Donosy pana P. na swoich żydowskich kolegów ze Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego były - trudno to wyrazić inaczej - mocno obrzydliwe. Jego gorliwe opisy, plotki i relacje z podsłuchiwania kolegów trzeba przefiltrować przez interesy, które załatwiał ze Służbą Bezpieczeństwa. Jednak wnikliwie obserwując ludzi ZRWM i gorliwie opowiadając oficerowi prowadzącemu nawet o najdrobniejszych incydentach, pan P. zostawił też obraz zasadniczego nieporozumienia, jakie dotyczyło Żydów, którym w czasach Gomułki przyszło żyć w Warszawie.
Drwiny z PRL
Najbardziej dramatyczne w skutkach były donosy w sprawach politycznych. Co prawda P. przyglądał się w mieszkaniu przyjaciółki czy śpi ona na jednej kanapie z gościem z Ameryki (14 I 1965 r.), czy kolega z warszawskiej Pragi oszukał kochankę na dolarach przesłanych z Zachodu (kilka donosów z 1962 r.), o naradach członków ZRWM przeciw Izaakowi Frenklowi (w których brał udział także Jan Śpiewak, ojciec profesora Pawła Śpiewaka), ale to relacje ze światopoglądowych dyskusji wywoływały ożywienie SB.
Chyba najbardziej antysowiecki był niejaki Dykowski. 10 lutego 1962 roku P. W materiałach IPN czytamy o nim, że:
w bardzo wulgarny sposób wyraża się o ZSRR. Opowiada różne przykłady stawiające ZSRR w bardzo negatywnym świetle. W ostatniej rozmowie […] [Tajny Współpracownik] zaczął zaprzeczać niektórym historyjkom opowiadanym przez Dykowskiego, nadmienił, że on również był w ZSRR i służył w Armii Radzieckiej i wie co tam się działo. Nie chciał wierzyć w niektóre opowiadania Dykowskiego nazywając to bajkami. Pomimo tego Dykowski nie stracił zaufania do niego.
Dykowski nieraz drwił z Sowietów, był bardzo pewny siebie, nie wierzył ani na jotę w komunistyczną propagandę. P. informował, jak Dykowski drwił z Rosjan po tym, jak Amerykanie wystrzelili w kosmos swojego pierwszego astronautę.
Po ostatnim komunikacie ogłoszonym w radiu na temat wypuszczenia w kosmos płk Glena Dykowski był bardzo zadowolony. Oświadczył, że jest to faktyczna prawda. Nie wierzy w to, że Titow i Gagarin są pierwszymi kosmonautami i że jest to tylko propaganda ZSRR.
Głównym przeciwnikiem Polski Ludowej, w donosach P. jawi się inny członek Związku - Kupersztajn. SB notowała 17 X 1964 roku, że cieszył się on z upadku Chruszczowa, że „nagonka antykomunistyczna w Indonezji jest tylko wymysłem radzieckiej propagandy”, a 20 kwietnia 1968 roku, że „1 maj to lipa, a nie święto”.
Żydzi a Polacy
Już wtedy w środowisku warszawskich Żydów trwały spory o skalę pomocy Polaków dla Żydów w czasie niemieckiej okupacji. Jedną ze sprzeczek P. relacjonował 25 maja 1963 roku:
Cywiak Natan przyprowadził do kongregacji Polaka - profesor gruby [? - red.]. Mówiono o pomocy w czasie wojny udzielanej przez Polaków Żydom. Mówił profesor. Obecny był przy tym Wilner (…), który uparcie przeciwstawiał się temu (kłócił się) twierdząc, że żadnej pomocy ze strony Polaków nie było. A jeśli była jakaś działalność ludności polskiej w sprawie Żydów to tylko przeciwko nim.
P. informował swoich mocodawców o niejakim Żeligmanie, którego inni Żydzi mieli podejrzewać o współpracę z Gestapo. On sam miał chwalić nawet Hitlera (25 maja 1963). Po tym donosie SB postanowiła założyć Żeligmanowi „sprawę operacyjnego sprawdzenia”.
