wPolityce.pl, Michał Karnowski: Panie premierze, w czasie spotkań w Tallinie, Wilnie i Rydze kilkakrotnie mówił pan, że kryzys na wschodniej granicy niestety może potrwać długo, że pojawiają się w nim nowe wątki jak możliwe sprowadzanie przez Mińsk i Moskwę migrantów także z Afganistanu, jak niepokojące działania Rosji na granicy z Ukrainą, sprawiające wrażenie przygotowań do większych akcji militarnych. Czy z tego może być wojna? Czy Rosja jej chce?
PREMIER MATEUSZ MORAWIECKI: Mam nadzieję, że nie chce i że wojny nie będzie, ale jak połączymy te wszystkie kryzysy, to zobaczymy obraz niepokojący najbardziej od wielu, wielu lat.
To są różnorakie ryzyka, ale gdy szukamy przyczyn, to wszystkie nitki prowadzą na Kreml. Białoruś, Ukraina, Mołdawia, ceny gazu, potencjalne ryzyko sprowadzania migrantów z Afganistanu. Jak się przyjrzeć dokładnie, wszystko ma jedno źródło.
Na ile poważne jest rosyjskie zagrożenie dla Ukrainy?
Nawet w czasie kiedy Rosja zajmowała Krym i gdy odrywano od Ukrainy Donieck oraz Ługańsk, nie było aż tylu żołnierzy zgromadzonych w pobliżu ukraińskiej granicy. Są to już informacje podawane przez wywiady różnych państw, więc mogę i ja o tym powiedzieć bardziej otwarcie.
To są też polskie źródła?
Tak, my też mamy takie informacje. Jednocześnie widzimy silne ataki propagandowe na świat Zachodu i agresywne ataki hakerskie, w tym na systemy energetyczne, nie tylko w Polsce. Premierzy innych krajów potwierdzają ataki także na swoje systemy. To trzeba widzieć w całości: bo jednocześnie narasta propaganda prowojenna kierowana do własnych społeczeństw przez władze Rosji i Białorusi.
Celem niedzielnej ofensywy było potwierdzenie, uwspólnienie stanowiska, a następnie, z silnym mandatem, budować jedność na Zachodzie Europy? Można to tak odczytywać?
Tak. Po tych rozmowach wiem, że mówimy z państwami bałtyckimi jednym głosem, widzimy podobnie ryzyka i sposoby ich oddalenia. Różne są nazwy, mapy, sytuacje, ale mechanizmy takie same. Po bardzo intensywnych rozmowach z premierami Estonii, Litwy i Łotwy mogę powiedzieć, że wszyscy dostrzegamy jak poważna jest sytuacja.
Cieszę się, że z państwami bałtyckimi jesteśmy na jednej długości fali. Od naszej solidarności, wspólnego działania, zależy umiędzynarodowienie ryzyk na wschodniej flance oraz przyciągnięcie jej uwagi do spraw najważniejszych, związanych z bezpieczeństwem, cenami energii, poprawnym ułożeniem polityki klimatycznej w całej UE.
Sądzi pan, że skalę i powagę zagrożeń dla bezpieczeństwa UE dostrzega też Bruksela? W czasie gdy wschodnia flanka Unii musi odpierać wojnę hybrydową, tam toczą się debaty o sprawach niekoniecznie ważnych, tam nadal chce się grillować ambicjonalnie Polskę, która odpiera ataki.
To fakt niezbity: Polska skutecznie, z zaangażowaniem broni dziś wschodniej flanki Unii Europejskiej i sądzę, że ci, którym zależy na przyszłości i bezpieczeństwu Unii, powinni z tego wyciągnąć wnioski. Są między nami różnice zdań w pewnych sprawach, inaczej postrzegamy pewne tematy, jak choćby reforma wymiaru sprawiedliwości, ale są też rzeczy od tych niejasności ważniejsze. Są bardzo groźne realia i jest realna polityka. Warto skoncentrować się teraz na kwestiach najważniejszych, zasadniczych dla całej wspólnoty. To czas, by nasi partnerzy w Brukseli oddzielili to, co najważniejsze, od różnic, które zawsze będą.
Czy gdyby - oby do tego nigdy nie doszło - wybuchła jakaś wojna na wschodniej flance UE albo blisko niej, dalej zajmowalibyśmy się debatowaniem nad artykułem siódmym Traktatów? Tym bardziej, że nawet nasi krytycy muszą przyznać, że zrobiliśmy dużo, by wyjaśnić nasz punkt widzenia, naszą sytuację, komplikacje historyczne związane z sądownictwem. Potrafimy też być elastyczni, szukać kompromisu choć i umiemy bronić swoich racji. Podkreślam: sytuacja jest niebezpieczna, ryzyka narastają, mądrzy, odpowiedzialni politycy powinni mieć zdolność oszacowania, co jest w takim momencie najważniejsze.
Wielu Polaków patrzy na to grillowanie Polski w momencie gdy bronimy granicy państwowej i unijnej jednocześnie, i ma poczucie, że spotykamy się z nielojalnością. My w pełni wypełniamy zobowiązania członkowskie, z dumą, skutecznością i zaangażowaniem, a tam w Brukseli czepiają się o wszystko, z powodów ewidentnie politycznych. Słychać pomysły: to może puśćmy ludzi zwiezionych przez Łukaszenkę dalej, do Niemiec?
Polska tego nie zrobi, jesteśmy państwem poważnym, praworządnym, sprawnym i dotrzymującym zobowiązań. Mogę tylko dodać, że liczę na zrozumienie poważnych, narastających ryzyk strategicznych, które rozgrywają się wokół nas, wokół UE. Moi rozmówcy w państwach bałtyckich też to podkreślali. Oni wiedzą, że gdyby Polska uległa, cenę zapłaci cała wspólnota. Podkreślam: na Wschodzie robi się naprawdę niebezpiecznie. To czas, by w Unii zwyciężył zdrowy rozsądek.
Pana niedzielni rozmówcy to stosunkowo nowi premierzy, we wszystkich krajach bałtyckich doszło na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy do zmian szefów rządów. Ale wszyscy oni podkreślali jedność panującą w ich krajach. Zrobiło mi się smutno, gdy przypomniałem sobie z czym mamy do czynienia w Polsce. A pan o czym myślał?
Trochę zazdrościłem. Chwilami mam poczucie, że my musimy toczyć tę walkę o obronę polskiej granicy na dwóch frontach. Życzyłbym sobie w Polsce, by u nas zapanowała choć część tej jedności klasy politycznej w sprawach fundamentalnych dla państwa, która jest na Litwie, Łotwie i w Estonii.
Czy wysiłek obrońców naszej granicy jest tam dostrzegany?
Bardzo. Z dumą mogę powiedzieć, że usłyszałem gratulacje od każdego z premierów za to jak skutecznie bronimy granicy, ale to były oczywiście przede wszystkim gratulacje dla strażników granicznych, żołnierzy, policjantów. Dziękuję im za ich dzielność, profesjonalizm. Stąd od razu po wylądowaniu w Warszawie ruszam do Krynek, by się z nimi spotkać, uścisnąć im dłonie. Czas jest wyjątkowo trudny, liczę, że zdrowy rozsądek zwycięży także u naszych partnerów zachodnich i w Brukseli. Sytuacja jest naprawdę poważna.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574970-premier-jest-groznie-ue-musi-wyciagnac-z-tego-wnioski