Kto by pamiętał, że za rządów Tuska i po katastrofie smoleńskiej był on przez rosyjskie media nazywany „naszym człowiekiem w Warszawie”.
Donald Tusk jako znawca Putina i człowiek, którego rosyjski satrapa nigdy nie wykorzystał i nie zrobił w bambuko? Takie bajki można przeczytać w książce „Wybór” autorstwa Donalda Tuska i Anne Applebaum. Fragmenty tego wiekopomnego dzieła 4 grudnia 2021 r. opublikowała „Gazeta Wyborcza”. Z wypowiedzi byłego premiera wynika, że jego głównym celem jest wyparcie. Psychologiczny mechanizm niedopuszczania do świadomości tego, w czym Tusk poległ z kretesem w konfrontacji z Putinem. A jeśli jest wyparcie, to także przeniesienie, a właściwie fantazja przeniesieniowa, czyli przerzucenie własnych wstydliwych doświadczeń na politycznego przeciwnika.
Jak Tusk widzi Władimira Putina?
W czasie spotkań, nawet tych w cztery oczy, Putin sprawia wrażenie trochę stremowanego i nastroszonego. Tak jakby ciążyła mu świadomość, że ma reputację prostego siłowika z KGB-owską przeszłością. Ale jeśli nawet, to nie widać po nim kompleksów, a przynajmniej dobrze przykrywa je wystudiowaną arogancją. (…) Jeszcze kilka lat temu na każdym spotkaniu tête-à-tête z kamerami siadał w bardzo charakterystyczny sposób. Powiedziałbym, że on siada ze swoistą przesadą
— mówi Tusk. Ten obiektywistyczny ton jest przygotowaniem do wyparcia.
Tusk uważa zapewne, że jest sprytny nie wspominając o zachowaniu Putina podczas jego własnej wizyty w lutym 2008 r. w Moskwie oraz tuż po katastrofie smoleńskiej. Opowiada więc o spotkaniu w Davos: „Spotkałem kiedyś Putina i byłem w lekkim szoku, kiedy usiedliśmy na jakichś krzesłach. To znaczy ja usiadłem, a on się niemal położył. Jednocześnie jego twarz i jego ręce mówiły: czuję się źle, niepewnie. Takim go zawsze widziałem: w środku spiętego, na zewnątrz nienaturalnie wyluzowanego, pozującego na kogoś zupełnie innego, niż jest”.
Wyparcie i fantazja przeniesieniowa są Tuskowi potrzebne, żeby ukryć własne klęski. Skądinąd w lutym 2008 r. w Moskwie Putin rozwalił się w fotelu niczym wielkorządca przed jakimś rabem. A Donald Tusk siedział wychylony do przodu, na krawędzi fotela, wystraszony i wyjątkowo defensywny. Putin natychmiast wyczuł jego słabość, dlatego bez mrugnięcia okiem zaproponował udział w rozbiorze Ukrainy, co było wyjątkowo skandaliczne. Na taki tupet Putin nie zdobywał się przed przywódcami, którzy w rozmowie z nim nie byli kłębkiem nerwów i strachu. Sam Tusk zresztą milczał po tej bezczelnej propozycji, choć powinien ją natychmiast nagłośnić. Zrobił to ówczesny szef MSZ, Radosław Sikorski, pytany o to przez „Politico”.
Jak już Putin dowiedział się, jak wielkim gierojem jest Tusk, mógł to wykorzystać w 2010 r., po katastrofie smoleńskiej. Wszyscy pamiętają te zaciśnięte piąstki ówczesnego polskiego premiera i jego wzrok. Putin wiedział, że ma przed sobą człowieka słabego, którego może wykorzystać, jak chce. Tym bardziej że 10 kwietnia 2010 r. Donald Tusk przyleciał do Smoleńska fatalnie przygotowany. Nieobeznany z procedurami i rozwiązaniami prawnymi, jakie powinno się stosować w wypadku takiej katastrofy. Bez choćby cienia analizy spodziewanej strategii Rosjan oraz tego, jak nie dać się im wyrolować.
