Trwa konferencja „Zderzenie kulturowe w UE”. To prawie 100 gości i 3 dni rozmów o religii, kulturze, geopolityce, sprawach ustrojowych czy historii. Wśród zaproszonych gości znaleźli się politycy, eksperci, dziennikarze. ZAPRASZAMY do śledzenia RELACJI z drugiego dnia tego wydarzenia.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RELACJA. Konferencja „Zderzenie kulturowe w UE”. Prof. Flichy de la Neuville: Jesteśmy traktowani jak szczury laboratoryjne
Jak podkreślają organizatorzy, „konferencja ‘Zderzenie kulturowe w UE’ to inicjatywa, dzięki której będziemy mieli okazję podsumować dotychczasowe zmiany w Polsce na tle innych europejskich państw, a także nakreślić możliwe scenariusze zderzenia kultur w najbliższych dekadach”.
Wydarzenie zostało objęte patronatem medialnym m.in. portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci”. II dnia wydarzenia wystąpią m.in.: prof. Wojciech Roszkowski, Douglas, Murray, Jan Maria Rokita i dr Jacek Bartosiak.
„Bunt Barbarzyńców” - prof. W. Roszkowski
Na rozpoczęcie drugiego dnia konferencji swoje wystąpienie przygotował polski ekonomista, historyk i nauczyciel akademicki oraz profesor nauk humanistycznych prof. Wojciech Roszkowski.
Patryk Jaki rozmawiał z prof. Roszkowskim na temat książki wydanej przez naukowca – „Bunt Barbarzyńców”.
Prof. Roszkowski wymienił, jak rozumie pojęcie barbarzyńców i kim oni są. Podał „dwa wyznaczniki barbarzyństwa, które widzimy w naszym życiu publicznym”.
Po pierwsze barbarzyńca nie stosuje się do zasady „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. On uważa, że wolno mu wszystko, natomiast jeżeli jego spotyka to, co robi innym, podnosi krzyk, płacz i robi się awantura, bo to się nazywa mowa nienawiści. jeżeli tylko spotyka się z jakimś kontr-poglądem (zwłaszcza jeśli jest wyrażony dosyć jasno i dobitnie), to okazuje się, że jego adwersarz stosuje chwyty poniżej pasa i mowę nienawiści
— powiedział.
Tutaj nie ma dialogu w sensie wymiany poglądów. Jest wojna, ale nie na argumenty, tylko na przekrzykiwanie się, zupełnie nie na temat.
— dodał.
Prof. Roszkowski, jako przykład wskazał ostatnią debatę w Parlamencie Europejskim.
Premier Morawiecki wyraził pewne stanowisko polskiego rządu, opisał sytuację, wyraził poglądy. I cała grupa ludzi (…) wydeklamowała stek różnych dziwnych ataków nie na temat. To nie była debata, to nie była wojna kultur. To była bijatyka między kimś, kto prezentuje jakichś pogląd, a barbarzyńcami
— mówił.
„Barbarzyńca właściwie jest głuchy na argumenty”
Historyk podał także drugi wyznacznik definiujący współczesnego barbarzyńcę.
Barbarzyńca moim zdaniem wyznaje taki relatywizm ontologiczny. To jest takie stanowisko spotykane bardzo często w życiu codziennym: jest jak jest, a wszystko poza tym to jest tzw. filozofia. Czyli to jest sprowadzanie wszystkiego do takiego bardzo prymitywnego przyglądania się temu, co się obserwuje się tu i teraz, a zwłaszcza temu barbarzyńcy akurat wydaje się korzystne
— powiedział.
Barbarzyńca właściwie jest głuchy na argumenty. Nie tylko na prawo naturalne (już nie mówię o Dekalogu), ale nawet o prawie naturalnym nie chce słyszeć, bo dla niego prawd jest wiele – każdy ma swoją prawdę
— dodał.
