„Ta propaganda nie odnosi efektu, jakiego oczekuje atakujący, dlatego że i sytuacja w Europie – coraz więcej państw, rządów widzi, jak to wszystko wygląda i kto jest atakującym, a kto broni tej Europy – postawa naszych sojuszników, można powiedzieć, że może tylko deklaratywna, ale nie tylko, bo Estończycy czy Brytyjczycy przysyłają jednak do naszego kraju jakieś elementy wojskowe, to wszystko wskazuje, że ta obrona, którą realizuje Polska, jest skuteczna” - ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były minister obrony narodowej, ekspert ds. bezpieczeństwa odnosząc się do trwającej wojny hybrydowej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Konflikt na granicy obliczony na… lata?! „Może to oznaczać także cyniczną grę na wymęczenie żołnierzy i funkcjonariuszy”
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan obecną sytuację jeśli chodzi o trwającą wojnę hybrydową? Mamy coraz większą agresję państwowej propagandy i białoruskiej i rosyjskiej, pokazujących Polskę jako kraj, który destabilizuje sytuację w Europie i NATO, jako kraj odpowiedzialny za szereg konfliktów. Do tego używa się paradoksalnie bardzo prymitywnych chwytów. Wystarczy przypomnieć ten materiał, na którym kobieta opowiada o migrancie, który rzekomo płynął sześć dni zimną rzeką bez jedzenia i picia, co zwyczajnie jest niemożliwe. Z czym tu mamy do czynienia? Czy należy się spodziewać zaostrzenia tego typu retoryki?
Prof. Romuald Szeremietiew: To jest pytanie, czy my dochodzimy w tym konflikcie do pewnego momentu granicznego, w którym atakujący robi tzw. ostatni wysiłek, żeby osiągnąć swoje cele, a my musimy się wytężyć, żeby mu się nie udało. To jest cały czas pytanie, czy to już jest ten moment, czy jeszcze on nie nadszedł. Biorąc pod uwagę rozwój sytuacji, wydaje mi się, że ten moment nadchodzi. Dlaczego? Dlatego, że ta propaganda oczywiście może irytować i rzeczywiście strona atakująca robi wszystko, żeby nas przedstawić w jak najgorszym świetle, ale wiemy, że ta propaganda nie odnosi efektu, jakiego oczekuje atakujący, dlatego że i sytuacja w Europie – coraz więcej państw, rządów widzi, jak to wszystko wygląda i kto jest atakującym, a kto broni tej Europy – postawa naszych sojuszników, można powiedzieć, że może tylko deklaratywna, ale nie tylko, bo Estończycy czy Brytyjczycy przysyłają jednak do naszego kraju jakieś elementy wojskowe, to wszystko wskazuje, że ta obrona, którą realizuje Polska, jest skuteczna.
Jednocześnie sytuacja po stronie białoruskiej, jeżeli idzie o reżim Łukaszenki i samego dyktatora, wydaje się być również coraz trudniejsza. On oczywiście ma tych nachodźców w dyspozycji, których może zbierać, grupować i wysyłać, ale to nie jest jakaś siła, która będzie we wszystkim powolna i bez końca będzie można jej używać, ponieważ chyba tym, którzy przyjechali zwiedzeni wizją wyprawy do Niemiec, kończy się cierpliwość. Zapowiadana jest jakaś manifestacja migrantów w Mińsku – dochodzą tego typu informacje. Widać, że ci, którzy chcieliby już przekroczyć granicę, nie mogą tego uzyskać, nawet jeżeli komuś się uda przemknąć, nawet jeśli to jest kilkanaście osób, to przecież to nie są tysiące, które tam są zgromadzone i chciałyby tutaj łatwo i bezpiecznie maszerować, a nie narażając się na różnego rodzaju przykre sytuacje i wyrzucenie na zawsze ze strefy Schengen – polskie władze stosują również i tego typu procedury.
Myślę, że mniej więcej w ciągu tygodnia powinno nam się wyjaśnić, w którą stronę to idzie.
Rzeczywiście Łukaszenka może mieć poważny problem biorąc pod uwagę, że to nie są „grzeczni chłopcy”…
Nie są. Mało tego, strona białoruska ich przecież podburzała, dostarczała im kamienie, różne środki do ataku, więc te kamienie mogą się posypać nie tylko na polskich strażników i żołnierzy.
Czyli de facto wszystko zależy od tego, czy Polska to wytrzyma? Do czego jesteśmy przygotowani.
Tak. Wydaje mi się, że jesteśmy w dobrej sytuacji i to my jesteśmy tutaj tą stroną wygrywającą. Zwłaszcza, że pojawiły się również te groźby, które z punktu widzenia dyktatora rzeczywiście wzbudzają jego głęboką obawę, to znaczy to jest kwestia zamknięcia granicy przez stronę polską. Postulowałem, jak wiadomo, takie rozwiązanie, od dłuższego czasu. Uważam, że to byłby cios, który by położył tego dyktatora na łopatki, ale rozumiem, że sytuacja międzynarodowa i te wszystkie zależności jeśli idzie o handel, transport itd. ciągle na to nie pozwalają. Jednak już sama zapowiedź spowodowała panikę po stronie Mińska. Rosja też się musi zastanowić, czy jej się tego typu rozwiązanie opłaca. Zwróćmy uwagę, że w momencie kiedy polska strona zapowiedziała zamknięcie przejazdu kolejowego w Kuźnicy, to strona białoruska wycofała tych swoich migrantów z granicy i zaczęła przekonywać, że przecież nic nie zagraża, że można uruchomić itd. To jest więc moim zdaniem skuteczny sposób nacisku, zmuszający agresora do odstąpienia. Pytanie tylko, czy trzeba będzie użyć aż tego typu środek.