Wśród członków Związku byli i zatwardziali komuniści, którzy uznawali stalinowską Polskę zna lepszą od tej Gomułkowskiej. 12 I 1962 roku niejaki Haken opowiadał P., że
Uważa, że w Polsce jest obecnie niedobrze i panuje niesprawiedliwość. (…) chwali sobie przed październikiem 1956 r.
Tu powoli dochodzimy do świata pojęć warszawskiej społeczności żydowskiej lat 60-tych. Opisywanie Polski po 1945 roku jako „jakiejś Polski”, wiązało się z tym, że wszystkie błędy i grzechy PRLowskich i sowieckich aparatczyków przypisywano nie partii komunistycznej, ale właśnie Polakom jako takim. Za ideologię komunistów, narzuconych nam przez Armię Czerwoną mają odpowiadać wszyscy współcześni Polacy.
Żydzi antysowieccy, żydzi prokomunistyczni
Od połowy lat 60-tych warszawscy Żydzi są coraz bardziej krytyczni wobec Związku Sowieckiego, opowiadają sobie dowcipy o Rosjanach, o władzy, obserwują z nadzieją wzrost znaczenia Izraela w napięciach z Arabami.
Wczesnym latem 1967 roku Żydzi w Warszawie wznosili modły za zwycięstwo Izraela w starciach z Arabami. Kupersztajn krytykował ZSRR:
Zobaczcie naszych przyjaciół [Sowietów - red.], jakby mogli to by nas do nogi wybili. Mówią o antysemityzmie, a czy trzeba większego antysemityzmu jak popierać Nasera-Hitlera. Nasi „przyjaciele” popierają Arabów (…)
Gdy P. doniósł bezpiece o antysowieckich nastrojach w bożnicy, SB musiała zastosować jakieś represje, m.in. zwolnienie jednego z pracowników Cmentarza przy Okopowej, skoro kilka dni po wizycie P. u oficera prowadzącego, tak radykalnie zmienił się klimat wśród Żydów:
Od kilku dni, to jest od czasu zwolnienia Wajsztajna, w synagodze warszawskiej ucichły dyskusje na temat agresji Izraela. Zarówno Kupersztajn, Szapiro i Gendelman nie chcą nic mówić na ten temat.
Zmieniła się także intencja modłów - proszono Boga już nie o zwycięstwo Izraela tylko o łaskę dla „poległych Żydów”.
TEN „MARZEC”
Punktem przełomowym dla Żydów w PRL, oraz dla całej historii komunistów nad Wisłą, był marzec 1968 roku, gdy PZPR zorganizowała antysemicką nagonkę. Niektórzy historycy (np. prof. Friszke) próbują dziś wmówić, że kampania przeciwko Żydom była zorganizowana przez Polaków jako takich. Gdy muszą wskazać, że to jednak Partia, podległa Związkowi Sowieckiemu, rozpętała propagandę pogardy, dodają, że komuniści sobie mogli sobie na to pozwolić, bo „społeczeństwo było antysemickie”. Tutaj już Friszkowcy przyjmują ten „antysemityzm” jako aksjomat, nie podają na to dowodów czy źródeł.
CZYTAJ TAKŻE:
O wydarzeniach marcowych z 1968 roku
Tymczasem w rozmowach Żydów ze Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego niekiedy ewidentnie utożsamia się antysemityzm z Polską tylko dlatego, że Polskę utożsamia się z PRL. Jeśli uznać PRL za wolną Rzeczpospolitą, to Marzec 1968 roku będzie dziełem Polaków, jeśli uznać za sowieckiego wasala, omotanego przez służby - odpowiedzialnością za antysemityzm należy obarczyć komunistów, niektórych zupełnie niepolskiego pochodzenia (jak Mieczysław Moczar)
Gdy w 1968 roku zaczynają się zwolnienia niektórych komunistów żydowskiego pochodzenia, nawet ten antysowiecki Kupersztein
oskarżał Związek Radziecki i Polskę o antysemityzm oraz twierdził, że Breżniewa i Gomułkę spotka taki los jak Chruszczowa za ich wrogi stosunek do Żydów.
