Jeśli się przefiltruje donosy pana P. na członków Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego z czasów Gomułki i późniejszych, można by opisać trzy społeczne zjawiska. Po pierwsze dużo do postrzegania obecnych napięć polsko-żydowskich wnoszą dyskusje Żydów warszawskich, ich spory polityczne, trauma Holokaustu i identyfikowanie się w różnym stopniu z PRL, często przy antysowieckiej postawie.
POGLĄDY ŚRODOWISKA ZRWM NA PRL I KOMUNIZM OPISANE SĄ TUTAJ: Paskudne donosy pana P., czyli jak Żydzi warszawscy interpretowali PRL jako normalną Polskę
Po drugie te blisko 200 stron donosów i raportów pana P. ujawniają różne przypadki typowo PRLowskiego kombinatorstwa, szukania dodatkowych źródeł dochodu, często niezgodnych z prawem czy etyką w ogóle. Na tym etapie trudno jednak zweryfikować czy Tajny Współpracownik SB, pseudonim „Wileński”, zwyczajnie nie kłamał, nie koloryzował i czy po prostu nie chciał oczernić swoich współbratymców, by realizować własne niemoralne plany. O swoim kombinatorstwie pan P. nie donosi, ale przez ponad dekadę „Wileński” dopuszczał się najbardziej obrzydliwych metod, by móc swoich kolegów ze Związku skłócić, skompromitować, wyrzucić z pracy, zaszkodzić im na różne sposoby.
Po trzecie charakter i działalność autora donosów ma swoje znaczenie.
Tajny Współpracownik SB, pseudonim „Wileński”
Nikt nie zwracał na niego szczególnej uwagi, bowiem był jedynie grabarzem na Cmentarzu Żydowskim przy ulicy Okopowej w Warszawie. Donosił najpierw funkcjonariuszom Milicji Obywatelskiej, po tym jak latem 1961 roku próbowano ustalić szczegóły namalowania w nekropolii swastyk. Milicję jednak interesowało nie to, kto dopuścił się tego wandalizmu, ale kto przekazał ambasadzie Izreaela błony fotograficzne, dokumentujące ten akt. Kwestia swastyk szybko zeszła z agendy, a najważniejszymi tematami dialogów z funkcjonariuszami stały się zarobki poszczególnych Żydów, ich dodatkowe zajęcia, rozmowy polityczne, spotkania z cudzoziemcami i ch współpraca z Ambasadą Izraela.
TW „Wileński” był bardzo gorliwym donosicielem , szybko przejęła go SB i od razu postanowiła nagradzać kwotą 500 złotych miesięcznie. Pieniądze miały iść na opiekunkę, która odprowadzała dzieci pana P. do szkoły. Niestety nawet własnych dzieci pan P. nie oszczędził w swojej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. 30 października 1964 roku opowiadał oficerowi prowadzącemu o tym, co widział w domu jego kolegi jeden z synów”
Borensztajn wymienił u Cywiaka dolary za polską gotówkę. Mój starszy syn będąc w mieszkaniu u Cywiaka widział u niego w szufladzie szafki znaczną ilość pieniędzy.
Fanatyczny donosiciel
Wykorzystywanie dzieciaka w wieku szkolnym do donosicielskiego procederu to kolejna nieprzyjemna karta w osobowości „Wileńskiego”. Liczył on zresztą na protekcję bezpieki skoro prosił o wstawiennictwo w sporze z Izaakiem Frenklem, prezesem Związku.
Wileński: liczył na naszą interwencję i obronę przed samowolą Frenkla. Był zaskoczony tym, gdy oświadczyłem mu, że nie może liczyć na nas, ponieważ w tej sytuacji nie jestesmy w stanie nic mu pomóc
-notował oficer prowadzący. W 1963 roku intensywność sporów przy Okopowej na tyle zmalała, że panu P. zmniejszono stawkę - od tej pory miał dostawać 500 złoty na trzy miesiące. We wcześniejszym tekście na temat pana P. są przykłady jak relacjonowanie bezpiece rozmów politycznych w siedzibie Związku zaszkodziło jego członkom. Żydzi z ZRWM wiedzieli już, że wśród nich jest donosiciel, ale nie mieli wiedzy, kto nim jest.
„Wileński” obficie donosił na gości Cmentarza, Żydów z całego świata, którzy odwiedzali w Polsce groby swoich przodków. 25 lutego 1971 r. opowiadał kapitanowi Ścigockiemu o dwóch Żydach ze Związku Sowieckiego, którzy bardzo narzekali na sytuację w ZSRR.
W 1968 roku częstotliwość spotkań z „Wileńskiego” z SB znacząco wzrosła, rozmowy odbywały się nawet co tydzień. Bezpieka zbierała haki na Żydów protestujących przeciwko partii, a pan P. informował kto chodzi na protesty, kto krytykuje Partię czy politykę ZSRR. Donosiciel powtarzał też plotki i pogłoski, które bezpieka sprawdzała, by uzależnić od siebie kolejnych członków ZRWM. Opowiadał o niejakim Fiszgrundzie, który przed wojną miał być antykomunistą, który na demonstracjach w II RP miał skandować, by „wyrżnąć tą czerwoną zarazę” (pisownia oryginalna). Przekazywał informację na temat działań Frenkla, Smolara, Śpiewaka - wszystkich, o których czegokolwiek się dowiedział.
Bezpiekę zainteresował też wątek z marca 1971 roku, gdy cmentarz przy Okopowej wizytował, emerytowany już, Jakub Berman.
W ostatnim okresie na cmentarz przyszedł Jakub Berman. Wymieniony prosił TW, aby opiekował się grobem jego matki. Z uwagi na to, że Berman źle się czuje długo na cmentarzu nie przebywał.
