Marsz i tak przejdzie ulicami Warszawy. Uczestników może być nawet wielokrotnie więcej, bo to właśnie atmosfera sprzeciwu wobec władzy i bunt wobec, paradoksalnie, zamordystycznej polityki zakazującej im maszerować, pchnie ich naprzód.
Marsz Niepodległości ulicami Warszawy przechodzi od 2010 r. Wielu uczestników pamięta doskonale zgromadzenia z roku 2013, czy 2014. W atmosferze prowokacji, walki z policją, w otoczeniu strażników marszu, ale szli tłumnie głównymi ulicami Warszawy. Mogli maszerować. Ubiegłoroczne umizgi prezydenta Warszawy do sympatyków środowiska w kampanii wyborczej i tegoroczny zakaz zgromadzenia, tylko zmobilizują środowisko do działania w tym roku.
Marszu Niepodległości, choć z nim walczono, prowokowano, jednak nie zakazano w czasach rządów PO. Za rządów PiS, Marsz Niepodległości, choć także w otoczeniu policji, maszerował spokojniej. Na tyle, że Rafał Trzaskowski w kampanii prezydenckiej rok temu dostrzegł w tłumie polskie flagi i maszerujące rodziny z dziećmi, dlatego deklarował nawet udział w zgromadzeniu. Zgromadzeniu, które dziś uznaje za nielegalne i na każdym kroku ogranicza swobodę działania Stowarzyszenia Marsz Niepodległości.
Były próby pozbawienia go prawa do najmu lokalu, jest zakaz zgromadzenia, choć wojewoda uznał je za cykliczne. Zarówno ratusz, jak i sądy administracyjne, decyzję podważyły. I uchyliły. Robert Bąkiewicz, prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości jest oczerniany przez środowisko grzmiące o ataku na wolność zgromadzeń i wolność słowa. Podejmowane są karkołomne próby przypisania jego działań, jako bojówkarskich, kiedy to właśnie prezes stowarzyszenia, rok temu, apelował o spokój uczestników marszu pod jednym z okien, w które trafiła raca.
Za wszystkim ma, oczywiście, stać PiS. A Robert Bąkiewicz ma być „bojówkarskim”, a nawet „faszystowskim” ramieniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ile wspólnego z PiS ma środowisko narodowców wiedzą doskonale sami narodowcy, którzy swego czasu wojowali także i z PiS o przeprawę z ronda Dmowskiego przez Most Poniatowskiego, aż pod Stadion Narodowy. Debatowano, czy marsz ma przejść pod oficjalną banderą PiS, rządową, a także, czy politycy w marszu mogą w ogóle wziąć udział. I czy na czele marszu, czy mogą także przemawiać. Nie ustalono do końca satysfakcjonującej obie strony wersji. Marszu PiS-owi nie oddano.
Teraz, kiedy w atmosferze buntu władzy, ale tej samorządowej, z PO, może przejść ulicami Warszawy rekordowa liczba osób, korzyść obróci się jednak ku PiS. Polityka zamordyzmu i zakazu zgromadzeń nie przyniesie poprawy sondażowych notowań opozycji. Ale w chwili, kiedy kampania wyborcza Rafała Trzaskowskiego za nami, władze stolicy znowu uśmiechają się do radykalnych przeciwników Marszu. A sam prezydent Warszawy, ze skrajnie prawej strony, odwraca się na powrót w skrajnie lewą, patronując własną twarzą marsze równości. Potrzeby równości, co do możliwości organizowania zgromadzeń, mało konsekwentnie, nie dostrzega.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/572821-mn-nie-mogl-dostac-lepszego-prezentu-niz-zakaz-zgromadzenia