Portal wPolityce.pl dotarł dotarł do zeznań Ewy Siedleckiej, dziennikarki tygodnika „Polityka”, które składała w procesie dotyczącym tzw. „afery hejterskiej”. Publicystka zarzucała sędziom Konradowi Wytrykowskiemu i Maciejowi Nawackiemu, że ci byli „hejterami”. Proces przegrała i zostałą skazana za zniesławienie (wyrok jest nieprawomocny). Okazuje się, że dziennikarka nie miała żadnych dowodów na potwierdzenie swoich słów. Co ciekawe, Siedleckiej broni dziś Ewa Ivanova z „Gazety Wyborczej”. Z ustaleń portalu wPolityce.pl wynika, że o rzekomej aferze, dziennikarka z Czerskiej, wiedziała już na niemal pół roku przed jej wybuchem. Dlaczego więc jej nie ujawniła? Kto jeszcze brał udział w prowokacji, która miała osłabić Zjednoczoną Prawicę przed wyborami w 2019 roku?
Ewa Siedlecka była wyjątkowo gorliwa w „tropieniu” rzekomych uczestników „afery hejterskiej”, która wybuchła latem 2019 roku. Cytowała każde doniesienie dotyczące nieistniejącej „farmy trolli” w ministerstwie sprawiedliwości. Gdy jednak przyszło do obrony, przedstawianych przez całe miesiące, tez i domysłów, okazało się, że pani Siedlecka nie jest do tego przygotowana. Tymczasem stawiane sędziom Konradowi Wytrykowskiemu i Maciejowi Nawackiemu medialne zarzuty były bardzo poważne. Ewa Siedlecka nazwała sędziów Nawackiego i Wytrykowskiego „hejterami”. Temu pierwszemu zarzuciła też przestępstwo stalkingu. Dziennikarka powielała też nieprawdziwą informację, jakoby sędzia Nawacki stał za akcją polegającą na wysyłaniu ówczesnej I Prezes SN prof. Małgorzacie Gersdorf kartek z wulgarnymi określeniami (te „pomyłkę” Siedlecka już wyjaśniała). Dziennikarka nazwała też sędziego Nawackiego „uczestnikiem farmy trolli” i zarzuciła mu „wynoszenie dokumentów służbowych na użytek publikacji na twitterowym koncie KastaWatch.
Pytania bez odpowiedzi
Siedlecka nie była w stanie obronić swoich tez z licznych publikacji. Jeden z fragmentów zeznań doskonale pokazuje, jak słabe były wydumane zarzuty dziennikarki „Polityki” i jak słaba była linia jej obrony, którą swymi pytaniami obnażyli sędziowie Wytrykowski i Nawacki.
Czy pani jest w stanie podać jakikolwiek mój wpis o charakterze hejterskim na portalu Twitter? Czy jest pani w stanie wskazać jakikolwiek wpis o charakterze hejterskim na profilu Kastawatch, który ja podałem dalej lub polubiłem? Jak pani przekłada polubienie lub podanie tweeta dalej na działalność hejterską, skoro dzisiaj wyjaśniała pani o poetyce wpisów twitterowych i dosadniejszym języku, który jest dopuszczalnym pani zdaniem na twitterze? Czy jest pani w stanie wskazać jakikolwiek okres w moim życiu, w którym były mi dostępne dokumenty z Ministerstwa Sprawiedliwości? Czy jest pani w stanie wskazać jakikolwiek dokument, który ja ujawniłem w Internecie? Czy pani zapoznała się z moim oświadczeniem umieszczonym na stronie Sądu Najwyższego, które było reakcją na artykuł Anny Mierzyńskiej? Czy zapoznała się pani z moim oświadczeniem opublikowanym przez Polską Agencję Prasową, które byłą reakcją na artykuł Magdaleny Gałczyńskiej? Czy pani wie jak działa WhatsApp, który jest komunikatorem służącym do prywatnych rozmów? Czy wie pani w jaki sposób się opisuje kontakty na WhatsAppie i że przez edycję danego kontaktu w telefonie można dowolnie opisać dane konto?
– pytał Siedlecką sędzia Wytrykowski na sali sądowej.
Nie chcę odpowiedzieć na żadne z tych pytań
– odpowiedziała Siedlecka.
Czy uważa pani, że te zrzuty obrazują prawdziwe rozmowy? Czy wie pani, że korespondencja na WhatsAppie ma charakter prywatny? Chciałbym, aby pani odniosła się do treści tych rzekomych rozmów pochodzących ze zrzutów z WhatsAppa w kontekście tego, że przed chwilą w prywatnej rozmowie z obrońcą na korytarzu, którą miałem nieszczęście słyszeć, określiła pani sędziego Trybunału Konstytucyjnego Mariusza Muszyńskiego jako ,,kawał bezwzględnego skur…na” i czy w związku z tym również siebie określiłaby hejterką?
– dopytywał sędzia Wytrykowski (oskarżyciel prywatny).
