Mimo wszystkich konfliktów związanych z praworządnością między UE a Polską współpraca z polskim rządem w konflikcie z Łukaszenką musi istnieć; UE i jej instytucje muszą teraz być zjednoczone w poparciu dla Warszawy, gdy chodzi o Białoruś - postuluje w poniedziałek dziennik „Sueddeutsche Zeitung” .
CZYTAJ TAKŻE:
„Z murem czy bez muru”?
Z murem czy bez muru? Jest to bardzo ważne pytanie, ponieważ UE stara się znaleźć europejską odpowiedź na przerażające obrazy ludzi, którzy utknęli na jej granicy z Białorusią
— zauważa „SZ”.
Na ostatnim spotkaniu 27 szefów państw i rządów UE dyskutowano o tym, czy budowa „fizycznej infrastruktury granicznej” może być finansowana z funduszy UE. Taka infrastruktura, czy to mur, czy płot, czy wał, ma zapobiegać nielegalnemu przekraczaniu granicy i sygnalizować całemu światu: te granice są zamknięte.
Przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen próbowała zakończyć debatę, mówiąc, że nie może być mowy o europejskich pieniądzach na mury, płoty, druty kolczaste. Ale to się nie udało
— przypomina „Sueddeutsche Zeitung”.
„SZ”: UE potrzebuje zdecydowanej odpowiedzi dla Łukaszenki i Putina
Przypuszczalnie 27 ministrów spraw zagranicznych „będzie się o to spierać również w poniedziałek w Brukseli podczas podejmowania decyzji w sprawie nowych sankcji wobec białoruskiego autokraty Alaksandra Łukaszenki” - pisze dziennik.
Mur (jest) bez wątpienia kwestią symboliczną, ponieważ Polska, Litwa i Łotwa zabezpieczą swoje granice nawet bez nowych pieniędzy z UE. Ale polityka składa się również z symboli. A UE potrzebuje zdecydowanej odpowiedzi dla Łukaszenki. I dla Władimira Putina
— dodaje.
Zdaniem „SZ”, „idealnie byłoby, gdyby nowe sankcje sprawiły, że mury i płoty stałyby się zbędne (…). Ale jest mało prawdopodobne, że w najbliższym czasie strumień podróżnych do Mińska wyschnie i że Łukaszenka się ugnie”.
Od 2020 roku UE „podejmuje działania przeciwko niemu i jego reżimowi. (…) Sankcje skierowane są przeciwko przemysłowi potasowemu, naftowemu i tytoniowemu. Czy piąta runda sankcji osiągnie swój cel? Bardziej prawdopodobne jest, że Łukaszenka będzie na razie zachowywał się jeszcze bardziej gniewnie”.
W każdym razie „wielu w Brukseli uważa, że Europa jest systematycznie testowana i że za tym testem stoi przede wszystkim Władimir Putin. Chce on wykorzystać fakt, że USA odwracają się od Europy i podzielić UE. W każdym razie, taktyka Łukaszenki w odniesieniu do ludzkiego nieszczęścia jest na rękę człowiekowi na Kremlu” - pisze „Sueddeutsche Zeitung”.
Szczególnie „w odniesieniu do Polski, atak uderza w bolący punkt UE: konflikty z Europejczykami ze Wschodu. Dlatego UE i jej instytucje muszą teraz być zjednoczone w poparciu dla Warszawy, gdy chodzi o Białoruś, i zjednoczone przeciwko Warszawie, gdy chodzi o demontaż podziału władzy w Polsce” - uważa gazeta.
Widoczne są już pierwsze pęknięcia. Przewodniczący Rady Charles Michel publicznie zakwestionował stanowisko von der Leyen w sprawie murów i ogrodzeń
— podkreśla „SZ”.
Obecna sytuacja „jest to test warunków skrajnych dla UE i jej instytucji. Nie będzie to ostatni (test)” - konkluduje „Sueddeutsche Zeitung”.
„FAS”: To nie jest wojna
Z kolei według komentatora „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”, Thomasa Gutschkera, nie powinno się, w odniesieniu do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej używać języka „wojennego”.
O tym, że migranci są „bronią” wykorzystywaną przez Aleksandra Łukaszenkę do prowadzenia „wojny hybrydowej”, mówili początkowo tylko przedstawiciele krajów sąsiadujących z Białorusią. Obecnie takim słownictwem posługują się niemal wszyscy czołowi politycy europejscy niezależnie od przynależności partyjnej
— pisze niemiecki dziennikarz. Zdaniem komentatora „FAS”, to ogólnoświatowe zaniepokojenie kryzysem migracyjnym powoduje „językowy i myślowy chaos”.
Jak podkreśla Gutschker, ludzie wysyłani przez reżim w Mińsku na granicę z Polską są na pewno „elementem cynicznego szantażu” i przypominają „zakładników, którzy nie panują nad własnym losem”, ale nie „bronią, która powoduje zniszczenie i zabija ludzi”. Według autora komentarza na łamach „FAS”. nie ma również dowodów na przemycanie przez granicę terrorystów.
Wszystko inne jest propagandą polskich mediów państwowych, której nie powinno się powielać
— pisze dziennikarz.
W ocenie Thomasa Gutschkera, choć Łukaszenka „zalewa” migrantami wschodnie granice, to raczej nie jest zainteresowany zajęciem obcego terytorium w taki sposób jak Rosja na Krymie w 2014 r..
Fakt, że dyktatorowi w Mińsku udało się mimo to doprowadzić do takiego wzburzenia, świadczy bardziej o jego sąsiadach niż o nim samym. Kraje UE nie przepracowały traumy z 2015 roku. Wtedy do UE docierały dziennie dziesiątki tysięcy uchodźców, dziś wystarczą setki, żeby wywołać panikę w liczącej 450 mln mieszkańców Wspólnocie. Reforma prawa azylowego nie została przeprowadzona, a każdy kraj robi to, co uważa za słuszne
— wskazuje dziennikarz.
Jednocześnie komentator przyznaje, że Unia Europejska nie powinna pozwolić się szantażować Łukaszence, dlatego nie możemy zrezygnować z barier na granicy, a co więcej - brak prawnych przeszkód do sfinansowania ich budowy z funduszy UE.
To, co finansowane jest ze wspólnej kasy, musi być zgodne ze wspólnymi normami. Na granicy powinny być przejścia graniczne, gdzie możliwe jest wystąpienie o azyl. Jeżeli mamy do czynienia z państwem, które działa jak przemytnik, można pozwolić na odstępstwo od tej reguły
— sugeruje Gutschker.
W ocenie dziennikarza, nadzór w tej kwestii powinien sprawować Frontex.
Ludzie, którzy próbują silą przekroczyć granicę UE, mogą być zawracani. Trybunał Praw Człowieka orzekł tak w przypadku hiszpańskiej eksklawy Melilla w Maroku. Można ten przypadek przenieść na inne
— wskazuje komentator „FAS”.
aja/PAP, DW.com
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574078-sz-ue-musi-byc-zjednoczona-w-poparciu-dla-polski