Jedną z największych bzdur polskiej polityki jest rzekoma propolskość kanclerz Angeli Merkel. Na czym ona miałaby polegać - nie bardzo wiadomo. Protuskowość to nie propolskość.
Rejestr dokonań pani kanclerz jest bowiem z naszego i europejskiego punktu widzenia negatywny.
Krok po kroku za jej rządów i z jej woli zdemolowano poczucie, że Unia Europejska jest projektem wspólnym, w którym każdy ma równe prawa. Dziś to koncert europejskich mocarstw, z coraz większym trudem ukrywających zniecierpliwienie wzięciem przez prowincję na serio tamtych zapewnień, coraz jawniej depczących traktaty.
W przestrzeni publicznej coraz częściej zamiast Bruksela mówi się Berlin, słusznie odczytując iż tam jest prawdziwe centrum decyzyjne. Z tej władzy Niemcy korzystają coraz bardziej jawnie i brutalnie.
Zza fasady wzorcowego kraju demokratycznego coraz częściej wyłazi stara, niemiecka buta, przekonanie o prawie do narzucania innym swoich zasad i poglądów. Berlin bezwzględnie używa do tych celów swojej „soft power”, w tym mediów niemieckich dla poszczególnych narodów.
Im więcej wzniosłych słów, tym więcej brudnych interesów z rosyjskim dyktatorem. Gdy krwawiła Ukraina, oni dopinali Nord Stream 2, rurę gazową, która może jeszcze bardziej zredukować siłę naszego sąsiada. Gdy narody europejskie miały już dość masowej migracji, pani kanclerz zafundowała wielką, przymusową falę w roku 2015. Nikogo nawet nie zapytała.
Ktoś, kto proponował Polakom by na takim partnerze oprzeć polską przyszłość i bezpieczeństwo był prawdziwym „dyplomatołkiem”.
W momencie brutalnego ataku na polskie granice niemieckie zasady nie uległy zmianie. Im skuteczniej, z im większą determinacją, się broniliśmy, tym bardziej korciło panią kanclerz, by na koniec i tę sprawę załatwić po swojemu.
Bez wstydu sięgnęła po telefon, porozmawiała z Putinem, uznała de facto Aleksandra Łukaszenkę. Coś dogadała, jakieś pieniądze i jakąś pulę migrantów.
Ponad polskimi, litewskimi, łotewskimi, estońskimi głowami.
Próba wbicia noża w plecy.
Podeptanie wszelkich zasad europejskiej solidarności.
Może chodziło o to, na co wskazuje dr Brzeski: UE nie dała się ograć Łukaszence - ona z własnej woli wsadziła głowę w jarzmo Putina, ze strachu przed Polską
Zapytany w niedawnym wywiadzie dla „Sieci” jakimi słowami pożegnałby panią Merkel, premier Jarosław Kaczyński odparł:
Do widzenia.
To właściwie dobrane słowa. Grzeczne, ale podkreślające, że z polskiego, wschodnioeuropejskiego, środkowoeuropejskiego i europejskiego punktu widzenia niewiele więcej jej się należy.
Wydarzenia, których jesteśmy świadkami to ponura puenta jej rządów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574636-kaczynski-pozegnal-merkel-wlasciwymi-slowami