Kilka lat temu w Chorwacji wydarzyła się pouczająca historia, która niewiele brakowało, aby zakończyła się tragicznie.
Młoda para turystów z Holandii spacerowała po górach Biokovo, na półudniu moje ojczyzny, podziwiając piękno chorwackiej natury.
W pewnym momencie dziewczyna zobaczyła węża. Była to żmija nosoroga, prawdopodobnie najbardziej jadowity wąż żyjący w Chorwacji. Holenderka, nie wiadomo z jakiego powodu, postanowiła pogłaskać węża, który jak nietrudno się domyśleć, czując zagrożenie, błyskawicznie ją ugryzł. Dziewczyna wciąż nieświadoma zagrożenia nagrała wszystko telefonem komórkowym. Dzięki opanowaniu chłopaka i szybkiemu przybyciu karetki szybko dostała antidotum i przeżyła ugryzienie. Historia zakończyła się szczęśliwie, ale ten dość dziwaczny epizod odbił się echem wśród chorwackiej opinii publicznej.
Holenderka z generacji milenialsów, jej lekceważenie rzeczywistości i infantylny optymizm, który nie widzi zagrożenia nawet w zwierzęciu będącym symbolem okrutnej natury, stały się paradygmatem.
W kilku analizach wydarzeń społecznych i politycznych pojawiło się wyrażenie „pogłaskać żmiję nosorogą”. Była to metafora sytuacji, w której ktoś zupełnie ignorując niebezpieczeństwo i powagę zjawiska, podchodzi do niego zbyt lekkomyślnie. Metafora pojawiła się niedawno w chorwackich mediach jako komentarz zbyt lekkomyślnego traktowania przez niektórych Chorwatów, problemu migrantów.
Przypomniałem sobie tę metaforę w tych dniach, obserwując reakcje niektórych katolików (wielu znam osobiście) na sceny na wschodniej granicy Polski. Wydaje mi się, że wielu z nich robi dokładnie to, co Holenderka na Biokovo - „głaska żmiję nosorogą”.
Aby przewidzieć wszystkie oskarżenia… Nie, nie chodzi mi o utożsamianie migrantów z groźnym wężem i odczłowieczanie ich.
Chodzi mi o coś innego.
O wielu katolików którzy, myśląc, że zachowują się po chrześcijańsku, całkowicie ignorują niebezpieczeństwo, jakie niesie wojna hybrydowa z Polską.
W rzeczywistości ich postawa jest infantylna, niedojrzała i nieodpowiedzialna. Mimo tego przedstawiają swoje zachowanie jako zgodne z moralnością katolicką.
Po raz kolejny, nie chodzi o odmawianie komuś pomocy. Każdy człowiek, któremu grozi głód, zimno, choroba, powinien tę pomoc otrzymać. I wierzę, że właśnie to dzieje się w tej chwili na naszej wschodniej granicy. Jednak udzielanie chrześcijańskiej pomocy nie może oznaczać ignorowania całego kontekstu, w którym to wszystko się dzieje. Ignorowania niebezpieczeństwa wojny hybrydowej, jaką prowadzą przeciwko nam Putin i Łukaszenka. Ignorowania zagrożeń związanych z nielegalną imigracją, których największą ofiarą są właśnie sami imigranci. Ignorowania możliwości, że wśród nich znajdują się członkowie islamskich grup terrorystycznych, gotowych do ataku.
Czy będziemy udawać, że nie widzimy tych zagrożeń i tak jak ta Holenderka zdecydujemy się na „zbratanie z naturą”, a etykę katolicką – rozwijaną przez najlepszych synów i córki Kościoła pod natchnieniem Ducha Świętego przez 2000 lat - sprowadzimy do infantylizmu i nieodpowiedzialności?
Czy naprawdę zamierzamy „głaskać żmiję nosorogą”?
Mam nadzieję, że nie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574334-glaskac-weza-czyli-kilka-slow-o-etyce-wobec-migrantow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.