W postulatach dopuszczenia mediów do granicy polsko-białoruskiej mamy do czynienia z głębokim nierozumieniem sytuacji. Służby rosyjskie organizują tam jedynie spektakl, a dziennikarze mają zaglądać za kulisy a nie bić brawo na widowni.
Obecnie salony wypuściły sentencjonalną narrację, w której, gdyby tylko rząd dopuścił dziennikarzy do granicy polsko-białoruskiej, to wreszcie świat ujrzałby prawdę, a nie wersję Łukaszenki. Nic bardziej mylnego - z dwóch powodów.
Po pierwsze imigranci i funkcjonariusze tajnych służb poukrywani w ich obozowiskach są jedynie aktorami wyreżyserowanego teatru. Krwawego, bolesnego, ale jednak teatru - dopuszczenie dziennikarzy do granicy byłoby wpuszczeniem jedynie na widownię tego spektaklu, relacje wciąż dotyczyłyby tych samych zajść, kłamstw i prowokacji, tylko z innej strony drutów.
Po drugie - w tej wojnie ze Wschodem należy zaglądać za kulisy tych igrzysk, a nie multiplikować kolejne łzawe historie. Za kulisy zagląda się wiedzą, metodologią badania mediów, konfliktów zbrojnych, służb, a przede wszystkim specyfiki rosyjskiej dezinformacji. Tych, którzy chcą opisywać prawdę trzeba najpierw wysyłać do bibliotek i do rozmów z dysydentami, ekspertami ds. służb specjalnych, a nie do statystów Putina, którzy będą mówili, że na Podlasiu noce coraz zimniejsze a w lesie słychać pomruki wilków.
Nikt nie ogranicza szukania FAKTÓW
Zamiast wysłuchać smutnych przygód dobrego wojaka Muhammada potrzeba przeczytać dwa tomy „Archiwum Mitrochina” , zamiast kopiować zdjęcia Leonida Szczegłowa - jak zrobiła to Gazeta Wyborcza - trzeba przewertować książkę Pacepy i Rychlaka o dezinformacji KGB, pamiętając w dodatku że stary Pacepa (gdy pisał tę książkę miał 90 lat), uciekinier z rumuńskich służb Ceausescu, pomylił tam kilka nazwisk dotyczących duchowieństwa Europy Środkowej - czyli czytać książkę ze zrozumieniem, ale i tutaj nawet ze sceptycyzmem. Zamiast szukać ckliwych opowiastek kobiet z dziećmi, trzeba pilnie studiować depesze Białoruskiej Agencji Telegraficznej i moskiewskiej TASS , wyłapywać różnice i przewidywać narracje wroga. Myśląc o granicy z Białorusią trzeba czegoś więcej niż szukania przymiotników wzmagających u czytelnika wzruszenie i więcej niż rzucania czekoladek, by dzieci lepiej ustawiły się do obiektywu. Bardziej niż opisy głodu i chłodu trzeba znać opis operacji TRUST , w której wcześni Sowieci dezinformowali Zachód o nastrojach w Rosji. Bardziej niż opowiastki o marznącej Fatimie i jej trzyletnim synku trzeba znać biografię Pierre-Charlesa Pathé , który ocieplał wizerunek Kremla we francuskim społeczeństwie. Bardziej niż oburzać się dziwną dewastacją samochodów organizacji pozarządowych, które twierdzą, że chcą pomagać „uchodźcom” trzeba wyciągać wnioski z wolontariatu duńskiego aktywisty pokojowego Arnea Herløva Petersena, który myśląc, że zabezpiecza świat przed bronią atomową, rozbrajał Zachód na polecenie Jurija Andropowa.
Mitologie dziennikarskie
Łatwiej jednak gardłować za turystyką dziennikarską po Podlasiu, niż babrać się w żmudnym przerzucaniu opisów operacji tajnych służb, prawda?
W dyskusji nad dostępem mediów do sytuacji na Podlasiu pomija się także dwa inne czynniki. Po pierwsze - od czasów wojny w Wietnamie dziennikarze nie są już swobodnie wpuszczani na tereny objęte wojną, a dopuszcza się ich jedynie do wyselekcjonowanych miejsc i kontaktów. Trudno żeby nagle robić wyjątek.
Po drugie - w redakcjach większości polskich mediów za bardzo hulali rusofile, by ufać im teraz w dobie konfliktu. Przypomnę, że Bartosz Węglarczyk twierdził o Tragedii Smoleńskiej, że zbliży ona Polaków i Rosjan, Gazeta Wyborcza namawiała do palenia świeczek Armii Czerwonej, a jak Tomasz Lis robił wywiad z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem to tak mu wchodził w ciemną życzliwość, że do dzisiaj nie odnalazł drogi wyjścia.
Gdy dziennikarze mieli dostęp do wydarzeń w Usnarzu Górnym, w większości zajmowali się szkalowaniem żołnierzy i Straży Granicznej - czym przebili nawet białoruskich propagandystów. Wpuszczenie tych samych ludzi jako V kolumny byłoby do bólu bezrozumne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/574050-nic-dziwnego-ze-wladza-nie-dopuszcza-do-granicy-v-kolumny