Jakże zabawna jest ta duma zwolenników Trzaskowskiego z jego wystąpienia online dla podkomisji spraw zagranicznych Kongresu USA ds Europy, Energii, Środowiska i Cybernetyki. Kompleksy wybijają z nich jak z kanapy, w której przez dekady upychano resentymenty i projekcje, a której sprężyny nie wytrzymały i wystrzeliły całą zawartością pod sufit.
Czytaj więcej:
Trzaskowski leci do USA? Jego rzeczniczka dementuje
Oni naprawdę mają wszystkie kompleksy, które przypisują prowincji.
Trzaskowski nie w Kongresie
Aura z zapowiedzi Onetu była taka, jakby Trzaskowski oko w oko z Bidenem wyciągał rękę w geście Cezara przed obliczem całego Kongresu skazując rząd PiS na dobicie przez gladiatora postępu i demokracji. Rzeczywistość zaskrzeczała - podkomisyjka wysłucha przez internet Rafała Trzaskowskiego, siedzącego w kapciach w swoim domu lub ewentualnie w gabinecie, jeśli będzie mu się chciało przemieścić do miejsca pracy, co patrząc na tryb jego zarządzania Warszawą, nie jest takie oczywiste.
Ale, uwaga, będzie po angielsku mówił! Borys Budka jest przeszczęśliwy:
Nie dość, że Trzaskowski zabierze głos w amerykańskim kongresie, to zrobi to nienaganną angielszczyzną. Ależ musi to boleć tych „prawych” pseudopatriotów…
Zdanie to byłoby bardziej prawdziwe, gdyby sprzątaczka Kongresowych korytarzy zagadała do senatora, by nie szedł umytą częścią podłogi - byłoby to faktycznie w Kongresie i miałoby nawet moc sprawczą.
Podkomisja
Sama Podkomisja nie należy do najaktywniejszych w waszyngtońskiej polityce. Ostatnio jej członkowie, zwłaszcza przewodniczący Bill Keating, zabierają głos w sprawie Ukrainy, będąc rzecznikami jej niepodległości i obronności. Z jakim skutkiem - wiadomo. To gremium ostatnio też honorowało północnąirlandzką aktywistkę, która przyczyniła się do podpisania w 1998 roku przez rządy Irlandii i Wielkiej Brytanii ważnego „Porozumienia Wielkopiątkowego”, w którym doszło do rozwiązania wielu drastycznie rozbieżnych kwestii pomiędzy dwoma państwami. Sama podkomisja jest w rękach Demokratów, dysponujących w niej większością i przewodniczącym. Ma to faktycznie pewien prestiż, zwłaszcza że Trzaskowski nie ma na swoim koncie politycznych konkretów, które by go predestynowały do wypowiadania się do organu amerykańskiej demokracji
Trzaskowski - słońce kompleksów
Rafał Trzaskowski stał się ostatnio centralnym punktem układu słonecznego polskich kompleksów. Że jest wspaniały, bo przystojny, warszawiak, z inteligenckiej rodziny, mówi dobrze po angielsku, jako tako po francusku i dużo latał po świecie. Pracował także w Brukseli, zna ludzi o obcobrzmiących nazwiskach, jest prezydentem europejskiej stolicy i czarująco się uśmiecha. Z tym ostatnim to nie przesadzam - komentarze na tiktokach, Facebookach i z otoczenia żeńskiej części dalszych znajomych są tu dla mnie męczącym, acz miarodajnym papierkiem lakmusowym.
Ostatnio gdy prezydent Warszawy współkonferował z wiceburmistrz Los Angeles, to żalił się na TVP, że zaniżyła jego wzrost. Takie to osiągnięcie.
Sukces na miarę ich kompleksów
I oto Michnikoidy i TVNpochodni obywatele nie potrzebują nic więcej. Ni programu, ni osiągnięć dla wspólnoty, dowodów na gospodarność, polityczną czy intelektualną przenikliwość, żadnych przesłanek do uznania jego pracowitości czy odwagi, ot taki salonowy dandys, jakich można kupić w każdym sklepie z salonowymi dandysami.
Gdy przypomnimy jak to mainstream uważa nas, konserwatystów, za zakompleksionych, gorszych, prowincjonalnych, nierobów, głupich i Bóg wie jakich jeszcze, to ten entuzjazm dla expose prezydenta Warszawy dla garstki kongresmenów brzmi podwójnie śmiesznie.
Nie ujmując liberałom jednak pewnego sukcesu - sukcesu na miarę ich możliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/575782-oni-maja-wszystkie-kompleksy-ktore-nam-przypisuja