„Czy Niemcy nie mają rządu?” – pyta niemiecki dziennik „Die Welt”, oburzony bezczynnością Berlina w obliczu kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Tak naprawdę Niemcy mają dwa rządy, jeden wychodzący, złożony z CDU/CSU i SPD, oraz ten wciąż powstający z SPD, Zielonych i FDP. I jeden od drugiego domaga się działań w sprawie kryzysu migracyjnego, wywołanego przez satrapę w Mińsku. Temat jest politycznie niewygodny, by nie powiedzieć kontrowersyjny. Przewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu Ralph Brinkhaus napisał na Twitterze, że oczekuje iż partie tworzące przyszłą koalicję tzw. sygnalizacji świetlnej przedstawią plan jak Niemcy powinny zareagować na kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Tego samego domaga się były szef frakcji CDU/CSU Friedrich Merz.
Chadecja już w opozycji?
Tym samym kryzys, który dotyka Niemcy nie mniej niż Polskę, ze względu na to, że są one głównym krajem docelowym migrantów koczujących w polsko-białoruskim pasie granicznym, stał się przedmiotem politycznych przepychanek u naszych sąsiadów za Odrą. Chadecja, wciąż sfrustrowana swoją przegraną w wyborach 26 września, widzi okazję by dokopać przyszłym koalicjantom. „Zarówno przyszły kanclerz Olaf Scholz jak i szefowa Zielonych Annalena Baerbock są ekspertami w dziedzinie prawa międzynarodowego i powinni więc jasno wskazać jak należy pomóc Polsce” – oznajmił Brinkhaus w rozmowie z agencją „dpa”. „Milczenie niemieckich polityków, z wyjątkiem szefa MSW Horsta Seehofera jest nie do przyjęcia” – grzmiał także Merz.
Dla Polski fakt, że chadecja ćwiczy już teraz bycie w opozycji i próbuje zrzucić rozwiązanie problemu na przyszły rząd, jest złą wiadomością. Szczególnie iż zarówno Zieloni jak i SPD wypowiedzieli się jasno przeciwko „nielegalnemu” wypychaniu (pushbacks) migrantów, którym udało się przedostać do Polski, z powrotem na terytorium Białorusi (to, że wypychanie, czyli pushback, zostało uznane za zgodne z prawem przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w lutym 2020 roku, nie ma żadnego znaczenia). Rzecznik SPD ds. polityki migracyjnej Lars Castellucci zadeklarował na zapytanie dziennika „Die Welt”, że „jest to niezgodne z podstawowymi obowiązkami ochrony praw człowieka” „Prawa podstawowe, w tym dostęp do azylu, muszą być zawsze przestrzegane na zewnętrznych granicach Europy” – dodał. Castellucci domaga się „nieograniczonego dostępu do granicy polsko-białoruskiej” dla agencji Frontex, aby mogła ona tam zadbać o „zapewnienie migrantom podstawowych praw”. Według niego potrzeba wspólnych unijnych rozwiązań, oczywiście humanitarnych, a Łukaszenko powinien trafić przed Międzynarodowy Trybunał Karny. Jak zamierza baćkę przed ten trybunał zawlec, nie wyjaśnił.
Pomoc w przyjmowaniu migrantów
Podobnie naiwną postawę przyjęli Zieloni, którzy w swoim programie wyborczym zawarli żądanie azylu dla wszystkich. Szefowa frakcji Zielonych w Bundestagu Katrin Göring-Eckardt ma dla Polski dwa przesłania: po pierwsze „nie” dla nielegalnego wypychania migrantów, i „tak” dla solidarności. Migranci powinni być przyjmowani przez Polskę oraz rejestrowani, i w tym Niemcy nam chętnie pomogą. Potem należałoby ich rozmieścić w całej Unii, w ramach nowego planu relokacji, autorstwa polityka Zielonych Roberta Habecka. Liberałowie z FDP woleli na pytania gazety w ogóle nie odpowiadać. To co oferują więc obecni i przyszli rządzący za Odrą Polsce to albo kapitulacja - regulowana – albo pomoc z Brukseli, o której nie wiadomo jak miałaby wyglądać. Finansować ogrodzenia na granicy polsko-białoruskiej UE w każdym razie nie chce. Możliwe są sankcje na linie lotnicze z państw trzecich, które zajmują się przemytem ludzi na Białoruś, oraz zaostrzenie sankcji (pewnie personalnych) nałożonych na reżim w Mińsku. Krajom Unii jest na razie daleko do konsensusu co do ewentualnych nowych mocnych działań wobec Moskwy, wspierającej baćkę a więc współodpowiedzialnej za obecny kryzys.
Jeśli więc liczymy na zbudowanie sojuszu z Berlinem w sprawie kryzysu na granicy to możemy się mocno przeliczyć. Niemcy wprawdzie nie chcą powtórki z 2015 roku, ale także nie chcą dokonać radykalnego odwrotu od dotychczasowej zideologizowanej polityki migracyjnej, a nowa koalicja, która ma powstać w grudniu, jest temu jeszcze bardzie niechętna niż obecna. Pozycja moralnego mocarstwa zobowiązuje. W poniedziałek krzyż zasługi Republiki Federalnej otrzymał lewicowy aktywista organizacji Młodzież bez Granic (JoG) Mohammed Jouni za to, że przeciwstawiał się pushbackom i deportacjom nielegalnych migrantów, którzy dotarli do Niemiec od 2015 r.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/573393-kryzys-na-granicy-nie-liczmy-na-berlin-bo-sie-przeliczymy