Radość białoruskiej propagandy z aktu uznania, którego doświadczył Aleksander Łukaszenko odbierając telefon od kanclerz Angeli Merkel, jest w pełni uzasadniona. Dostał to, czego bardzo chciał - czyli faktycznej legitymizacji i przejścia do porządku dziennego nad represjami w kraju - za bardzo niską cenę. Dostał w momencie, w którym przegrywał z Polską bój o przełamanie granicy, i gdy zaczynał mieć kłopoty z ludźmi, których ściągnął z Iraku i innych państw. Gwiazdka z nieba, i to na długo przed Bożym Narodzeniem.
Telefon Angeli Merkel jest wydarzeniem nieszczęsnym z jednego, zasadniczego powodu: stanowi zachętę do szantażowania Europy. W ten konkretny sposób, i w każdy inny. Ta konkretna metoda, zastosowana przez Łukaszenkę, będzie z pewnością podejmowana. Jest relatywnie tania, i możliwa do zastosowania właściwie w każdym miejscu świata graniczącym z zachodem. W tym sensie Łukaszenko „wynalazł” sztuczkę, po którą sięgną inni, a Merkel - ulegając tej presji - sprawiła, że będą wierzyli, i słusznie, w powodzenie swoich operacji.
Drugi raz w czasie swoich rządów Angela Merkel wyrządziła Europie wielką krzywdę. Najpierw, otwierając granice w 2015 roku, i nakręcając ruchy migracyjne. I teraz, legitymizując i Łukaszenkę, i jego metodę szantażu.
Dlaczego to zrobiła? Pewnie powstaną na ten temat obszerne artykuły i nawet książki. W sumie to mało ważne. Istotne jest, że znów, w kluczowym momencie, zawiodła Europę. Zadała jej cios, który w przyszłości może kosztować Unię naprawdę dużo. Zatruła przyszłość - a to są polityczne błędy najgorszego rodzaju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574725-juz-drugi-raz-merkel-wyrzadzila-europie-wielka-krzywde