Dziś już ponad wszelką wątpliwość wiemy, że osoby zaszczepione przeciw Covid-19 mogą chorować i zakażać innych. Wszystko też wskazuje na to, że osoby w pełni zaszczepione zdecydowanie lżej przechodzą zakażenie i są zdecydowanie rzadziej hospitalizowane. Wiemy już, że nieprawdziwe jest twierdzenie profesora Horbana sprzed niemal roku, że „zaszczepieni na Covid-19 nie będą zarażali, bo nie będą zakażeni”. Fakty są takie, że mogą być zakażeni i mogą zarażać, choć sami infekcję przejdą tak łagodnie, że nawet jej nie zauważą. I choć moim zdaniem, to ogromna zachęta do szczepień, to, paradoksalnie, także pewna komplikacja w walce z wirusem.
Słyszymy, że ze szczepieniem przeciw COVID-19 jest jak z zapięciem pasów, gdy je zapinasz możesz czuć się na drodze bezpieczniej. Widzę niestety, że bardzo wiele osób zapięło pasy i wcisnęło gaz do dechy, bo poczuły się całkiem bezpiecznie. Już wyjaśniam o co mi chodzi.
Właśnie dowiedzieliśmy się, że doktor Joanna Sawicka-Metkowska, pediatra znana w sieci jako Dr Poziomka zachorowała na Covid - 19. Lekarka przyjęła już 3 dawki szczepionki.
Dzięki czujności i dbałości o bezpieczeństwo, wyłapałam zakażenie po kilku godzinach od początku objawów. Taką mam zasadę, że jak tylko gorzej się czuję - robię test. (…) Jednak COVID-19 to jak loteria. Tym razem padło na mnie. I na moich najbliższych. (…) Dorośli wszyscy po trzech dawkach szczepienia - więc mam nadzieję, że wyjdziemy z tego bez szwanku. Trzymajcie kciuki!
— poinformowała Dr Poziomka na Instagramie.
W rozmowie z portalem abczdrowie.pl, dr Joanna Sawicka-Metkowska wytłumaczyła dlaczego zrobiła test. Czuje się, jako lekarz, odpowiedzialna za swoich małych pacjentów i dla nikogo nie chce być zagrożeniem. Dlatego zawsze, gdy czuła się gorzej, robiła test.
Tym razem moja córka znalazła się na kwarantannie z powodu szkolnego kontaktu z osobą zarażoną. Miała drobne objawy, ale ja też się szybko gorzej poczułam, więc od razu wiedziałam, że jestem zobligowana, żeby ten test zrobić. Wyszedł od razu dodatni
— tłumaczy Dr Poziomka.
To były takie objawy, które poza dobą pandemii w żaden sposób nie zwiastowałyby niczego niepokojącego. Jest trochę tak, że coraz częściej mówi się, że przebieg infekcji wśród zaszczepionych jest inny
— tłumaczy pediatra.
Chwilowy ból gardła, który ustąpił niemal natychmiast po wypiciu kawy, zjedzeniu czegoś ciepłego oraz ból głowy. Nieróżniący się specjalnie od bólu głowy typowego dla innych zatokowych infekcji
— wyjaśnia lekarka.
Niestety z maili od czytelników, rozmów z lekarzami i własnych obserwacji widzę, że osoby zaszczepione zupełnie ignorują takie objawy, zbywając to stwierdzeniami w stylu: „to tylko katar” lub „przecież jestem zaszczepiony, nie będę się testował”.
Spójrzmy teraz jak wygląda sytuacja odnośnie kwarantanny. Osoba zaszczepiona dwoma dawkami, po kontakcie z chorym lub gdy jeden z domowników choruje, może zupełnie spokojnie pójść do pracy, robić zakupy i nic jej nie ogranicza. Choć wiemy, że może zakażać, nawet jeśli nie ma objawów lub objawy ma skąpe. Znam przynajmniej 3 biura, w których w ten sposób wirus rozniósł się wśród pracowników. Osoba, niezaszczepiona lub nie w pełni zaszczepiona trafia na długą kwarantannę i może spodziewać się, że w każdej chwili zapuka do niej policja, by sprawdzić czy jest na miejscu. W pilnowanie jednych państwo wkłada sporo wysiłku, a drugich nie ogranicza. Ogranicza ich tylko własna odpowiedzialność i rozsądek, a z tym różnie bywa. I jak tu się dziwić, że to paskudztwo tak szybko się roznosi?
Minister Niedzielski, zapytany w minionym tygodniu na jednej z konferencji, czy planowana jest kwarantanna dla osób zaszczepionych, przyznał, że to bardzo dobre pytanie, ale planowana nie jest. Trudno się dziwić tej deklaracji, bowiem można sobie wyobrazić irytację ponad 20 milionów ludzi, gdyby zmieniono zasady.
Żeby mieć pewność, że nikt nikomu nie zagraża musielibyśmy chyba codziennie przy porannej kawie robić sobie domowy test, choć zakrawa, to na szaleństwo. Ale już na pewno powinny to robić osoby, które czują nawet lekkie objawy infekcji. Bez względu na to czy są zaszczepione czy nie. Z odpowiedzialności za innych.
Do tego popadliśmy w istne szaleństwo. Ludzie znów podzielili się na wrogie obozy, a podziały przebiegają inaczej nich dotychczasowe podziały polityczne. Tzw. „sanitaryści” walczą z tzw. „antyszepionkowcami”, a jedni drugich najchętniej wysłaliby na księżyc, bo jedni w drugich widzą zagrożenie dla siebie. Potrzeba nam spokoju i rozwagi. Jak widać wirus lubi nas zaskakiwać i wyprzedzać, a rzucanie się sobie do gardeł, to droga donikąd.
Czy jest gdzieś kres tego szaleństwa? Może jeśli wreszcie pojawi się skuteczny lek (bez względu na to czy będzie to amantadyna, która wciąż jest w badaniu klinicznym, czy coś innego), który będzie można stosować w domu, na wczesnym etapie infekcji, tak by chorzy nie trafiali do szpitala, by nie dochodziło do powikłań. Dziś, gdyby trzymać się zaleceń Rady Medycznej, pacjent w domu nie może wiele zrobić. Nie może nawet pójść do lekarza, bowiem dodatni test zamyka drzwi do większości przychodni, a przez telefon raczej ciężko wysłuchać zapalenie płuc. Czeka więc aż mu się polepszy lub pogorszy i albo z tego wychodzi, albo trafia do szpitala, gdzie słyszy, że zgłosił się zbyt późno.
A może u nas będzie tak jak w Japonii? Z badań przeprowadzonych przez japoński Narodowy Instytut Genetyki wynika, że wariant Delta sam doprowadził się do „naturalnego wyginięcia”. Dojść miało do tego po kilku mutacjach, które spowodowały, że nie był w stanie wykonać własnej kopii, a liczba zakażeń i zgonów w ostatnich tygodniach mocno spadła. Oby tak się stało. Zanim wszyscy zwariujemy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/575794-testy-nasze-powszednie-czyli-slow-kilka-o-pandemii