Ja nie jestem pewna, czy coś takiego powiedziałam. Powiedziałam, że jest inteligentnym i dobrym prawnikiem. Natomiast mogłam użyć słowa ,,skurwiel”. To jest bardziej w moim stylu. Powiedziałam to w rozmowie prywatnej, ściszonym głosem i wysuwanie wniosku, że jestem hejterką świadczy o niezrozumieniu co oznacza hejter
– odpowiedziała Siedlecka.
„Opierałam się na ustaleniach innych dziennikarzy”
W trakcie procesu okazało się także, że swoje „rewelacje”, kreowana na męczennicę Ewa Siedlecka, opierała głównie na artykułach…innych dziennikarzy. Jak na mocne oskarżenia dziennikarki, to jest to (delikatnie mówiąc) wyjątkowo słabe źródło informacji.
Pisząc artykuł wskazany w zarzucie trzecim, opierałam się na wspomnianych materiałach i ustaleniach innych dziennikarzy. To sformułowanie ,,Maciej Nawacki… są wymieniani jako członkowie grupy Kasta” to jest właśnie to podejście ostrożnościowe – piszę, że są wymieniani jako członkowie, a nie że są członkami. Drugi przykład ostrożnościowy to sformułowanie ,,możliwe byłoby postawienie im zarzutu o stalking i wynoszenie dokumentów służbowych”, zamiast stwierdzenia, że popełnili przestępstwo stalkingu i ujawniania informacji objętych tajemnicą służbową
– zeznała oskarżona Ewa Siedlecka.
W zeznaniach oskarżycieli prywatnych w sprawie Siedleckiej pojawił się też wątek dotyczący aktów notarialnych, w których zawarto korespondencję Emilii S., współautorki „afery hejterskiej”, która przekazała mediom skany swoich rzekomych rozmów z sędziami oraz dziennikarzami. Te miały stać się „koronnym” dowodem na istnienie „farmy trolli”. Sędzia Konrad Wytrykowski celnie skomentował próby posłużenia się aktami notarialnymi przed sądem w sprawie Ewy Siedleckiej.
To są faktycznie zrzuty tzw. Chmury - wirtualnego dysku pani S. Tam są jej jakieś materiały pozyskane czy utworzone przez nią, jakieś prywatne rozmowy z różnymi ludźmi. Trudno mi się odnosić do prawdziwości tych rozmów. Ja tam nie znalazłem nawet pół dowodu na to, że mogłem uczestniczyć w przypisywanych mi działalnościach. Drugi akt notarialny to są rozmowy pani S. prowadzonych za pomocą Twittera – są to prywatne wiadomości z Twittera. Z kilkoma osobami spisane rozmowy, z kilkoma dziennikarzami. Tam również nie znajduje niczego intersującego dla mnie
– mówił sędzia Wytrykowski, występując jako oskarżyciel prywatny.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na taką tendencje wyraźnie wskazującą, że pani obraziła mnie zupełnie bezpodstawnie. Te wszystkie wnioski dowodowe, jakie obrońca składa, to są takie wnioski na zasadzie paniki. Nie mamy nic, ale może sprawdźmy maile, rozmowy, smsy, oskarżycieli – może się coś znajdzie. Gdzieś pani usłyszała, że są jakieś akty notarialne i wnosi przed sądem - to zobaczmy te akty, może tak się okaże, że Wytrykowski jest związany z hejtem. Dla mnie to jest zaprzeczenie odpowiedzialności za słowo. Wolność prasy nie może polegać na dowolnym obrażaniu wszystkich, nawet jak się różnimy w poglądach
– podkreślał Wytrykowski.
Wątek dziennikarski
Dziś w obronie Ewy Siedleckiej stanęła Ewa Ivanova z „Gazety Wyborczej”. To ciekawe, zważywszy na fakt, że dziennikarka z Czerskiej posiadała wiedzę o rzekomej prowokacji wymierzonej prof. Małgorzacie Gersdorf na wiele miesięcy przed wybuchem afery. Dlaczego czekała ze swoimi rewelacjami? Dziś kreuje się na obrończynię wolności słowa i przeciwniczkę art. 212 kodeksu karnego. Ciekawe, czy z takim zaangażowaniem broniła dziennikarzy mediów publicznych i konserwatywnych, których zastrasza się procesami o zniesławienie.
Ciekawy „dziennikarski” wątek w sprawie Siedleckiej widzimy w zeznaniach Konrada Wytrykowskiego, który występował tym razem w roli świadka. Sędzia wyjaśnił, że tuż po pojawieniu się plotek o tym, że miał on stać za akcją wysyłania wulgaryzmów ówczesnej I Prezes SN, on sam udał się do prof. Gersdorf i opowiedział, że ktoś próbuje go wmanewrować w całą prowokację.