Członkowie Związku oburzają się na antysemityzm i na Gomułkę jednocześnie, utożsamiają PRL z Polską, a nagonkę partii z rzekomo powszechnymi nastrojami w kraju.
23 marca P. ponosił, że niejaki Bławat o jednym z przemówień Gomułki powiedział, że „nie było to przemówienie lecz zwykłe p…..”. Do protestów studenckich dołączają niektórzy Żydzi z ZRWM (oczywiście także Kupersztejn). Widząc hasła - te same, które aktyw partyjny formułował przeciwko „syjonistom” - Żydzi uznawali, że jest to stanowisko nie PZPR, ale zwykłych Polaków. Starozakonni są zawiedzeni Polską (w wersji PRL) i chcą wyjechać z kraju. Degradację oficjeli partyjnych żydowskiego pochodzenia uznają nie za rozgrywki polityczne wewnątrz aparatu władzy, ale za narodowy antysemityzm. 16 marca 1968 roku SB odbiera raport od P.:
Wajnsztejn: teraz dopiero antysemici będą mogli sobie używać. Taka okazja nie często się trafia. Reszta Żydów poleci ze stanowisk. Poza tym Ochab będzie musiał odejść i to w najbliższym czasie.
Choć wielu członków Związku klepało biedę, to niektórzy z nich czuli więź ze swoimi komunistycznymi ziomkami na szczytach władzy. 25 czerwca 1968 roku P. donosił:
Po modlitwie w synagodze Montag, z zawodu fotograf, powiedział, że złożył dokumenty na wyjazd do Izraela. Decyzję taką podjął z uwagi na szalejący antysemityzm w Polsce.
Dekada donosów na współbratymców
Nic dziwnego, że ci Żydzi, których zmuszono do wyjazdu w 1968 roku, a którzy utożsamiali PRL z normalną Polską, uznawali za antysemitów nie tyle komunistów, co po prostu Polaków. Na tym nieporozumieniu swoją politykę historyczną budują dziś „Gazeta Wyborcza” i niektórzy historycy, z czego rodzi się też konieczność utożsamiania Polski powojennej z Rzeczpospolitą w ogóle.
Kto udowadnia obcość władzy PRL, jej zewnętrzne umocowanie, ten jednocześnie przypisuje antysemityzm nie Polakom w ogóle, ale partyjnym graczom na szczytach władzy.
Ale w tej historii ważny jest jeszcze pan P. Nie zaistniał on zbyt wyraźnie we współczesnej historii, choć współpraca z SB przyniosła mu pewne korzyści. Poprzez oczernianie swoich kolegów ze Związku, skrupulatne donosy i korzystanie z życzliwości bezpieki, mógł sobie wieść bezpieczne życie, stając się nawet lokalną legendą. O jego synach nie można powiedzieć, że były „resortowymi dziećmi”, ale z dostępnych informacji wynika, że ojciec doczekał się kontynuacji i następstwa.
Tajny Współpracownik Służby Bezpieczeństwa, opisywany tutaj jako „pan P.”, nie poszedł jednak tym tropem co jego współwyznawcy z ZRWM. Nie uznał on Polski za antysemickiej z powodu Moczarowskich prowokacji, bo sam był bezpieczny z racji ochrony bezpieki. Poszedł inną drogą, ale również pełną resentymentów i złości, którą - jak wiele na to wskazuje - przekazał swojemu środowisku.
O panu P. warto napisać oddzielnie, bo i ta niepozorna historia ma swoje miejsce na mapie politycznej. Niestety.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/576651-paskudne-donosy-pana-p-na-warszawskich-zydow