„Wydaje mi się, że Rosja marzy przede wszystkim o jednym – o incydencie zbrojnym z wojskiem. Nie przypadkiem w tej chwili nasz rząd stara się wojsko dawać w odwodzie, w drugim szeregu, a na pierwszy szereg w tej chwili do pilnowania granicy jednak jest cały czas wystawiana Straż Graniczna i ewentualnie Policja” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Telewizji Biełsat.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Merkel rozmawiała z Putinem ws. kryzysu na granicy. Zwróciła się do prezydenta Rosji, by wywarł presję na Mińsk
wPolityce.pl: Z jednej strony Komisja Europejska stoi na stanowisku, że Rosja powinna wpłynąć na Białoruś w celu zażegnania kryzysu na granicy. Z drugiej strony Angela Merkel słyszy z ust Putina, by w sprawie migrantów kontaktowała się z Mińskiem. W co gra Kreml? Nie widać tu płaszczyzny jakiegokolwiek dialogu, widać za to, że Rosja gra na czas.
Agnieszka Romaszewska-Guzy: Jeśli chodzi o odpowiedzi w stylu „nie mam pana płaszcza i co mi pan zrobi” to pan minister Ławrow oraz prezydent Putin w nich celują. Nie może to dziwić, bo to jest typowa odpowiedź. Tego należało się spodziewać. Niestety obawiam się, że to nie rokuje dobrze w tym sensie, że oni nie będą mieli specjalnie skłonności, żeby cokolwiek zrobić, dopóki nie zostaną przyciśnięci.
Rosja będzie raczej czekała na zaostrzenie konfliktu, żeby wtedy jeszcze raz zostać ładnie poproszoną, a potem jeszcze raz, a może i jeszcze raz. Wtedy powie, że ona oczywiście nie ma żadnego wpływu i absolutnie nie ma nic do czynienia z tą sprawą, ale mogłaby ewentualnie spróbować pomóc, gdyby bardzo komuś na tym zależało. To absolutnie idzie według tego scenariusza, który przewidywałam.
Czyli de facto jest to gra na podbicie rosyjskich wpływów w Unii Europejskiej?
Tak. Absolutnie. Przecież to jest cudowna okazja. Sam Putin „nic nie robi”, „nic o tym nie wie”, generalnie „to nie jego ręka” - porządny kryminalista, jak ktoś go łapie za rękę powinien powiedzieć: „to nie moja ręka”. Władimir Putin czeka, aż Komisja Europejska i generalnie kraje europejskie będą miękły. Ma taką nadzieję. Cóż, zobaczymy, co będzie.
Dochodzi do tego jeszcze sugestia Siergieja Ławrowa, że Unia Europejska powinna płacić Łukaszence dokładnie tak, jak płaci Turcji za niewpuszczanie imigrantów…
Nawet się roześmiałam głośno, jak to przeczytałam. Bo o czym są te nieustanne rozmowy integracyjne Białorusi z Rosją? Przede wszystkim o pieniądzach. Rosja by się bardzo chętnie zintegrowała z Białorusią, całkiem, i byłaby zachwycona takim pomysłem, pod warunkiem, że by nie musiała tej Białorusi utrzymywać. Białoruś to jednak nie Krym, a już z samym Krymem jest problem. Rosja jest duża, owszem, ale nie jest aż tak bogatym krajem. Wzięcie na utrzymanie kraju, który widać, że – z Łukaszenką na czele – nie ma najmniejszego zamiaru wprowadzania żadnych reform rynkowych, tylko jest jakimś dosyć odrażającym, postsowieckim skansenem, jest bardzo ryzykowne, bo będzie można łożyć bardzo dużo. Stąd taki zabawny pomysł. Myślę, że on nie jest do końca realistyczny, ale kto wie… Próbować zawsze można, jak to mówią Rosjanie: wyjdzie nie wyjdzie, starać się trzeba. Próbować można – „a nuż dadzą jakieś pieniądze, zamiast żebyśmy to my musieli dawać”.
Pojawia się pytanie, czy te pieniądze nie są jednak kwestią drugorzędną dla Kremla? Pierwszorzędne wydaje się być co innego, a mianowicie stworzenie przestrzeni gospodarczej od Władywostoku po Lizbonę – po projekcie Nord Stream 2 widać, że Kreml z tego nie zrezygnował, a to przecież będzie dawało krociowe zyski… Co ciekawe, Komisja Europejska w ogóle nie postrzega tego jako zagrożenia. Dlaczego?
Czy pieniądze nie są zasadnicze? Są zasadnicze, bo Rosja nie ma nieograniczonych środków. To są obiektywne fakty, na które będzie musiała zwrócić uwagę, wcześniej czy później. A czy chce utworzyć? Oczywiście. To jest w zasadzie strategiczny cel Putina. Putin bardzo łatwo zmienia taktykę – trzeba zwrócić na to uwagę – jak może, to się posuwa, jak nie może – to się cofa. Nagle. Całe lata nic się nie dzieje – rok, dwa, trzy, cztery – potem jest możliwość, okno możliwości on uważa, że mu się otworzyło, i coś robi,
A strategiczny cel? Tak, oczywiście – to jest odbudowa wpływów Rosji w całej Europie Wschodniej. To znaczy wpływów… Wręcz imperium w jakimś sensie. I to jest cel strategiczny. To dosyć oczywiste, że on taki jest. A czy UE tego nie zauważa? Myślę, że on ma tam bardzo wielu lobbystów. Tam jest wiele firm i polityków uwikłanych w relacje z reżimem na Kremlu, czego najlepszym przykładem, już wręcz klasycznym, jest pan Schroeder. Teraz przecież jest cały problem, że w ramach koalicji, która będzie rządzić w Niemczech, czyli SPD-Zieloni-Liberałowie, któraś z niemieckich gazet ostrzegła przed dawaniem resortu spraw zagranicznych SPD, bo tam jest bliski kolega Schroedera i to byłyby jednak bardzo wielkie wpływy rosyjskie, że już może za wielkie.
