Do dziś nie wiem, co w dniach największego nasilenia ataków na polską granicę było bardziej bolesne: cynizm metod używanych przez białoruski reżim, w tym jego propagandę, czy przyłączenie się do tej narracji przez największe media w Polsce i część tzw. aktywistów opozycji?
Bywały i bywają dni, że nie można odróżnić głównych wydań dzienników telewizyjnych „amerykańskich” stacji w Polsce od państwowych nadawców białoruskich.
Z jednej strony wszystko to uświadamia nam jak kruche jest poczucie bezpieczeństwa, jak trzeba - każdego dnia - pilnować Polski. Z drugiej, widzimy skalę i siłę wdrukowanej w nasze życie publiczne zorganizowanej niechęci do polskiej państwowości i jej fundamentów. Takich jak szczelna granica, szacunek dla służb mundurowych, przestrzeganie prawa.
Każdy Polak był świadkiem deptania tych wartości przez sojusz ludzi głupiutkich i cyników, sojusz zdolny do każdej niegodziwości, jeśli tylko będzie miała antyrządowy znak. Zaczęło się od prób przebijania granicy, niszczenia urządzeń granicznych, atakowania żołnierzy, strażników granicznych, policjantów.
Proszę podać nazwisko!
— żądał w zapale funkcjonariusz jednej z wielkich komercyjnych telewizji, usiłując zrobić z obrońcy polskiej granicy jakiegoś przestępcę.
Pewna posłanka z odległości kilku centymetrów nagrywała twarze żołnierzy, inni próbowali przepychanek, ucieczek.
Następnie była akcja mająca na celu pomoc Łukaszence przez organizację kanału przejmowania migrantów po polskiej stronie. W tym z udziałem byłych (?) dziennikarzy. On pchał ludzi na granicę, oni próbowali ją dla nich otworzyć.
Wreszcie seria kłamstw, opowieści o rzekomych tragediach, tak mierzonych, by wywołać największe możliwe emocje. A więc dzieci, kobiety, ciąże. Na chwilę nawet uznali, że nienarodzone dziecko, to jednak dziecko a nie zlepek komórek. Wszystko po to, by Polacy uwierzyli, że po stronie polskiej jest podłość, a ściągnięci przez Łukaszenkę i rzuceni na polskie granice agresorzy to czyste dobro.
Pomijano siłę i brutalność ataku na polskich strażników. Co naprawdę się dzieje na granicy, opisujemy w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”:
Każdego dnia pojawiają się doniesienia o coraz ostrzejszych prowokacjach.
Atak trwa, będzie zapewne przechodził jeszcze różne fazy. Służby polskie podają informację o działaniach Mińska zmierzających do otwarcia nowych źródeł „dostaw”, możliwe iż z Afganistanu. Bardzo prawdopodobna jest coraz większa „profesjonalizacja” atakujących, szkolenie ich, by stali się grupami paramilitarnymi przebranymi za migrantów.
Budowa trwałej zapory jest konieczna i dobrze, że ma szybko ruszyć.
Równocześnie toczy się wojna informacyjna. Ulubioną frazą opozycji i jej mediów jest twierdzenie, że polska przegrywa tę walkę, bo nie dopuściła dziennikarzy na granicę.
To nieprawda.
Jest dokładnie odwrotnie: Polska wojnę informacyjną wygrywa, właśnie dlatego, że nie dopuściła dziennikarzy i udających dziennikarzy na granicę. To był element decydujący na równi z dobrą pracą informacyjną por. Anny Michalskiej, Stanisława Żaryna, rzecznika rządu Piotra Mullera.
Niestety, duża część osób, które parły do obecności na granicy, pełniłaby rolę tub powielających propagandę i perspektywę białoruską. Z publikowanych materiałów można wnioskować, że polski żołnierz to dla nich często nikt, zaś pchany przez Łukaszenkę migrant, agresywne bandy rzekomych migrantów, to świętość. Celem wielu mediów nie było relacjonowanie obrony polskiej granicy, ale pomoc w jej przebiciu. Dlatego ich opowieści zaczynają się na granicy, źródła kryzysu - w postaci gry Łukaszenki, który męczy swój własny naród - jakoś im nagle umykają.
Równanie było i niestety jest proste: więcej relacji z granicy to więcej manipulacji, gdy na emocjach, oskarżeń wobec polskich strażników i żołnierzy oraz mniej prawdy.
Ograniczenie tego chaosu przyniosło więcej skupienia na tym, co dzieje się naprawdę. Uniemożliwiono tworzenie dezinformacji na masową skalę. Owszem, w lewicowych światowych mediach ukazało się w tym czasie kilka materiałów pokazujących konflikt wyłącznie z perspektywy propagandy białoruskiej, ale to było nie do uniknięcia. Bo te media chcą masowej migracji do Europy, są nakręcone ideologicznie, a narracja białoruska cynicznie to wykorzystuje. O czym świadczy choćby historia, opowiedziana przez telewizję Biełsat:
Dziennikarze portalu zerkalo.io skontaktowali się z Rebinem Sirwanem Madżidem, 29-letnim Kurdem pochodzącym ze stolicy Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego Irbilu, aby dowiedzieć się o jego historii próby dostania się do Unii Europejskiej przez terytorium Białorusi. Gdy kurdyjskiemu dziennikarzowi nie udało się przekroczyć granicy, wrócił do Mińska i zwrócił się Biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców (UNHCR) o azyl z powodu prześladowań politycznych w swojej ojczyźnie. Został skierowany do białoruskiego Departamentu MSW ds. obywatelstwa i migracji, którynatychmiast go deportował, uciekając się do przemocy fizycznej.
Wrażliwość na „bieżeńców” to tylko kolejna odsłona propagandy o umiłowaniu pokoju przez zbrojący się na potęgę Związek Sowiecki. Reżim w Mińsku widzi to jako nowy rodzaj broni i nie ma zamiaru pozwalać na coś takiego u siebie.
Powtarzam: ta bitwa trwa i trwać będzie. Ale na dzisiaj widzimy Łukaszenkę, który musi przyznać na granicy, że nie dał rady przebić korytarza przez Polskę. Możemy być z tego dumni.
Widzieliśmy ofensywę dyplomatyczną premiera Morawieckiego, który w sześć dni spotkał się z jedenastoma przywódcami z których żaden nie miał wątpliwości iż Polska broni granic Unii przed wulgarną agresją ze Wschodu.
Czytamy komentarze w których zwykli Europejczycy wyrażają Polakom uznanie. Nawet próba dyplomatycznej i politycznej zdrady podjęta przez Angelę Merkel nie była już w stanie tego wrażenia zmienić.
Nie wierzmy zatem, gdy mówią, że to przegraliśmy. W sferze obrony bezpośredniej i w obszarze informacyjnym Polska na razie może mówić o sukcesie.
A jednym z powodów było dobre rozeznanie jaką rolę chcą odegrać w sprawie niektóre największe media w Polsce i lewicowe media zagraniczne. Dokładnie taką jak odegrały media w Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii - wszędzie tam paraliżując wolę obrony, używając paskudnych szantaży moralnych. U nas to się nie udało.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/576239-polska-wygrywa-wojne-informacyjna-wokol-granicy