Jak wskazał prof. Roszkowski, barbarzyńca „nie bierze nawet pod uwagę tego, co anglosasi nazywają ‘acts of life’”. Wyjaśnił, że ten termin oznacza „rzeczy, z którymi się nie dyskutuje: 2+2=4, dziecko rodzi się ze związku mężczyzny i kobiety”.
A barbarzyńca będzie się upierał, podnosił głos i ostatecznie będzie wyzywał kogoś, kto stara się ten świat na nogach postawić, od ludzi, którzy dyskryminują, są nietolerancyjni, prezentują homofobię, itd.
— mówił.
Barbarzyńcą jest ktoś, kto zamiast grać w pewną grę, której zasady są ustalone, powiedzmy stolik szachowy, to on kopniakiem wywala ten stolik i mówi, że on będzie nadawał charakter tej rozmowy. Bo to nie jest dialog, tylko jakaś wymiana słów czasami zupełnie luźnych, mieszczących się w tej kategorii, którą uczeni, filozofowie dzisiaj nazywają „postprawdą”. To jest czasami wprost kłamstwo, a czasami to jest jakieś zdanie wyrwane zupełnie z kontekstu, nie na temat, nie odnoszące się do rzeczywistości, tylko głoszone bardzo często podniesionym głosem
— dodał.
Gender i „cancel culture”. Zagrożenie czy potrzebna zmiana społeczna?
W kolejnym panelu udział wzięli prof. Marek Rosiak, prof. Maciej Gdula i dr Bartłomiej Wróblewski. Rozmowę poprowadziła Dorota Łosiewicz - publicystka portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci”.
Gdula broni założeń neomarksistowskich
Na początku głos zabrał poseł Lewicy, prof. Maciej Gdula.
Przyznam, że jak słyszę o tych tezach dotyczących zagrożenia dla Polski ze strony neomarksizmu, to przede wszystkim zastanawiam się o co chodzi. Czy chodzi o jakąś realną diagnozę, czy żeby kogoś postraszyć. Mam wrażenie, że głównie chodzi o straszenie
— mówił.
Polityk wyjaśniał, że w obecnym neomarksizmie chodzi „głównie o poszerzenie pola wolności”.
Chodzi o to, żeby zwiększył się zakres swobód dla jednostek, niezależenie od tego, czy są mężczyznami, kobietami, jaką mają orientację seksualną, żeby miały swobodę ekspresji, poczucie bezpieczeństwa, żeby nie musiały się ukrywać
— powiedział.
Chodzi też o to, żeby stworzyć dla różnych typów związków, rodziny, ale także różnych orientacji seksualnych, dobre ramy prawne. Takie, żeby te związki były stabilne, silne, by ci ludzie mogli stanowić dla siebie oparcie
— dodał.
Gdula podkreślił, że całą sytuację widzi, jako „wierność wolnościowej tradycji europejskiej”. Jak mówił, jest to trochę projekt… konserwatywny, „który wspiera stabilne związki, więzi międzyludzkie”.
Wróblewski o zagrożeniach płynących z ideologii gender i „cancel culture”
Następnie głos zabrał poseł PiS dr Bartłomiej Wróblewski.
Zarówno gender, jak i „cancel culture” związane są z filozofią neomarksistowską. Filozofią, która już niezależnie od intencji twórcy jest współodpowiedzialna, była takim programem, podstawą ideologiczną systemu komunistycznego, który doprowadził do olbrzymiej ilości nieszczęść, krzywdy. Samo to powinno nas zastanowić i uczulić na te postulaty
— mówił.
Ale w pewnym stopniu zgadzam się z panem profesorem Gdulą. Przywołam taką myśl Piusa XI, który w odniesieniu do komunizmu powiedział, że w komunizmie jest trochę rzeczy, co do których zgadza się każdy rozsądny człowiek, ale reszta jest niebezpieczną ideologią.
— podkreślił.
