Już nie wiem kto może nie widzieć jednoznacznie złej woli decydentów Unii Europejskiej wobec polskiego rządu. Złej woli - nie że usprawiedliwionych zastrzeżeń, naturalnej różnicy zdań, chęci politycznej konfrontacji - zwyczajnej, ordynarnej, bezczelnej, złej woli. W sytuacji gdy zbrodniarz Łukaszenka dostaje w prezencie z Brukseli 700 tysięcy euro na drobne wydatki, Polsce odmawia się 770 miliardów złotych, które jej się wedle traktatów należą, za które poręczyła, w sytuacji konieczności odbudowania gospodarki po światowym koronakryzysie. Że też nikomu po antyPiSowskiej stronie nie wymsknie się nawet nuta oburzenia, to jest doprawdy niesłychane.
Myślą, że zrobią to lepiej?
Mieszają się w tych decyzjach wszystkie grzechy i błędy Zachodu ostatnich stuleci. Naiwność wobec Rosji, przekupienie przez Moskwę, niemiecka słabość wobec tejże Rosji, lekceważenie Europy Środkowowschodniej, próba jej osaczenia, wyobrażenie o pokojowej osi Berlin-Moskwa, poczucie wyższości zachodniej Europy, wąskie polityczne myślenie. Bo oczywiście można rozważać wszystkie aspekty z pasją prawniczo-księgową i mówić, że pieniądze na Krajowy Plan Odbudowy i wsparcie dla migrantów dla Białorusi to zupełnie oddzielne sprawy, ale jednak uwzględniwszy kontekst i drastyczną zmianę polityki Putina po czerwcowym spotkaniu z Bidenem, to w interesie stolic UE jest stać murem za polskim mundurem, a nie ślinić wierzchnią część dłoni Władimira Władimirowicza.
Merkel nie dementuje
Merkel dzwoni do Łukaszenki, który przecież samodzielnym politykiem nie jest, a jedynie pośrednikiem do Kremla, czym satrapę legitymizuje, a robiąc to nieoficjalnie i ponad naszymi głowami nie tylko łamie solidarność europejską, ale też daje rosyjskim służbom cały pakiet narzędzi do manipulacji. Rzeczniczka Łukaszenki rzuca hasło o„korytarzu humanitarnym”, który Merkel miała obiecać Mińskowi, na co niemiecki minister spraw zagranicznych zaprzecza. Ten chaos informacyjny jest tylko i wyłącznie winą kanclerz Niemiec - podobno, według PO, najbardziej życzliwej Polsce kanclerz. Ja zresztą dementowaniu nie wierzę - Merkel rozmawiała ze stroną (de facto) rosyjską, ta wykorzystała to do antypolskiego sformułowania, a zaprzeczał temu niemiecki dyplomata, który w tym komunikacyjnym klinczu jest osobą trzecią. Parafrazując przysłowie: kowal zawinił, cygan dementował.
Nie da się przejść do porządku dziennego nad tezą Jacka Karnowskiego, że cała ta decyzja Berlina jest powodowana sukcesem Polski, która okazała się twardsza niż poszczególne lewicowo-liberalne rządy, ulegające histerycznym presjom wobec migrantów.
CZYTAJ WIĘCEJ:
JACEK KARNOWSKI: MERKEL SZTUCZNIE WYKREOWAŁA KLĘSKĘ, BY UDERZYĆ W POLSKĘ
Co chce finansować Komisja Europejska?
Ale to zaledwie fragmencik piramidy absurdów. Podarowanie wschodnim kacykom pieniędzy od zawsze mijało się z celem. Michał Szołochow opisywał nawet jak spychacze, wysyłane w darze dla Sowietów, służyły nie modernizacji infrastruktury ZSRS ale do spychania trupów w rozległych GUŁAGach. Ale i bez tego, przy karkołomnym założeniu, że „tym razem będzie inaczej”, to przecież Łukaszenka brał od tych imigrantów grube pieniądze (mówi się od kwotach od 2 do 10 tysięcy dolarów od osoby), by celowo i z premedytacją brać ich jako mięso armatnie do szturmu na Zachód. I oto teraz dostanie kolejne pieniądze! I jak eurokraci chcą sprawdzić na co Mińsk wyda te pieniądze? Wyślą księgowych do przejrzenia faktur? Te środki pójdą na aparat partyjno-bezpieczniacki, a więc gdy Polska broni wschodniej granicy Unii, z jej - bo z unijnych - środków finansuje się atak ze wschodu. Kuriozum goni kuriozum.
A Polskę ukarać
I już tylko wisienką na torcie jest dalsze, bezprawne wstrzymywanie pieniędzy dla Polski. Komisja Europejska miała podjąć decyzję w sierpniu - sama sobie ten termin wyznaczyła. Bruksela zatem nie daje Polsce pieniędzy przez Polskę żyrowanych, a daje Łukaszence, który sfałszował wybory, morduje ludzi w katowniach KGB i pod płaszczem Putina montuje wojnę hybrydową.
I oto, patrząc z szerszej perspektywy, bandyci z okołołubiankowych gabinetów, dostają z Brukseli pieniądze, a członek Unii Europejskiej jest w tym czasie szantażowany swoimi własnymi środkami.
Zgubiony realizm polityczny
Nie jest to kwestia romantyzmu politycznego, jak lubią komentować niektórzy, że oto kolejne zwycięstwo moralne, że Polacy chcą się odwoływać do jakichśtam wartości, a to „realiści” lepiej rozumieją politykę. Przecież powstrzymanie tej swawoli rosyjskich służb specjalnych jest w interesie Niemiec i całej Unii Europejskiej. Owszem - tu i teraz to suwerennościowy rząd RP obrywa, mogą się pocieszyć liberałowie i socjaliści, że twarda postawa konserwatystów poszła na marne, ale… finałem tej krótkowzrocznej polityki, będzie to co zawsze: wzmocnienie Rosji, która wreszcie z Zachodem się skonfrontuje. Kreml takimi naciskami sprawdza jak daleko może zajść w swoich prowokacjach, modeluje swoich politycznych przeciwników, wyrabia sobie know-how terrorystyczne, korumpuje zachodnich decydentów, za takie od Komisji Europejskiej otrzymane pieniądze to sobie może dorobi kilka złotych klamek w pałacach, a potem szarpnie cuglami tak, by zdobyć dominację na odwróconą od Ameryki Europę.
KGBista Jurij Andropow - który te plany opracowywał w początkach lat 80-tych XX wieku - byłby z Wołodii dumny, a z błędu Angeli Merkel miałby ironiczną satysfakcję.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574756-komisja-europejska-chce-dozbroic-lukaszenke-i-putina