„Ci, którzy mają lepszą pamięć, pamiętają, jak Rosja kierowała do Donbasu białe konwoje rzekomo humanitarne, co było elementem rozbijania ukraińskiej kontroli nad granicami Ukrainy. My nie możemy tego typu błędów powtarzać” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
wPolityce.pl: Kryzys na granicy z Białorusią coraz bardziej eskaluje. Polskie służby były nawet oślepiane laserami oraz zostały zaatakowane przez imigrantów. Jak Pan to skomentuje?
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: To bardzo niebezpieczny rozwój wydarzeń i należało się go spodziewać. Niewątpliwie zamiarem służb białoruskich i rosyjskich jest wywołanie incydentów zbrojnych oraz obarczenie Polski winą za taki rozwój wydarzeń. Stąd sytuacja, w której mamy pomoc fizyczną służb łukaszenkowskich w forsowaniu zasieków granicznych, oślepianie polskich żołnierzy i strażników granicznych przecież nie przez samych migrantów, tylko służby białoruskie, czy niszczenie zasieków przy użyciu pojazdów. Mieliśmy tzw. puste strzały, a nawet ostre oddawane z tamtej strony. Teraz były próby fizycznych ataków na polskich funkcjonariuszy. To wszystko zmierza do sprowokowania odpowiedzi ze strony polskiej albo przynajmniej stworzeniu sytuacji, w której da się propagandowo stwierdzić, że Polacy taką odpowiedź ogniową dali i w ten sposób podnieść poziom eskalacji na kolejny szczebel. I później pokazać to w światowych mediach, jako winę Polaków. To będzie niestety trwało, musimy się z tym liczyć. Ta sytuacja będzie się rozwijała.
Kilkoro polskich artystów zdecydowało się na zorganizowanie koncertu dla imigrantów pt. „Chopin też był uchodźcą”. Dochód z wydarzenia zostanie przekazany na pomoc imigrantom. Organizatorzy przedstawili również szereg żądań. Domagają się m.in. „natychmiastowego dopuszczenia pomocy medycznej i humanitarnej oraz obecność dziennikarzy na terenach objętych stanem wyjątkowym”, „utworzenia korytarzy humanitarnych”, czy „dopuszczenia organizacji międzynarodowych na tereny przygraniczne objęte kryzysem humanitarnym”. Jak można określić takie postępowanie polskich artystów?
Określiłbym to jako wyraz skrajnej naiwności i niezdolności do rozpoznania rzeczywistości. Wpuścić służby medyczne tam, czyli gdzie? Ci imigranci nie są na terytorium Polski, natomiast nasze służby nie mają wstępu bez zgody służb białoruskich na terytorium Białorusi. Poza tym nie mamy zbyt wysokiego wyobrażenia o zdolnościach analitycznych osób, o których mówimy. Ale ci, którzy mają lepszą pamięć, pamiętają, jak Rosja kierowała do Donbasu białe konwoje rzekomo humanitarne, co było elementem rozbijania ukraińskiej kontroli nad granicami Ukrainy. My nie możemy tego typu błędów powtarzać. Innymi słowy: nie możemy rozmywać linii granicznej. To nie jest żaden pas ziemi niczyjej, żadna przestrzeń między Polską a Białorusią. Linia graniczna jest bardzo wyraźnym miejscem na mapie. Jej przekraczanie ze strony białoruskiej na polską, gdyby na to zezwolić, oddawałoby decyzję Putinowi i Łukaszence o tym, kto, kiedy, w jakiej liczbie i miejscu ma przekraczać granicę Polski. A odwrotna sytuacja, czyli wkraczanie z polskiej strony jakichś artystów, działaczy pozarządowych, czy aktywistów przez linię graniczną na teren Białorusi może się spotkać (powiedzmy to sobie brutalnie) z ogniową odpowiedzią służb białoruskich, które stwierdzą, że ktoś wszedł na ich obszar bez zezwolenia i zareagowały w ten sposób. Wyobraźmy sobie, że taki aktywista będzie leżał i krwawił parę metrów za linią graniczną po stronie białoruskiej, i będzie wzywał pomocy. Co wtedy ma nastąpić? Polskie służby mundurowe mają wejść i go stamtąd ewakuować, a jak się znajdą pod ogniem, odpowiedzieć tym samym? Czy mają go zostawić, niech się tam wykrwawia i umiera? Wtedy cały świat (włącznie z aktywistami) będzie opowiadał, jak to bezradne państwo polskie pozwoliło na śmierć swojego obywatela. To są sytuacje, których pod żadnym pozorem nie wolno prowokować, bo są balansowaniem na granicy wymiany ognia, czyli wojny. To nie jest zabawa.
A co uważa Pan na temat przywrócenia obecności dziennikarzy w strefie objętej stanem wyjątkowym?
Wszystko ma swoją cenę. Jest zarówno cena niewpuszczania dziennikarzy, jak i wpuszczania. Cena niewpuszczania jest taka, że ułatwiamy przekaz propagandy Łukaszenki, która jest oparta wyłącznie na tym przekazie, jaki tworzą białoruskie służby. I to jest cena wysoka. Pozostaje pytanie, kto będzie uznany za dziennikarza, czyli jakich formalności należy dopełnić, żeby zyskać status dziennikarza. Przypominam, że przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego, rozmaite osoby będące, czy podające się za dziennikarzy, podejmowały akcje niszczenia polskiej infrastruktury granicznej, prowokowały zagrożenie incydentami zbrojnymi. Takie sytuacje wrócić nie mogą. W związku z tym problem, jak zwykle tkwi w szczegółach. Sądzę, że można by rozważyć dopuszczenie dziennikarzy, ale z bardzo restrykcyjną polityką akredytacji. Cofanie akredytacji przy każdym, nawet najmniejszym incydencie. Wybranych dziennikarzy z poważnych mediów, a nie kogoś, kto sporządził sobie dokument, który ma poświadczać, że jest dziennikarzem. Na podstawie umów z redakcjami, z bardzo silnym obwarowaniem prawnym szybkiego cofania akredytacji, z wyraźnym zagrożeniem sankcjami karnymi, prawnymi. Ale tu oczywiście mamy problem, bo nie rozmawiamy o sytuacji teoretycznej, tylko rzeczywistej. A rzeczywista jest taka, że istotna część stanu sędziowskiego znajduje się w sytuacji buntu przeciwko Rzeczypospolitej i aktywistów, którzy podejmą działania mające na celu zakłócanie pracy polskich służb, będą zwalniali z odpowiedzialności. To jest kolejny element, który utrudnia nam prowadzenie skuteczniejszej polityki informacyjnej, natomiast tak jak mówiłem wszystko ma swoją cenę. Niedopuszczanie dziennikarzy też nie jest bez kosztowe. W związku z tym faktycznym pytaniem jest, jak zrobić to w sposób najmniej kosztowny, z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Trzeba również pamiętać, że mamy do czynienia z przemytem ludzi, którzy się przedrą. Im mniej osób nietutejszych jest obecnych na obszarze pasa przygranicznego, tym łatwiej służbom jest wychwycić tych, którzy zajmują się przemytem. Więc dziennikarze tak, ale w sposób podlegający ścisłej kontroli w zakresie tego, co robią (a nie, co piszą), z restrykcyjnym egzekwowaniem sankcji za wszelkie łamanie przepisów.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/573993-nasz-wywiad-koncert-dla-migrantow-prof-zurawski-ripostuje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.