Myślę, że tak samo musimy podejść do gender i „cancel culture”
— dodał dr Wróblewski, wskazując na przykład, gdzie badania nad płcią mogą okazać się zasadne.
Natomiast jeśli przez gender rozumie się to, co czasami nazywane jest „genderyzmem”, czyli to, że płeć kulturowa jest ważniejsza niż płeć biologiczna, (…) neguje naturalne związki między ludźmi, to na czym opiera się nasza kultura i do czego jesteśmy przyzwyczajeni, co uważamy za rzecz naturalną. Jeśli to prowadzi do prowadzenia tradycyjnego małżeństwa, to rzecz staje się niebezpieczna.
— wyjaśniał poseł PiS.
Jak stwierdził dr Wróblewski, „płaszczyzną do debaty powinna być polska konstytucja”.
Doktryna gender zagrożeniem, a nie szansą dla kultury Europy - prof. Marek Rosiak
Prof. Marek Rosiak z Uniwersytetu Łódzkiego opisał pojęcie „genderyzmu”. Wskazał również, że twierdzenia Macieja Gduli, iż rewolucja kulturowa zawiera konserwatywne elementy, jest co najmniej śmieszne.
Naukowiec mówił także, że nie zgadza się z twierdzeniem, iż doktryna gender jest neomarksizmem.
Wydaje się, że koncepcja genderowa, o której mówimy, zakłada skrajny indywidualizm jednostki ludzkiej. (…) W związku z tym w szczególności to, jaką ja wybiorę sobie płeć, w jakim momencie i w jakiej sytuacji społecznej, w której się znajduje, to jest wyłącznie moja sprawa.
— powiedział.
W przypadku zwolenników aborcji, w szczególności bardzo wyraźnie widać, że kobiety, które głoszą, że „aborcja jest moją sprawą”, to właśnie tak rozumieją swój byt. Jako byt atomicznej jednostki, zupełnie niezależnej od swojego otoczenia i w szczególności nie uwarunkowanej prawami tego płotu, który chce się usunąć
— dodał.
I w przypadku doktryny gender jest podobnie. Nie zwraca się uwagi na to, że społeczeństwo jest jednak oparte na pewnych poziomych związkach między ludźmi, którzy wzajemnie świadczą sobie różnego rodzaju usługi. Jeżeli zmiany postulowane przez doktrynę gender byłyby możliwe, to wtedy łatwo jest sobie uświadomić, że doszłoby do ruiny struktury społecznej, w jakiej funkcjonujemy. I to takiej można powiedzieć generalnej ruiny. Nie wiadomo, co by z tego powstało. Moim zdaniem mógłby z tego powstać tyrański system, w którym takie zatomizowane jednostki zostałyby podporządkowane widzimisię kogoś, kto jest w stanie wywrzeć na nich fizyczną presję
— zaznaczył prof. Rosiak.
Więc jeżeli do takich konsekwencji mogłoby to doprowadzić, to raczej należy traktować próby wdrożenia tej doktryny, jako zagrożenie, a nie szansę
— mówił.
Kultura a nowe technologie
Kolejny panel pt. „Kultura a nowe technologie” poprowadził dziennikarz Wirtualnej Polski Marcin Makowski. Jego rozmówcami byli prof. Andrzej Zybertowicz, prof. Aleksander Nalaskowski oraz Douglas Murray (brytyjski dziennikarz i pisarz, jeden z najważniejszych komentatorów konserwatywnych w Zjednoczonym Królestwie).
Murray: Nie wiemy co konsumujemy medialnie
Pewne zjawiska są kreowane przez nowe technologie. (…) Wszystkie stare technologie się załamały. Dawniej ludzie ufali mediom w tradycyjnej formie, ale to zaufanie się załamało. (…) Mamy technologie tj. Facebook, internet i inne. I doskonale wiemy, że publikacje i ich treść zależą od źródła. Więc po prostu absorbujemy jakichś typ mediów, słuchamy jakiejś stacji radiowej, czy kanału telewizyjnego i czasami nie rozumiemy, że ta gazeta, czy dany kanał, jest po prostu nacechowany politycznie
— tłumaczył Douglas Murray.
