają Lizbony czy Brukseli.
Tylko z tego trzeba sobie zdać sprawę - odwrót Ameryki z Europy (i nastroje antyamerykańskie), instytucje międzynarodowe o fasadowej demokracji (łatwo sterowalne przez służby) i rozbrojenie energetyczne, to podstawowe instrumenty rosyjskiej dominacji w Europie. Niby proste, a tak skuteczne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/577258-30-lat-po-traktacie-o-rozwiazaniu-zsrr-wciaz-umyka-jedno