Udałem się do niej (do prof. Gersdoerf - red.) razem z prezesem SN kierującym pracą Izby Dyscyplinarnej Tomaszem Przesławskim. Rozmowa była bardzo luźna. Prezes Gersdorf jest bezpośrednia w kontakcie. Powitała mnie, komentując mój artykuł, który się ukazał o postępowaniu przed TSUE – ależ pan głupot napisał, będę musiała pisać replikę - i faktycznie taka replika się ukazała. Pokazałem materiały i powiedziałem, że to jest nieprawda (akcja heteryka przeciwko I Prezes SN - red.).Prezes Gersdorf odczytała to dokładnie, nie pomijając tego wulgarnego słowa i powiedziała „proszę się nie przejmować, wszystko rozumiem. O mnie Iwanowa kiedyś gorsze rzeczy pisała”
– czytamy w zeznaniach sędziego Wytrykowskiego.
Sędzia zeznał, że o spotkaniu z prof. Gersdorf poinformował red. Gałczyńską z Onetu (była pierwszym dziennikarzem, który w sierpniu 2019 opisała sprawę „afery”).
Ja to powiedziałem pani Gałczyńskiej, że pani Gersdorf o wszystkim wie i że są to bzdury wyssane z palca. Pani Gałczyńska się zdziwiła, bo mówiła, że rozmawiała z panią prezes i że nic nie wspominała o mojej wizycie. Poprosiła, czy może do 19 mnie oddzwonić, bo musi się skontaktować z panią prezes. Oddzwoniła za jakiś czas. Powiedziała, że jednak artykuł powstanie i że prześle mi moją wypowiedź do autoryzacji. Bez tej autoryzacji ukazał się ten tekst o jakimś tytule ,,Nominat Ziobry wysyła wulgarne pocztówki do Pierwszej Prezes”. Zadzwoniłem wtedy do Gałczyńskiej i zapytałem, czy jest poważną osobą. Wówczas wydarzyła się charakterystyczna rzecz, bo pani Gałczyńska powiedziała ,,co ta Anka wkleiła, już dzwonię do Mierzyńskiej, żeby to ściągnęli”. Chyba chodziło o replikę Mierzyńskiej. To pokazuje, że dziennikarze działali w porozumieniu i mieli rozpisane role. Było takie podglebie potrzebne do ataku na mnie i to był ten artykuł Mierzyńskiej. Następnie był ten główny atak w Onecie, w Gazecie Wyborczej. Również pani Siedlecka też się swym atakiem wpisała
– zeznał Konrad Wytrykowski.
Wiemy dużo więcej
Sprawa Siedleckiej jest najlepszym dowodem na to, że układ między „kastą” sędziowską, a mediami oraz informacje od osoby, której wiarygodność jest równa zeru, spowodowały wybuch rzekomej afery. Moment pojawienia się pierwszych artykułów mnie był przypadkowy. Sierpień 2019 roku był szczytem kampanii wyborczej, której finał odbył się przy urnach. Zdyskredytowanie kierownictwa ministerstwa sprawiedliwości, na zaledwie kilka miesięcy przed wyborami, był łakomym kąskiem dla opozycji. Drugą kwestią była korporacyjna zemsta na tych sędziach, którzy wsparli reformę sądownictwa i nie uczestniczyli w politycznej bijatyce „kasty”. Dziś wiemy dużo więcej o kulisach tego wydarzenia. Dowiemy się jeszcze więcej, gdy ruszą kolejne procesy lub zakończą się one wyrokami. Uczciwi i odważni sędziowie stracili jednak dobre imię, wielu z nich zapłaciło zdrowiem. Kto miał rację? Niech odpowiedzią będzie wyrok na Ewę Siedlecką i obrazek z ostatniego weekendu, gdy na imprezie KOD, sędziowie oklaskiwali Donalda Tuska i wznosili polityczne okrzyki.
WOJCIECH BIEDROŃ
WYJAŚNIENIE
Wyjaśniamy, że jakiekolwiek stwierdzenia zawarte w artykule opublikowanym pod adresem https://wpolityce.pl/polityka/576168-ujawniamy-kompromitujace-zeznania-siedleckiej (dalej „Artykuł”), mogące sugerować udział Pani Anny Mierzyńskiej - publicystki OKO.press, w „układzie” pomiędzy jakąkolwiek grupą sędziowską i mediami lub w porozumieniu pomiędzy dziennikarzami, w sprawie jakiejkolwiek publikacji, nie zostały użyte w takiej intencji, a jej imię i nazwisko zostało wymienione w Artykule wyłącznie w związku z dosłownym przytoczeniem wypowiedzi osoby trzeciej, bez związku z tematem Artykułu. Wyrażamy ubolewanie, jeśli wbrew intencji autora Artykułu, redakcji i Wydawcy, którekolwiek sformułowanie zawarte w Artykule mogło być zrozumiane ze szkodą dla Pani Anny Mierzyńskiej. Wojciech Biedroń – autor Artykułu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/576168-ujawniamy-kompromitujace-zeznania-siedleckiej