„Okazało się, że linia Berlin-Moskwa, tranzyt i handel niemiecko-rosyjski jest najważniejszy w Europie i można pogwałcić wszelkie zasady, solidarność europejską tylko po to, żeby utrzymać realizację interesów niemieckich” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych a obecnie eurodeputowany PiS.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Rozmowy w Brukseli mogły zakończyć się fiaskiem? Ciekawe doniesienia Cezarego Gmyza: Chodziło o postawę Francji i Niemiec
wPolityce.pl: Mamy trudną sytuację na granicy, a Francja i Niemcy negocjują ponad naszymi głowami z Rosją i z Łukaszenką. Czy mamy w tym momencie powody do obaw? W końcu format normandzki skończył się dla Ukrainy fatalnie.
Witold Waszczykowski: Mamy powody. Nie tylko nie konsultują, ale nawet nie byliśmy o tym poinformowani. Ale to może jest mniej ważne oczywiście z punktu widzenia Europy. Najważniejsze jest to, że cała Europa od lipca ubiegłego roku nie chciała legitymizować rządów Łukaszenki. Uznano powszechnie, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane. Nie akceptowano jego zachowania, jego terroru itd., więc solidarnie traktowaliśmy Łukaszenkę jako persona non grata w Europie. Również od czasu, kiedy on sprowokował ten kryzys migracyjny, a szczególnie kiedy wmieszali się w to wszystko Rosjanie, Putin i Ławrow, mieliśmy świadomość, o co gra Łukaszenka, że on poprzez ten wygenerowany kryzys chce wymusić na Europie kontakty ze sobą i w ten sposób de facto wymusić europejskie uznanie jego reżimu. Ku wielkiemu zaskoczeniu pani kanclerz to zrobiła. Nie przypuszczam, że zrobiła to z naiwności. Zrobiła to z premedytacją, z czysto egoistycznego interesu niemieckiego. Proszę zauważyć, że kiedy w ostatnich dwóch, trzech dniach zaczęliśmy domagać się coraz bardziej stanowczych sankcji nakładanych na Łukaszenkę, zablokowania jego eksportu nawozów potasowych, a nawet zaczęto rozważać wstrzymanie tranzytu przez Białoruś do Rosji, to nastąpiła reakcja niemiecka. Okazało się, że linia Berlin-Moskwa, tranzyt i handel niemiecko-rosyjski jest najważniejszy w Europie i można pogwałcić wszelkie zasady, solidarność europejską tylko po to, żeby utrzymać realizację interesów niemieckich.
To, co się dzieje, to jest, jak powiedziałem, cios w nas. To jest cios w politykę solidarności europejskiej. To jest cios w struktury europejskie, ponieważ kolejny raz Merkel i Macron przyznali, że to nie von der Leyen, to nie Borrell czy Michel będą prowadzić politykę europejską, to oni będą sobie zawłaszczać prawo do rozwiązywania konfliktów europejskich.
Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdybyśmy teraz stworzyli europejską armię. Czyich interesów europejska armia by broniła? Kto by nią dowodził?
Odnoszę wrażenie, że tu chodzi nie tylko o handel. Wydaje się, że pewne gremia na Zachodzie wykalkulowały sobie, że ten konflikt, jaki mamy obecnie na granicy z Białorusią, jest dla nich korzystny, ponieważ być może pozwoli na obalenie „tego znienawidzonego pisowskiego rządu”, który obecnie jest w Polsce, i ustanowienie innego, który będzie już bardziej uległy w stosunku do interesów tychże gremiów. Jak Pan to ocenia?
Tego nie można wykluczyć, że odpryskiem tego konfliktu mogłoby być dla lewicowo-liberalnych elit ugodzenie tak w rząd Prawa i Sprawiedliwości, żeby on upadł, bo z jednej strony chce się, aby ta granica była broniona i gdzieś tam łamie się znowu ideologię europejską, która do tej pory mówiła, że nie zamieniamy Europy w fortecę, nie budujemy granic. Jednak przyznano 25 mln euro na wzmocnienie polskiej granicy. Natomiast z drugiej strony wstrzymuje się miliardy, dziesiątki miliardów, które pomogłyby Polsce odbudować gospodarkę po covidzie, a jednocześnie realizować nowe, ambitne plany tego rządu. Czyli rzeczywiście kieruje się cios w politykę tego rządu.