Dziennikarz i pisarz wskazał, że wcześniej czytając np. New York Timesa wiedział, jako osoba absorbująca media kto kreuje dany komunikat.
To zostało absolutnie zamazane przez erę nowych technologii. Obecnie żyjemy w takich czasach, w których nie tyle po prostu już nie ufamy starym mediom i platformom, ale nie mamy aparatu jako jednostki, czy cała kultura, żeby wiedzieć skąd pochodzi informacja i żeby nałożyć odpowiedni filtr na informację, którą odbieramy
— mówił.
Murray zwrócił również uwagę na zjawisko polaryzacji, które stało się bardzo widoczne w związku z rozwojem nowych technologii.
Nowa technologia oznacza, że nie mamy już zdolności jako jednostki, żeby dojść do tego, co my właściwie konsumujemy medialnie. Dlatego znajdujemy się w tej dosyć dziwnej sytuacji, w której musimy sobie wybrać jakąś narrację, bo to ułatwia nam nieco życie
— podkreślał.
Prof. Zybertowicz: Trwa pucz odbywający się za lustrem weneckim
Myślę, że technologie mają teraz charakter sieciowy. Tak się stało z nastąpieniem ery Internetu. Technologie, które przez wieki były naszym narzędziem, stały się naszym władcą. Technologia, która jest głęboko powiązana sieciowo , czyli internet rzeczy, sieć 5G, będzie jeszcze wzmacniać ten proces. Ta technologia zachowuje się jak autonomiczna jednostka, rozwija się poza czyjąkolwiek kontrolą
— mówił prof. Zybertowicz.
Prof. Zybertowicz przywołał także książkę pt. The Age of Surveillance Capitalism (Wiek kapitalizmu inwigilacji – red.). Wskazał, że pewien polski dziennikarz dowiedział się od autorki, że „teraz widzimy pucz, który odbywa się za weneckim lustrem”.
Jest paru gości za tymi lustrami, którzy kontrolują ten cały „Big Tech”, zbierają dane w naszym imieniu, kontrolują wszystkie algorytmy i wykorzystują je, żeby kontrolować i wykorzystywać nas na jeszcze głębszym poziomie
— powiedział.
Musimy uchwycić dobrze to, co powiedziała
— zaznaczył prof. Zybertowicz, dodając, że autorka jest profesorem Uniwersytetu Harwardzkiego.
Trwa pucz odbywający się za lustrem, które jest przezroczyste tylko w jedną stronę. Czyli ci goście znają nas doskonale, a my nie mamy pojęcia kim są. Dlatego doszło do takiej asymetrii wiedzy w poziomie wiedzy po dwóch stronach
— stwierdził.
Czy mamy kontrolę nad nowymi technologiami? Prof. Nalaskowski odpowiada
Prof. Aleksander Nalaskowski został zapytany przez prowadzącego panel, „czy nowe technologie w dużej mierze wymknęły się spod kontroli, zaczynają być aktorem w tym spektaklu kulturowym i społecznym, który obserwujemy”. Marcin Makowski dopytywał, „czy mieliśmy nad nimi kontrolę, czy to tylko iluzja” oraz „czy nadal mamy nad nimi kontrolę”, a może jak wskazywali przedmówcy, nowe technologie „zaczynają mieć coraz większą kontrolę nad nami”.
Czuje się, nie wiem, czy państwo macie takie wrażenie, że stanowimy jakieś podziemie, że tu spotkała się jakaś grupa spiskowców. Mam wrażenie, że gdzieś nad nami jest jakaś dominująca masa, a my tu jesteśmy trochę, jak grupa konspiracyjna.
— zaczął.
Prof. Nalaskowski wskazał na zmiany w naszym życiu, jakie wprowadziły nowe technologie. Jedną z nich jest nowa kultura obrazkowa.
