Aleksander Łukaszenka używał imigrantów z Trzeciego Świata jako broni w wojnie hybrydowej nie tylko przeciw Polsce, lecz także przeciw Łotwie, a zwłaszcza przeciw Litwie. Różnica między naszym krajem a państwami nadbałtyckimi jest taka, że tam opozycja stanęła ramię w ramię z rządem i twardo broniła nienaruszalności granic. Wszystkie partie jednomyślnie opowiedziały się za budową ogrodzenia oraz zdecydowanymi działaniami straży granicznej i wojska.
W sprawie presji imigracyjnej panuje tam szeroki konsensus obejmujący wszystkie parlamentarne siły polityczne: socjalistów, zielonych, liberałów, konserwatystów i narodowców. Symboliczny jest fakt, że na Łotwie osobą, która firmuje swą twarzą obronę granic przed nielegalnymi gośćmi przybywającymi z Białorusi, pozostaje minister spraw wewnętrznych, 49-letnia lesbijka i działaczka LGBT Maria Gołubiewa z socjalliberalnej partii „Dla rozwoju/Za!”. W tej kwestii pozostaje bardziej zdecydowana i nieugięta niż niejeden mężczyzna.
Polska najsłabszym ogniwem
Wbrew pozorom, najsłabszym ogniwem na granicy Białorusi z państwami UE i NATO okazała się nie Litwa czy Łotwa, lecz Polska. U nas Łukaszenka nie spotkał się z tak jednoznacznym odporem jak w krajach nadbałtyckich. Duża część liderów opinii publicznej, publicystów i polityków nad Wisłą zachowała się zgodnie z założonym przez niego scenariuszem. Kiedy wyczuł słabość Polski, nasilił wobec niej swój atak.
Z logistycznego punktu widzenia Litwa wydawała się łatwiejszym celem niż Polska. Po pierwsze, ma dłuższą i trudniejszą do upilnowania granicę z Białorusią (502 km) niż my (418 km). Po drugie, kraj liczący zaledwie 2,8 milionów mieszkańców dysponuje znacznie słabszymi siłami wojska, policji i straży granicznej, które może przeznaczyć do ochrony swych granic, niż 38-milionowa Polska. Po trzecie, w odróżnieniu od nas, Litwa posiada sporą, 8-procentową mniejszość rosyjskojęzyczną, której znaczna część – jak pokazują badania – jest podatna na przekaz płynący z Moskwy.
Litwa miała jednak decydujący atut, który sprawił, że dziś główny atak Łukaszenki nie kieruje się w jej stronę. Owym kluczowym czynnikiem okazała się jedność społeczeństwa, a zwłaszcza jego elit, wobec zewnętrznego zagrożenia. W obliczu takiej groźby wszystkie różnice dzielące obywateli, środowiska i partie zeszły na plan dalszy. W tej sytuacji każdy, kto postępuje inaczej, ociera się o zdradę.
Sprawdzani bojem
To sprawiło, że Łukaszenka przeniósł swój cel z Litwy na Polskę. Warunkiem powodzenia jego akcji jest bowiem okazanie słabości przez przeciwnika i brak jedności w jego szeregach. Tylko w ten sposób może doprowadzić do destabilizacji wrogiego kraju, wywołania w nim napięć, niepokojów i konfliktów, a w rezultacie narzucenia swoich warunków gry. Dokonuje sprawdzenia bojem, szukając najsłabszego punktu, w który mógłby uderzyć. Tam, gdzie widzi, że wszyscy stoją murem przeciwko niemu, cofa się. Tam, gdzie wyczuwa przyzwolenie, atakuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/573238-litewska-i-lotewska-opozycja-staly-murem-za-swoimi-rzadami