Legenda Cmentarza Żydowskiego w Warszawie
Tajnym Współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa ps. „Wileński” był grabarz i jeden z opiekunów Cmentarza Żydowskiego przy Okopowej - Pinkus Szenicer. Były żołnierz Armii Czerwonej, gorliwy komunista - do tego stopnia, że drugi jego syn (ur. w 1952 r.) dostał imię po Bolesławie Bierucie (sic!), a trzeci potomek po marszałku sejmu PRL - Czesławie Wycechu.
W 1983 roku Pinkus Szenicer doczekał się filmu dokumentalnego na swój temat. „Żydowski grabarz” jawi się tam jako szczególnie zatroskany o pamiątki po swoich współbratymcach. Dziwne - jego rozmowy z SB tego nie potwierdzają, a nawet świadczą o czymś przeciwnym. „Wileński” informował czasem o kradzieży płyt nagrobnych czy jakiejś dewastacji ale tylko w kontekście skompromitowania kogoś jakimś komentarzem. Nie prosił o pomoc dla Cmentarza, ale prosił o pieniądze czy skompromitowanie prezesa Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego. Dziś jest uznawany za dobrotliwą legendę opieki nad warszawskimi zabytkami dotyczącymi Żydów. Ale dorabianie sobie legendy przez tajnych współpracowników SB to rzecz nagminna.
„Godny” następca „Wileńskiego”
Z trzech synów Szenicera jeden wyjechał w latach 60-tych do Izraela, najmłodszy zmarł w dzieciństwie, a średni - ten z imieniem po Bierucie, żyje do dziś w Polsce. Po ojcu, zmarłym w 1983 roku odziedziczył status opiekuna Cmentarza przy Okopowej. W latach 90-tych policja odkryła w nekropolii miniplantację… konopii indyjskich. Bolesław Szenicer utracił stanowisko, ale nie zaprzestał swojej publicznej aktywności. Rzucił się w wir publicystyki… antysemickiej. Z „dumnym antysemitą”, jak sam siebie określa Leszek Bubel, redagował pisemko „Co z tą Polską” opisującą rzekome spiski Żydów i rzekomo żydowskie korzenie większości polskich polityków.
Szenicer od dziecka obserwował jak koledzy jego ojca robią wielkie kariery w Polsce (Smolar, Śpiewak), gdy zaś jego ojciec pozostawał jedynie grabarzem-opiekunem cmentarza, któremu za te konopie indyjskie odebrano ostatni przyczółek istnienia w przestrzeni publicznej.
Szenicer jest obrońcą antysemickiej czystki z 1968 roku, wystąpił też w dziwacznym teledysku Leszka Bubla „Longinus Zerwimycka”. Środowisko Bubla od lat atakuje Żydów i to w jakiś karykaturalny, arcyprostacki sposób - nazywaniem ich wampirami, pokazywaniem prymitywnych grafik jak z wiadomo jakiej propagandy. Jako publicysta, syn „Wileńskiego” opisuje Ukrainę jako kraj banderowców i atakuje naszego południowo-wschodniego sąsiada, zaś pierwszego prezydenta niepodległej Litwy nazywa „kłamcą i demagogiem”. Prowokacyjnych tekstów można by długo wymieniać - dość że są antyżydowskie, antyukraińskie i antyzachodnie. Co po przyjęciu tych trzech poglądów pozostaje, niech każdy domyśli się sam.
Z komentatorskiego marginesu, Bolesława Szenicera wyciągnął ostatnio Wojciech Sumliński w filmie dokumentalnym „Powrót do Jedwabnego”. To właśnie syn Pinkusa formułuje tam najbardziej radykalne tezy. „Tylko dla kasy, tylko dla pieniędzy” cedzi przez zęby Szenicer opowiadając o dyskusji wokół Holokaustu, „Żydzi żądzą światem, taka jest prawda, nie bójmy się tego określenia” - straszy widzów.
O FILMIE CZYTAJ WIĘCEJ: Dlaczego Sumliński korzysta z zaplecza Leszka Bubla?
Kto chce wysadzić Jedwabne w powietrze?
Ciekawe że Sumliński, który twierdzi, że przeniknął intencje Żydów całego świata, nie przeniknął intencji i przeszłości tego jednego Żyda, swojego „eksperta”. Ciekawe że Sumliński pozwolił panu Szenicerowi na wypowiedzi tak łudząco podobne do donosów jego ojca do Służby Bezpieczeństwa. Ciekawe dlaczego były opiekun Cmentarza, straszący Żydami i Ukraińcami, ma być autorytetem w sprawie „Jedwabnego”. Ciekawe że Bolesław Szenicer, znający historię XX wieku, nie zajrzał nigdy do IPN, by zapoznać się z teczką pracy tajnego współpracownika pseudonim „Wileński” o numerze rejestracyjnym 8156 i nie zainteresował się przeszłością własnego ojca. Bo oczywiście nie rzecz w byciu synem czy wnukiem któregoś z nieciekawych współpracowników aparatu represji PRL, rzecz w tym, czy kontynuują oni pracę swoich przodków, czy się od niej odcięli i z nią rozliczyli.
Jeśli Polakom mają przeszkadzać spadkobiercy resortowych rodziców, czy różnego rodzaju celebryci, będący dziećmi Tajnych Współpracowników i dziś szkalujący Polskę, to bądźmy konsekwentni. Nie można jednego kłamstwa (Grossa i Grabowskiego) zwalczać innym kłamstwem, nie można o sprawiedliwość i prawdę walczyć ramię w ramię z prowokatorami uwikłanymi w zależności od długich macek PRL.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/576721-kto-donosil-na-warszawskich-zydow-i-co-z-tego-wynika