Ta zmiana spowodowała, że odwróciliśmy się od genotypu kultury łacińskiej, polegającym m.in. na czytaniu
Pytany, czy straciliśmy kontrolę nad narzędziami nowych technologi, mówił, że „nigdy jej nie mieliśmy. Nie próbowaliśmy jej zaprowadzić”.
Okiełznanie tego dzikiego stada technologicznego będzie bardzo trudne, bo mocno wcięło się już w różne gałęzie naszego życia społecznego
— powiedział prof. Nalaskowski zaznaczając, że nie posiada żadnego z mediów społecznościowych.
Zauważyłem z czasem, że dzięki temu jestem wolny i unikam wielu nieprzyjemnych sytuacji, nieprzyjemnych emocji
— dodał.
Prof. Nalaskowski jeszcze raz powtórzył, że nie próbowaliśmy kontrolować nowych technologii.
Jeżeli powstała kontrola, to właśnie z drugiej strony tego lustra weneckiego, o którym wspominał prof. Andrzej Zybertowicz, że jest jakaś niewielka grupa, która kontroluje większość
— mówił.
Zabawa stała się istotą naszego bycia. My chcemy się bawić. Wielkie rewolucje były albo z powodu krzywdy albo z powodu nudy. I myślę, że jeśli nam będzie groziła rewolucja, to w takim wypadku, gdy dotrzemy w wymyślaniu nowych cybertechnologii, do takiego momentu, w którym nie będziemy w stanie nic wymyślić i zrobi się nudno
— zaznaczył prof. Nalaskowski.
Zielona agenda. Ideologia czy konieczność?
Panel poprowadził redaktor Karol Gac z „Do Rzeczy”, a jego rozmówcami byli Marcin Roszkowski (prezes Instytutu Jagiellońskiego) oraz red. Łukasz Warzecha („Do Rzeczy”).
Warzecha: Nie możemy przeprowadzać transformacji energetycznej pod presją
Pierwszy głos zabrał Łukasz Warzecha.
Absolutnie transformacja energetyczna jest potrzebna, wskazana. W naszym przypadku, jeżeli spojrzymy na to, od kogo jesteśmy energetycznie uzależnieni, byłaby dobrą rzeczą. Ale nie może być prowadzona pod presją i nie może być prowadzona na bardzo wątłych podstawach. Czyli na podstawie tylko pewnych założeń, hipotez, modeli, ponieważ jeżeli podążalibyśmy tą wymuszoną ścieżką, to koszty tego są absolutnie gigantyczne. Czyli tak, ale róbmy to po swojemu i róbmy to przede wszystkim pamiętając o tym, że ludzie nie mogą na tym ucierpieć
— powiedział dziennikarz.
Roszkowski: „Tworzą religię planetarną”
Roszkowski był pytany, na ile zielona agenda jest koniecznością, a na ile ideologią, a być może jedno i drugie.
Coś nas zabije – albo CO2, albo ceny (uprawnień do emisji - red.) CO2 lub jedno i drugie — stwierdził.
Duża część narracji jest porwana przez różne bardzo zideologizowane środowiska, które na końcu w takim skrajnym podejściu po prostu tworzą religię planetarną, że Matka Ziemia jest ważniejsza od czegokolwiek innego
— mówił, wskazując, że „to jest główny problem”.
Prezes Instytutu Jagiellońskiego zwrócił również uwagę na europejską politykę energetyczno-klimatyczną.
Unia z punktu 0 do punktu 1 (roku 2050) chce zdekarbonizować gospodarkę. Wszystkie sankcje finansowe, czy podatki od działalności człowieka, np. w wielkoskalowej elektroenergetyce, czy ciepłownictwie, powodują, żeby dać narzędzie do tego, by wyeliminować np. paliwa kopalne z naszego funkcjonowania
— powiedział.