Tak. Oczywiście. To jest skomplikowana gra i ona może mieć wiele celów. Może mieć te cele główne, jak powiedziałem, utrzymanie osi Berlin-Moskwa i tego kondominium nad tą częścią Europy, a przy okazji celem pobocznym może być zaszkodzenie rządowi polskiemu. Tak jest.
Czy ta unijna polityka sankcji, która została podjęta – teraz nałożono na Białoruś kolejne – to w Pana ocenie jest adekwatny środek, czy jednak nie jest on zbyt słaby? Odnoszę wrażenie, że prowadzone są działania dyplomatyczne – cały czas są rozmowy rozmowy i rozmowy – ciągle są nakładane nowe sankcje, a tak naprawdę Łukaszenka posuwa się dalej, eskaluje sytuację. Dokładnie to samo robi Putin.
Nie. Wczorajsza decyzja to są w dalszym ciągu sankcje kosmetyczne. Tylko że już wiemy, dlaczego one są takie, a nie inne. Równolegle, albo też przed spotkaniem, kiedy odbyła się ta rozmowa Merkel-Łukaszenka, niemal w tym samym czasie, już dzisiaj wiadomo, że nasze propozycje większych sankcji, a więc zatrzymanie eksportu białoruskiego, wstrzymanie tranzytu itd. nie mogły być zrealizowane, jeżeli już tam w Berlinie dojrzał i był realizowany pomysł porozumienia się z Łukaszenką. Także tu płacimy skutki tej polityki niemieckiej.
Myślę, że na tym jest nie koniec, bo Łukaszenka zachęcony tym, że został uznany przez Merkel, również i pośrednio przez Macrona, będzie eskalował ten konflikt dalej, żeby teraz w jakiś sposób „sprzedać” tych imigrantów Europie. Jest ich tysiące i go nie stać, żeby ich odesłać za własne pieniądze. To widać już dzisiaj na ekranach naszych telewizorów, że konflikt eskaluje, że oni już rzucają kamieniami, granatami itd. i tymi zdjęciami będzie chciał wywrzeć presję na Europę, aby ich przejąć, odesłać gdzieś do innych krajów, dać im paszporty nansenowskie.
Także on w tej chwili gra po pierwszym zwycięstwie, o drugie zwycięstwo, o „sprzedanie” tych migrantów Europie.
Czy w obecnej sytuacji, z jaką mamy do czynienia w zachodniej części Europy i drugą – na Wschodzie, nie powinniśmy już nie oglądając się na Europę definitywnie zamknąć granicę z Białorusią? Należy się spodziewać, że sytuacja będzie dalej eskalowała, aż w końcu dojdzie do jakichś ofiar po naszej stronie.
Nie wykluczam, że będzie trzeba podjąć jakieś radykalne działania. Natomiast jesteśmy krajem tranzytowym i musimy to wszystko spokojnie rozważyć. Wyważyć, co jest opłacalne. W dalszym ciągu rozmawiać z Europą, pokazywać innym państwom, że polityka Merkel jest tutaj skrajnie szkodliwa nie tylko dla Polski, ale dla reszty państw UE. Nie wiem, jak pani Merkel spojrzy teraz w oczy pani Cichanouskiej, o której jeszcze kilka dni temu rozmawialiśmy w PE, żeby jej otworzyć biuro i zacząć ją uznawać za prawowitą przedstawicielkę Białorusi. To była powszechna opinia, powszechne zdanie w Europie. To wszystko zostało przewrócone. Stolik został przewrócony przez jednostronne działanie bez konsultacji podejmowane przez panią Merkel.
Proszę zobaczyć kilka lat temu ile to zarzucano Trumpowi, że on działa samodzielnie, nie konsultuje. Tutaj mamy kryzys na naszej granicy bezpośrednio dotykający naszych interesów. Przekonywano nas przez całe lata, że mamy w Berlinie przyjaciółkę, osobę o wielkiej empatii wobec Polski, wychowaną we Wschodnich Niemczech, dziadek Polak itd., „nie będzie lepszego kanclerza dla interesów polskich”. I co ten kanclerz dla interesów polskich zrobił w tej chwili? Zadał nam cios w plecy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
OGLĄDAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574263-rozmowy-merkel-z-lukaszenka-waszczykowski-cios-w-plecy