Z licznych wypowiedzi publicznych i moich własnych rozmów wokół spraw polsko-brukselskich wyłania się pełna zgoda co do rozpoznania działań Komisji Europejskiej i TSUE jako czysto politycznych. Grillują Polskę w Parlamencie Europejskim posłowie niezdolni do wysłuchania zdania przeciwnego, komisarzami są w większości ideologiczni sympatycy polskiej opozycji, a wyroki wydają politycy przebrani w sędziowskie togi. To jest jasne dla wszystkich. Poziom zaufania do tych partnerów, po wszystkich niedotrzymanych umowach, jest dziś wśród polskiej elity państwowej niewielki. Oczywiście mówię o obozie propolskim, a nie tym kibicującym próbom sprowadzenia niepodległego państwa polskiego do roli pół-niemieckiego landu.
Nasz Krajowy Plan Odbudowy, merytorycznie oceniony wysoko, wciąż jest blokowany, choć pieniądze dawno powędrowały także do państw w których, bądźmy szczerzy, dużą część zmarnują i rozkradną.
To naturalnie rodzi potrzebę reakcji.
Coraz wyraźniej wybrzmiewają zatem dwa odrębne stanowiska.
Rozsądnie
Pierwsze zakłada konieczność upartego trzymania się obranego już kursu czyli mieszanki twardej postawy w sprawach zasadniczych przy jednoczesnej gotowości do kompromisu tam, gdzie to możliwe. A co najważniejsze - respektowaniu reguł i zasad klubowych. Innymi słowy: możemy być wściekli, będziemy o tym mówili, ale stolika rozmów nie wywrócimy.
Stoją za tą linią poważne argumenty. Bo mimo formalnego impasu w tle toczą się intensywne negocjacje, jak słyszę, dochodzi nawet do kilku spotkań tygodniowo. Poszczególne wątki są posuwane do przodu. Nawet prasa europejska czasem przebąkuje, że pieniądze należne Polsce mogą jednak zostać „zwolnione”.
Paradoksalnie, crash-test jakim był atak migrantami na polską granicę pokazał, że mimo sporów mocno jesteśmy w grze. Ofensywa dyplomatyczna premiera Mateusza Morawieckiego, jedenaście spotkań z liderami w sześć dni, to był pokaz siły i skuteczności tego ośrodka politycznego.
Co ważne, premier wykorzystał to, by uświadomić partnerom, że na Wschodzie czają sie prawdziwe zagrożenia i może czas odłożyć na bok sprawy jednak drugorzędne.
Czy gdyby - oby do tego nigdy nie doszło - wybuchła jakaś wojna na wschodniej flance UE albo blisko niej, dalej zajmowalibyśmy się debatowaniem nad artykułem siódmym Traktatów? Tym bardziej, że nawet nasi krytycy muszą przyznać, że zrobiliśmy dużo, by wyjaśnić nasz punkt widzenia, naszą sytuację, komplikacje historyczne związane z sądownictwem. Potrafimy też być elastyczni, szukać kompromisu choć i umiemy bronić swoich racji. Podkreślam: sytuacja jest niebezpieczna, ryzyka narastają, mądrzy, odpowiedzialni politycy powinni mieć zdolność oszacowania, co jest w takim momencie najważniejsze
— mówił szef rządu w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl
Co jeszcze ważniejsze, w tej sprawie Unia jednak stanęła za nami, mimo iż Łukaszenka i Putin świadomie użyli broni wobec której, sterroryzowane przez lewicowe organizacje, kapitał i media społeczeństwa zachodnie, są bezbronne: migrantów, mianowanych uchodźcami.
Także sam mechanizm rozporządzenia o praworządności, choć TSUE go właśnie bezprawnie przyklepuje, jednak nie został formalnie użyty. I wcale nie jest pewne, że zostanie, bo zapisane w nim wskutek polsko-węgierskiej interwencji blokady precyzyjnie wymieniają katalog możliwych zastosowań.
Ale to prawda, że zgoda na niego była dużym kompromisem ze strony Polski i Węgier. I zgoda, że tej dobrej woli nadużyto.
To, co Unia dziś robi, to po prostu prawo siły. Zatrzymanie KPO i używanie tego faktu jako presji politycznej nie ma wiele wspólnego z żadnym prawem, żadnymi traktatami. To paradoksalnie wynik skuteczności polskich polityków: po latach prób uruchomienia artykuły 7. Traktatów, po męczącej a bezpłodnej debacie o rzekomym zagrożeniu dla praworządności, grupa trzymająca władzę w Brukseli uznała iż musi porzucić te pozory, musi sięgnąć po nagą przemoc polityczną.
Z tej perspektywy widać też, że prawdą jest iż staliśmy przed wyborem: mieć budżet i problemy z tzw. praworządnością albo nie mieć budżetu i też mieć te problemy.