Te wpływy są duże i jest taki stały pomysł, że jakoś się uda tego niedźwiedzia jakoś ugłaskać, że „jakoś się dogadamy”.
Poza tym Unia jest bardzo mało sprawna w swoich działaniach. Niestety. To też jest przecież widoczne. Jak na dłoni jest widoczne w tej chwili, że w momencie kiedy się naradza nad wszystkim – te sankcje są przecież teraz nakładane i nakładane i widać, że to jest bardzo poważny problem.
Pamiętam z kolei dyskusje, które były nie na szczeblu rządowym, ale na szczeblu służb spraw zagranicznych, na temat rosyjskojęzycznej telewizji, w których akurat brałam udział. Coś równie beznadziejnego to naprawdę sobie z trudem przypominam. To trwało i trwało. Nic absolutnie z tego nie wynikało. Tylko się gadało. A jak powiedział mi wtedy skądinąd kolega, szef telewizji Deutsche Welle: „cóż, jak nawet by powstała, to wie pani co, nie chciałbym mieć 27 szefów”. I chyba miał rację. Daję to jako ilustrację ogromnej niesprawności tej instytucji w momencie, kiedy stoi naprzeciwko potęgi, która może ma troszkę już wyszczerbiony ten uśmiech – jeśli chodzi o Rosję – ale jednak wciąż jeszcze jest w miarę sprawna.
Rosja zapowiedziała regularne patrole swoich bombowców w białoruskiej przestrzeni powietrznej. Pytanie, czy nie należy się jednak w tej sytuacji spodziewać i rosyjskich wojsk na granicy? Sytuacja jest w tej chwili bardzo dynamiczna i w zasadzie wszystko może się zdarzyć.
Wydaje mi się, że Rosja marzy przede wszystkim o jednym – o incydencie zbrojnym z wojskiem. Nie przypadkiem w tej chwili nasz rząd stara się wojsko dawać w odwodzie, w drugim szeregu, a na pierwszy szereg w tej chwili do pilnowania granicy jednak jest cały czas wystawiana Straż Graniczna i ewentualnie Policja, jeżeli dochodzi tam do zamieszek, dlatego, żeby nie doszło do jakichkolwiek incydentów, w które wciągnięte by były siły zbrojne, do jakiejkolwiek prowokacji, bo to na pewno byłoby wykorzystane przez Rosję. Jestem o tym przekonana. Jestem przekonana, że oni po prostu kciuki trzymają, żeby tam się coś wydarzyło.
Tym bardziej, że ta rosyjska machina propagandowa na Zachodzie już ruszyła…
Wtedy można by rzeczywiście powiedzieć, że „proszę bardzo”. Na razie idzie im nieszczególnie. Na razie widać, że mimo wszystko Unia Europejska – być może zgrzytając zębami, ale jednak – wspiera Polskę w tej sprawie. Co ma robić?
Ale już z niemieckimi czy lewicowo-liberalnymi politykami różnie bywa. Podczas ostatniego posiedzenia Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) w Parlamencie Europejskim pojawiały się takie pomysły, że Frontex powinien bronić praw migrantów, a Polska i Litwa to w zasadzie nie są ofiary, tylko agresorzy. To jest dosyć szokująca retoryka, która już w tej chwili się pojawia, wpisując się dokładnie w rosyjską narrację. Jak Pani to ocenia?
Retoryka retoryką, a interesy interesami. Interesy są tu dosyć jasne. Na pewno nie jest w tej chwili w interesie – również Niemiec – żeby tam się zaczął kolejny napływ migrantów. To nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości.
Oczywiście jakąś retorykę używają, bo trudno im się wycofać w tej chwili – jak Polska jest taka zła, to jak teraz powiedzieć, że nie jest zła… Tu mają problem. Ewidentnie. Moim zdaniem ten kryzys humanitarny będzie się pogłębiał po białoruskiej stronie granicy i w ogóle na granicy, bo przecież robi się tutaj bardzo zimno, w nocy to są po prostu mrozy, to nie jest temperatura do koczowania na dłuższą metę. Uważam, że jedynym rozwiązaniem jest zwrócenie się do Unii o pomoc w przetransportowaniu tych, którzy chcą wrócić do swojego kraju. Wtedy możemy pozwolić im przejść przez granicę i zapakować ich do samolotu, jeśli Unia pomoże nam to sfinansować. Uważam, że to jest jedyny sposób, żeby rozładować ten wrzód na granicy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/573532-wywiadromaszewska-guzy-putin-marzy-o-incydencie-z-wojskiem