Nie pierwszy raz o tym wspominam, ale to widocznie trend ciągły. W obecnej polityce coraz częściej stosowany jest psychologiczny zabieg przeniesienia własnych problemów/win na przeciwnika. Oskarżanie partii Jarosława Kaczyńskiego (głównie przez druhów Donalda Tuska) o sprzyjanie Moskwie to rozkwit tej choroby w pełnym rozkwicie.
Narracja o tym, że Kaczyński spotyka się i paktuje ze stronnikami Władimira Putina jest uciążliwa. W istocie chodzi o to, że PiS szuka sposobu na to, jak omijać europejskie rafy, a nie wpadać na nie bez rozmysłu, jak bywało za rządów Donalda Tuska. Okazuje się, że da się prowadzić politykę tożsamościową, z poczuciem polskiej wartości, bez konieczności ulegania wielkim europejskim potęgom. Jest trudna, bywa, że jesteśmy dotkliwie obijani, ale czy to znaczy, że mamy ulec? Właśnie nie. I to Donalda Tuska musi boleć, gdy ktoś robi to, na co jemu nie wystarczyło odwagi.
To teraz o prorosyjskości. Wielokrotnie pisaliśmy na łamach portalu wPolityce.pl i w tygodniku „Sieci” o strategii rządu PO-PSL, która u swoich podstaw miała doprawdy szalone założenia. Tusk układał się z Putinem i robił to tylko dla własnych, osobistych splendorów, by w Europie mieć opinię człowieka, który Moskwę ucywilizował i w jakiś sposób obłaskawił. Załatwił Europie jeśli nie zwycięstwo nad Rosją (bo to niemożliwe), to chociaż jakiegoś rodzaju zawieszenie broni. Jakim kosztem? I tu dochodzimy do sedna. Kosztem niesłychanej uległości wobec wschodniego mocarstwa. To niż, że wielosetletnie doświadczenia pokazywały, że ta droga prowadzi donikąd, że okazanie słabości musi zostać przez „człowieka sowieckiego” wykorzystana bezwzględnie. On miał plan. Zupełnie przypadkiem możemy skonstatować, że ów plan był też na rękę Berlinowi, któremu zależało na spokojnym handlu z Moskwą i jakiekolwiek podskoki Warszawy mogłyby ten deal zaburzać.
Rozmiar moskiewskich win Tuska skupia się, jak w soczewce, w sprawie katastrofy smoleńskiej. Pisaliśmy o tym wraz z Markiem Pyzą w tygodniku „Sieci” nieprzypadkowo tytułując artykuł: „Na smyczy Putina”.
Polityka głaskania niedźwiedzia nie przestałą obowiązywać nawet po katastrofie, w której zginął polski prezydent. Nic wtedy nie szło po naszej myśli, Rosjanie działali wbrew, ale administracja Tuska nie miała odwagi uderzyć pięścią w stół i zacząć żądać tego, co nam się prawnie należało. Zbyt ważny był, nawet wtedy, plan Tuska. Byle tylko nie drażnić Moskwy.
Dotarliśmy do dokumentów, z których jasno wynika, że wówczas, po katastrofie prowadzono normalne dyplomatyczne rozmowy, ale ich agenda wydaje nam się bardzo (jak na ten moment) NIENORMALNA:
(…) w kontaktach dyplomatycznych ważniejsze od prawdy i rzetelnego śledztwa było wszystko: Centra Dialogu i Porozumienia, mały ruch graniczny, plany budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim, kwestie nieruchomości dyplomatycznych, wizy dla Rosjan w UE, opieka nad cmentarzami radzieckimi w Polsce, wymiana młodzieży czy niestabilność sytuacji w Mołdowie. Byle omijać temat najważniejszy. Byle nie drażnić „niedźwiedzia”. Uniżeni niemal jak Gomułka wobec Breżniewa
— pisaliśmy w tygodniku „Sieci”.
CZYTAJ TAKŻE: „Ruski ład”? OTO DOWODY na szokującą uległość Tuska wobec Putina. To była zaplanowana strategia polskiego premiera
Co więc naprawdę może dla Moskwy oznaczać powrót Donalda Tuska na polską scenę polityczną? Oczywiście szansę na powrót „do tego, by było tak, jak było”. A jeśli nie stanie się to szybko, to na pewno Putin ma gwarancję, że jest w Polsce grupa polityków, która będzie robiła wbrew PiS-owi. A to już spory zysk, bo polityka Kaczyńskiego nie ociera się nawet o sympatię wobec Putina, a w zasadzie wprost definiuje wrogie działania Kremla (na każdym polu) jako zagrożenie.
Dla dopełnienia obrazu, na scenie pojawia nam się właśnie, po paru latach wyciszenia, były premier i wicepremier Waldemar Pawlak. Może to przypadek, że wraca właśnie teraz. Może. Ale jeśli on nie jest dla Rosji obietnicą lepszych czasów, to kto mógłby nią być?
CZYTAJ TAKŻE: Waldemar Pawlak nowym szefem Rady Naczelnej PSL. Były prezes partii stoczył zacięty bój z Dariuszem Klimczakiem
Bez wahania nazwaliśmy kiedyś Pawlaka „człowiekiem Moskwy w Warszawie”. Stało się to, gdy poznaliśmy szczegóły prowadzonych przez niego negocjacji w sprawie kontraktu gazowego z Gazpromem. Zachęcam do sięgnięcia po te artykuły (linki poniżej). **Szokujące dla nas było to, że podczas rozmów nadzorowanych przez wicepremiera polskiego rządu (celowo nie piszę „rozmów”, a nie „negocjacji”), strona polska proponowała Rosjanom… więcej niż oni żądali! Serio!
Dotarliśmy także do roboczej wersji tego dokumentu. Dowiadujemy się z niego nieco więcej. Do ostatecznej wersji nie wpisano np. rozmowy o tym, że skoro Pawlak tak bardzo prze do podpisania niedorzecznie długiej umowy, to Rosjanie będą chcieli zapewnić mu piarową osłonę. Minister Szmatko „w ramach budowy nowych pozytywnych relacji zasugerował możliwość pomocy w takim przedstawieniu nowego kontraktu, aby polska strona została uznana przez media jako wyraźny zwycięzca”. Każdy z rozmówców czuł, że to, co proponuje polski wicepremier, będzie wymagało karkołomnego tłumaczenia.
Wiem, że rzeczywistość zmienia się szybko, że polityka prze do przodu, że w natłoku wszytskiego szybko się o pewnych sprawach zapomina. Ale, błagam, nie łykajcie państwo jak pelikany wersji o prorosyjskości PiS. Tym bardziej, że dystrybuują te brednie ludzie, którzy z pasją wysyłali gołąbki pokoju do Moskwy teoretycznie już dawno po czasie, gdy mieliśmy praktyczny status radzieckiej republiki.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/576777-pawlak-i-tusk-znow-na-scenie-ale-to-pis-na-byc-prorosyjski