Ostrzej
Zwolennicy stanowiska drugiego kładą jednak nacisk na koszt tych skomplikowanych gier: wyzbycie się kolejnych możliwości weta. Czy to do całego budżetu czy Funduszu Odbudowy. W tle dyskusja o możliwym prawie weta wobec pakietu kolejnego radykalnego uderzenia w tradycyjną energetykę pod nazwą „Fit for 55”.
CZYTAJ O TYM WIĘCEJ: Czy Polska ma prawo weta ws. pakietu klimatycznego „Fit fot 55”? Saryusz-Wolski reaguje na słowa minister Moskwy: Błąd!
To są argumenty, których też nie należy lekceważyć. Niestety, dobra wola strony polskiej została odczytana przez wielu przeciwników demokratycznego rządu w Warszawie jako słabość. Im bardziej ustępowaliśmy, tym żądali więcej. Im mocniej pokazywaliśmy, że nam zależy na porozumieniu, tym brutalniej nas traktowali.
Doszliśmy do ściany, nie mamy już gdzie się cofać, musimy zrobić katalog naszych zasobów, możliwości i rozpocząć walkę. Oni rozumieją tylko siłę i determinację - tak najprościej można streścić ten pogląd.
Proponuję odrzucenie dyktatu i zerwanie z polityką polegającą na upartych próbach obłaskawiania unijnych instytucji. Już wiemy, że złamią każde porozumienie. Trzeba wyciągnąć wnioski. Potrzebujemy w rządzie jedności wobec agresji narastającej wobec Polski
— wprost mówi w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” lider Solidarnej Polski, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Dodaje, że coraz wyraźniej widać iż za te pieniądze niektórzy chcą skokowej redukcji polskiej suwerenności.
Jakie rozwiązanie?
Kto ma w tym sporze rację?
Z punktu widzenia interesu narodowego próbę porozumienia należało podjąć. Sukces był zresztą bardzo blisko. Być może nadal jest.
Ale uczciwie trzeba też powiedzieć, że nieprzyjaźni nam politycy brukselsko-niemieccy przekroczyli wszelkie granice i grają znaczonymi kartami, a my gonimy króliczka, narasta. Może to też mieć swoje konsekwencje polityczne. Obóz Zjednoczonej Prawicy po przekroczeniu pewnego progu frustracji może dostać podwójny rachunek - za blokadę KPO oraz za brak stanowczości wobec tego faktu. Za wrażenie upokorzenia.
Czy jest jakieś wyjście? Jak można z tego wybrnąć? Trwać przy próbach znalezienia porozumienia czy zaostrzyć kurs?
Czy Polska ma jakiś ruch w relacjach z coraz mocniej sięgającymi po bezprawną siłę Brukselą i Berlinem?
Uważam, że sytuacja dojrzewa do sformułowania pewnych progów czasowych z naszej strony.
Należy nadal intensywnie kontynuować, może jeszcze intensywniej, próby uzyskania kompromisu. Ale jednocześnie warto rozważyć zbudowanie awaryjnych scenariuszy przyjęcia do wiadomości iż uzyskanie pieniędzy z KPO nie będzie w przewidywalnej perspektywie możliwe.
Jest możliwe, że mają one być orężem politycznym w kampanii wyborczej Donalda Tuska („ja je załatwię”) i nic z tym już się nie da zrobić.
Ale jeśli tak, to nie można na to biernie czekać.
Trzeba zatem przygotować katalog możliwych działań samodzielnych zastępujących tymczasowo KPO i spraw w których Unia potrzebuje polskiego głosu, naszej aktywności, naszego powstrzymania się od weta. Tutaj polityka klimatyczna jest na pierwszym miejscu.
I to nie jest żaden straszak: bez unijnych pieniędzy nie będziemy w stanie przeprowadzić tej operacji, która i tak będzie bardziej kosztowna. Odkładam na bok kwestię, czy w ogóle ma to sens, nie my o tym niestety decydujemy. W tym scenariuszu być może warto rozważyć w ogóle zerwanie konsensusu w tej sprawie, otwarcie dyskusji o kosztach społecznych tej narzucanej zmiany. Konieczne jest także zbudowanie własnego planu odbudowy i próba wycofania polskich gwarancji finansowych dla europejskiego funduszu odbudowy.
Tym bardziej, że akurat polska gospodarka specjalnej odbudowy po pandemii nie potrzebuje.
Mówiąc wprost, do pewnego, jasno określonego momentu, w mojej ocenie do końca bieżącego roku, może nawet do końca pierwszego kwartału 2021 roku, warto zachować cierpliwość. Ale jednocześnie należy otwarcie mówić o planie B., który może zostać uruchomiony gdy wszystkie inne środki zawiodą
Wymaga to oczywiście pełnej koordynacji wszystkich ośrodków odpowiedzialnych za te sprawy, w tym skupienia na celu wspólnym także w centrali Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Polska nie może dziś pozwolić sobie na słabość w żadnym obszarze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/576655-presja-z-brukseli-warto-miec-plan-b-scenariusz-awaryjny