Przygotowany był Władimir Putin: już w pierwszej godzinie po katastrofie miał gotowe rozwiązania, które uwzględniały interes Rosji i były dla Moskwy najmniej dolegliwe w bardzo kłopotliwej dla władz tego państwa sytuacji. I te rozwiązania narzucono premierowi Tuskowi w dziecinnie prosty sposób. A on nawet nie pisnął. A wręcz uznał, że to dobre rozwiązania. Przyszło to Putinowi tym łatwiej, że dysponował precyzyjną charakterystyką (także analizą charakterologiczną) samego Donalda Tuska. Między innymi na podstawie tego, jak się Tusk zachowywał w lutym 2008 r. podczas wizyty w Moskwie.
Donald Tusk rozmawiając z Anne Applebaum wyjawia, że wiedzę o Rosji i Putinie czerpie m.in. z serialu „Homeland”: „W siódmym sezonie pojawia się wątek interwencji Moskwy w amerykańską politykę. Jeden z moich ulubionych bohaterów, Saul Berenson, szef CIA, mówi tam o Rosjanach, że są absolutnymi mistrzami w wykorzystywaniu autentycznych faktów, emocji i problemów. Za pomocą kłamstwa lub prowokacji zmieniają ich polityczną rangę. Z naboju robią bombę”.
Oglądając serial „Homeland” Tusk lepiej zrozumiał aferę z ujawnieniem „korespondencji sztabu Hillary Clinton czy ‘naszą” aferę podsłuchową”, a także „bunt Katalonii czy protesty ‘żółtych kamizelek’”. I zrozumiał „wsparcie dla antyszczepionkowców w Polsce i w całej Europie”. Szkoda, że gdy był premierem, nie zrozumiał, choć sam się na to zgodził, jak generał Janusz Nosek, ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, daje się robić w bambuko podpisując tajną umowę o współpracy z Federalną Służbą Bezpieczeństwa Rosji (w maju 2013 r.). Albo jak Radosław Sikorski zaprosił we wrześniu 2010 r. szefa MSZ Rosji, Siergieja Ławrowa, by dokształcał polskich ambasadorów.
Tusk mówi Applebaum, że „niemiecka gospodarka jest wręcz uzależniona od rynku rosyjskiego – zaś ludzie niemieckiej gospodarki mają realny wpływ na CDU. Nawet Merkel, polityczka głęboko moralna, rozumiejąca region i jego historię, skapitulowała w sprawie gazu z Rosji i Nord Streamu”. Tusk wie, tylko nie mógł nic zrobić, żeby przynajmniej zablokować Nord Stream. W końcu był tylko premierem Polski, a potem przewodniczącym Rady Europejskiej. A co taki przewodniczący może. Nic.
Tusk może za to wymyślać farmazony, że „błogosławieństwo polityczne Kaczyńskiego” dostał „pomysł, żeby Orbán razem z Solorzem i Rosjanami zbudowali w obwodzie kaliningradzkim elektrownię jądrową pod kontrakt z Polską”, żeby „bezpośrednio uzależnić nas od dostaw energii elektrycznej z Rosji”. Nieważne, że żadnego takiego błogosławieństwa nie było, za to Tusk bezpośrednio uzależnił nas od dostaw gazu z Rosji.
Anne Applebaum dodała od siebie, że „może Kaczyński to rozumie, może nie, ale jego wyborcy naprawdę nie pojmują, że to, co on robi, jest absolutnie w interesie Rosji. Że głosując na niego, pomagają mu zbudować prorosyjską koalicję, która zniszczy Zachód”. Tak pomagają, że aż Putin musi używać Łukaszenki, żeby atakując polską granicą wschodnią podziękować PiS za tę pomoc. A przy okazji zapewne za pełne uniezależnienie Polski od rosyjskiego gazu.
Kto by tam pamiętał, że za rządów Tuska i po katastrofie smoleńskiej był on przez rosyjskie media nazywany „naszym człowiekiem w Warszawie”. To zapewne dla zmyły, żeby tego wielkiego przeciwnika Rosji skompromitować. A obecnie Łukaszenka chwali Tuska jako polityka, z którym można się porozumieć, w przeciwieństwie do Andrzeja Dudy i Jarosław Kaczyńskiego, którzy zagrażają miłującym pokój Putinowi oraz jego pomocnikowi. Też dla zmyły. Są granice idiotyzmu i kompromitacji. Ale nie dla Donalda Tuska.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/576702-w-ksiazce-wybor-tusk-objawia-sie-jako-przeciwnik-putina