Część elementów, o których tutaj rozmawiamy jest maksymalnie zideologizowana i właściwie tworzona jest po prostu alternatywna religia
— dodał prof. Roszkowski.
Brak analiz w jaki sposób zielona agenda wpłynie na klimat?
Łukasz Warzecha podkeślił, że od kilku lat obserwujemy nakręcanie „ ewidentnie katastroficznych nastrojów, w sposób skrajnie emocjonalny”.
Mamy bardzo wątłe podstawy, na których zbudowano cały gmach presji politycznej i medialnej. (…) Każe się nam zapłacić biliony euro za coś, co właściwie nie wiadomo do końca, jaki to skutek odniesie. Proszę zauważyć, że nigdzie nie pojawiły się żadne analizy, pokazujące jaki konkretnie wpływ będzie miało np. „Fit for 55” na sam klimat
— mówił publicysta „Do Rzeczy”.
Jeżeli mówi się nam, że z powodów klimatycznych do tej pory emigrowało, nie wiem, 40 mln ludzi emigrowało, to przecież jest kolejna manipulacja
— dodał.
Zielony konserwatyzm
Gościem następnego panelu pt. „Zielony konserwatyzm” był dziennikarz zajmujący się tematyką energetyki i zmian klimatycznych - Jakub Wiech.
Wiech stwierdził, że zielony konserwatyzm „jest wyjściem awaryjnym dla części prawicy”.
Prawica oddała lewicy walkowerem pole klimatu. (…) Jeżeli spojrzymy na to, co się dzieje w Brukseli i w Glasgow, tam zapadają decyzje, które będą urządzać gospodarkę świata na kolejne dekady, można powiedzieć, że nawet kolejne stulecia
— mówił.
Prawica, która nie podnosi rękawicy, tylko oddaje walkowerem pole klimatu, otwiera lewicy pole do popisu w tym zakresie
— dodał.
Klimat a polityka klimatyczna
Redaktor portalu defence24.pl zaznaczył, że „żadne państwo świata nie tworzy polityk klimatycznych tylko po to, żeby redukować emisję gazów cieplarnianych”.
Za tym zawsze idą jakieś dodatkowe interesy. Mamy przykład Niemiec, które bardzo promują swoją wizję polityki klimatycznej i np. robią w jej ramach coś zupełnie nieracjonalnego klimatycznie, czyli zamykają elektrownie jądrowe, które są zupełnie bez-emisyjne i w ich miejsce pompują gaz oraz węgiel
— powiedział Wiech.
Dlaczego to robią? Bo mają bardzo dużo gazu dzięki gazociągowi Nord Stream 2. Zamykają atom nie tylko u siebie, ale dążą też do zamknięcia atomu w innych państwach Europy
— dodał.
Marksizm Kulturowy. Czy „wojna płci” jest jak „wojna klas”?
Karolina Pawłowska poprowadziła panel pt. „ Marksizm Kulturowy. Czy „wojna płci” jest jak „wojna klas”?”, w którym udział wzięli dr Agnieszka Marianowicz – Szczygieł, dr Piotr Bernatowicz, Dariusz Rozwadowski, Grzegorz Strzemecki oraz Robert Tekieli.
„Antagonizując płcie przeciwko sobie, tak naprawdę tracimy czas i energię”
Dr Agnieszka Marianowicz – Szczygieł została zapytana o to, „w jaki sposób ideologia gender przekłada się na relacje między kobietami i mężczyznami”.
Jeśli mówimy o tytułowej wojnie płci, to właściwie zahaczamy o dwie ideologie – tzn. ideologię gender, ale również feminizm. Wydaje mi się, że tutaj korzeniem jest feminizm, a ideologia gender dokleiła się troszeczkę później
— powiedziała.
Myślę, że ta wojna płci, z którą mamy do czynienia, po prostu ignoruje nasze unikalne zdolności, atuty, z których możemy korzystać. (…) Antagonizując płcie przeciwko sobie, tak naprawdę tracimy czas i energię
— zaznaczyła.
