Pomysł Radosława Sikorskiego, zgłoszony na forum Parlamentu Europejskiego, by utworzyć „centrum recepcyjne na granicy” z Białorusią, należy odczytywać w kontekście wcześniej zgłaszanych propozycji utworzenia „korytarzy humanitarnych”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Co to za wymysł?! Sikorski proponuje utworzenie „centrum recepcyjnego na granicy”. Nie obeszło się również bez ataku na rząd
Konkurs na słowo, które wreszcie skutecznie zwiedzie Polaków i wymusi otwarcie granicy, faktyczną kapitulację, trwa.
Słownik Wyrazów Bliskoznacznych podpowiada możliwe kierunki poszukiwań. Za chwilę pojawią się pewnie „tranzyty”, „transfery”, „sanatoria”, „wylotówki”.
Słowo musi być uspokajające, dobrze się kojarzące, by skutecznie zamaskować istotę propozycji - uchylenie bram, a potem ich otwarcie. Bo taki przekaz ściągnie kolejne setki tysięcy ludzi biedniejszych niż Europejczycy, co widzimy na kanale La Manche. I spowoduje kolejne tragedie, bo żądza zysku handlarzy ludźmi, jeśli wyczują szansę, jest nie do powstrzymania.
Autorzy tych propozycji konsekwentnie unikają wskazania dokąd te tranzyty miałyby prowadzić. Raczej nie będzie to dworek w Chobielinie, co podpowiadają złośliwie internauci, ale miejsca obok zwykłych, ciężko pracujących Polaków. Nasz establishment uwielbia porywy serca nie na swój koszt. I to też nie zawsze. Gdy polskie dzieci głodowały, proponowano im szczaw i mirabelki, gdy rząd Zjednoczonej Prawicy wprowadzał 500 Plus - szydzono.
Myślę o tym, gdy mijam w Warszawie plakat z mającym poruszyć serce zdjęciem migranta. Oczywiście dziecko, oczywiście brudne, ze łzami w oczach. Czy to to dziecko, któremu dmuchano dymem z papierosa w oczy, by wywołać łzy?
Większość z nas rozumie paskudną, cyniczną formę wydanej Polsce hybrydowej wojny. Wojny w której narzędziem są biedni ludzie, ściągani tu z całego świata przez reżim Łukaszenki.
Jak to się dzieje, że ta oczywistość umyka tak wielu potężnym, komercyjnym polskim mediom? Dlaczego tak chętnie promują obelgi niektórych celebrytów pod adresem naszych żołnierzy i strażników? Jaki czynnik powoduje, że gdy w ten sposób atakowano Litwę, redaktorzy tych tytułów prasowych doskonale rozumieli istotę sprawy? Podkreślali cynizm białoruskich władz, opisywali charakter przemytu ludzi. Dlaczego o tym zapomnieli, kiedy uderzenie przeniosło się na nasz odcinek granicy?
Teraz epatują Polaków spreparowanymi zdjęciami, często zmyślonymi opowieściami o rzekomych tragediach czy człowieku, który przez sześć dni miał płynąć lodowatą rzeką bez jedzenia i picia. Nie ma dnia, by coś takiego nie wrzucono świadomie do obiegu, zwykle w formule: „czy to prawda, że…”.
Zwykle nieprawda o czym doskonale wiedzą, ale przez dzień fake news pohula.
A kamienie i kłody rzucane w polskich funkcjonariuszy? „Nie było ich ta wiele” – słyszymy z ekranu telewizyjnego. Niech może powiedzą to dwudziestu już rannym polskim żołnierzom.
Zdjęcia, słowa, zawsze wzruszające opowieści o migrantach, zawsze podłe o obrońcach naszej granicy, mają zmusić nas do kapitulacji. Nie ma to nic wspólnego z humanitaryzmem, bo nie jest kryzysem humanitarnym sytuacja w której migranci są ściągani, formowani w grupy uderzeniowe, a następnie wycofywani do ośrodka w którym mają nabrać sił do dalszej walki.
Podstawowy wybór jaki stoi dziś przed państwem polskim i każdym z nas jest jasny: czy polska granica jest chroniona, czy też dowolny przybysz może przez nią przejść, a dowolny sąsiedni dyktator przepchnąć przez nią, co mu się podoba. Dziś migrantów, jutro czołgi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/575621-co-sie-kryje-za-pomyslem-centrum-recepcyjnego-na-granicy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.