W kontekście tego wszystkiego, o czym Pan Profesor powiedział przed chwilą, w jakich kategoriach odczytywać pomysły, które pojawiają się po stronie polskiej, w różnych środowiskach, żeby wpuścić tych migrantów do Polski? Jak odbierać takie stanowisko, jak chociażby pani Janiny Ochojskiej, która przekonywała, że migranci rzucali kamieniami w broniące granicy polskie służby mundurowe, bo się zdenerwowali? Jak w obecnej sytuacji, w której się znajdujemy i wobec potrzeby zachowania szczelności granic odczytywać tego typu postulaty?
Należy na to patrzeć jako na przejawy skrajnej głupoty, a pewnie też i jakiejś działalności agenturalnej na rzecz atakującego, na rzecz agresora. Tylko w takich kategoriach, bo w kategoriach rozumowych, jakiegoś rozsądku i racji stanu, interesu państwa polskiego, to oczywiście tego typu dywagacje są niedopuszczalne. To jest wyraźna szkoda jeżeli idzie o nasz interes, naszego państwa. Ci, którzy wypowiadają takie farmazony, powiedzmy, że są w najlepszym wypadku głupcami.
Polskie służby obawiają się, że ten konflikt może jednak okazać się długotrwały. Jeżeli tak, to czy on będzie w tej formie, w której jest w tej chwili, czy też w jakiś sposób się przepoczwarzy, być może zmieni swój charakter? Wiemy, że Rosja gromadzi swoje wojska w obszarze w pobliżu Ukrainy.
To jest cały czas problem tego, w jaki sposób Rosja usiłuje realizować swoją politykę zagraniczną na kierunku zachodnim. Wiadomo, że Rosja ma wielką ochotę, aby odbudować swoją strefę wpływów – stąd też to pojęcie bliskiej zagranicy i to przekonanie po stronie moskiewskiej, że wszystko to, co należało do Związku Radzieckiego, a przedtem do imperium rosyjskiego, jest im przynależne. Polska oczywiście znajduje się w tym obszarze. Na szczęście nie mają oni siły, potencjału, który mógłby posłużyć do tego, żeby te cele zrealizować już doraźnie i przy pomocy konkretnych akcji wojskowych. Robią to więc w taki sposób, jak to widać. To znaczy próbują podporządkować sobie Ukrainę – dlatego została uruchomiona ta cała awantura w Donbasie, a wcześniej udało im się Krym uchwycić. Próbują sobie teraz podporządkować w pełni Białoruś i ten dureń, który jest w Mińsku, pewnie w końcu tam ugrzęźnie w najlepszym wypadku jako gubernator białoruskiej prowincji Federacji Rosyjskiej. Próbują też uruchomić tego typu wrzut na granicy z Polską. To są sytuacje, które mają powodować rozkład tych państw, tych społeczeństw, które Rosja atakuje i to ma być proces, który trwa. To nie stanie się szybko i gwałtownie.
W tym więc, o czym mówią tutaj nasze służby co do zamiarów i jak może się rozwijać ten konflikt, który jest obecnie na granicy, mogą mieć oczywiście rację. To znaczy, w idealnym modelu, który myślę jest na Kremlu rozpatrywany, to napięcie i stan wrzenia powodujący przecież konsekwencje jeżeli idzie o nasze życie polityczne i relacje wewnątrz polskiego społeczeństwa, będzie się utrzymywał. Natomiast mam o tyle optymistyczne spojrzenie na to, że po pierwsze Polska w swoim potencjale, mimo że te różne wewnętrzne kłopoty są, o których wiadomo, jednak ma dosyć sił, aby się temu przeciwstawić. Moim zdaniem, zbierając w jedną całość nasze zdolności militarne jeżeli idzie o obronę, nasze relacje z sąsiadami i to co może wykonywać i wykonuje polska dyplomacja na arenie międzynarodowej, to wszystko może i powinno sprawić, że ten konflikt jednak wygaśnie.
Czy w Pana ocenie Polska nie powinna przyjąć strategii odwoływania się do emocji? Nie chodzi mi o sztuczne, fałszywe generowanie emocji, w czym celuje rosyjska i białoruska propaganda i jej klakierzy, ale odniesienie do autentycznych emocji. W końcu bronimy się przed agresją, a strona przeciwna stara się wykorzystywać emocje również Polaków, żeby osiągać swoje cele.
Ale my to robimy. Przecież ujawniamy również stronę emocjonalną tego zagadnienia. Tylko zawsze jest tak, że jeżeli coś się wykonuje, to nie docenia się tego, co samemu się robi, a przesadza się w ocenie tego, co robi przeciwnik. Nam się wydaje, że te zdolności propagandowe, które ma strona atakująca, są tak potężne, że one wpływają na postawę, na opinię ludzi. One wpływają na opinie i postawy ludzi - jeżeli idzie o nasz kraj – którzy sprzyjają tym, którzy nas atakują. Widzimy przecież, że jest sporo takich – jak mówił Lenin – użytecznych durniów, którzy w tym uczestniczą i też są tacy dziwni politycy polscy, którzy sądzą, że dobrze jest jeżeli tzw. państwo PiS ma kłopoty i trzeba zrobić wszystko, żeby temu „państwu PiS” przyłożyć i tutaj, że robi to Łukaszenka - „to dobrze, dzięki temu ci z PiS-u mają kłopoty”. To tylko tego typu sytuacje.
Trzeba zachowywać zimną krew i spokojnie robić to, co robimy, bo to naprawdę przynosi pozytywne rezultaty. Moim zdaniem my ten konflikt wygrywamy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/575181-szeremietiewzdaje-sie-ze-dochodzimy-do-momentu-granicznego