Dr Marianowicz – Szczygieł zaprezentowała również slajdy, w celu ukazania, „jak daleko jest posunięty feminizm”.
Kolejne wcielenie marksizmu
Robert Tekieli powiedział, że „dziś mamy do czynienia z kolejnym wcieleniem marksizmu”. Dziennikarz wymienił, że są to „LGBT, feminizm i ideologia gender”.
Mniejszości seksualne zajęły miejsce młodzieży (która miała dokonać rewolucji – red.). próbuje się też antagonizować kobiety i mężczyzn. I teraz tutaj mamy dwa sposoby działania środowisk rewolucyjnych
— wskazywał.
Po pierwsze, próbuje się zbudować społeczeństwo bezpłciowe i dlatego promowane są dziś różnego typu działania, które doprowadzają do tego, że w Anglii ok. 17-18 proc. dzieci nie wie jakiej są płci
— mówił Tekieli, podkreślając, że „na Zachodzie rewolucja kulturowa jest już hegemonem”.
Zwrócił uwagę także na kwestię aborcji.
Aborcja ma być wyzwoleniem kobiet i to jest propozycja oraz metoda działania rozbijająca rodzinę. (…) Atak na naturalną funkcję kobiety jest bardzo silnym lewarem, który podważa podstawowe mechanizmy społeczne
— powiedział publicysta „Sieci”.
Dr Bernatowicz: Ruchy gender i LGBT nie potrzebują już żadnej polityki
Dr Piotr Bernatowicz wyjaśnił, że „ideologia gender jest zjawiskiem politycznym, bo ma prowadzić do zmian”.
Jak stwierdził, marksizm wcale nie jest potrzebny środowiskom LGBT.
On po prostu jest nieistotny, bo nie służy jako dobra legitymizacja
— podkreślił.
Dr Bernatowicz wskazał, że legitymizacją dla ruchów LGBT i gender stały się uniwersytety i kultura.
Ideologia polityczna marksizmu przestała być jakąkolwiek legitymizacją dla tych środowisk. One opierają się na uniwersytetach, gdzie są gender studies, także w Polsce. (…) I instytucje kultury, które tworzą legitymizację poprzez swoją działalność właśnie dla tych ruchów mniejszości seksualnych
— mówił.
One nie potrzebują już żadnej polityki. Jest odwrotnie. Mam takie wrażenie, że współczesne partie lewicowe potrzebują tych ruchów, żeby legitymizować siebie. Jak spojrzy się na programy tych partii, to właściwie ich jedynym ideologicznym zapleczem (…) są właśnie te ruchy mniejszościowe – ideologia gender, ruchy LGBT
— dodał.
Kultura i język stały się głównymi czynnikami legitymizującymi, czy nadającymi tożsamość tej grupie
— zaznaczył.
„Spór z UE - jakie powinny być priorytety. Gdzie możemy wygrać?”
W panelu prowadzonym przez Karola Gaca dyskutowali Jan Rokita, Jacek Bartosiak oraz dr Andrzej Krajewski.
Jako pierwszy głos zabrał Jan Rokita.
W moim przekonaniu sytuacja jest tego rodzaju, że rząd PiS-u po 2015 roku nie miał intencji konfliktowania się z instytucjami Unii Europejskiej. Został bardzo gwałtownie zaatakowany zaraz na początku swojego istnienia, przy okazji problemu obsady Trybunału Konstytucyjnego
– mówił publicysta.
Spór ten rozlał się na wszystkie strony. (…) Mam wrażenie, że jest w Polsce definiowany błędnie, jego natura widziana jest wadliwie. Główna natura tego sportu – mówię o swoim punkcie widzenia – jest czysto polityczna, a nie ideologiczna. Sytuacja jest politycznie dość prosta i banalna. Główny nurt europejskiej polityki żyje od pewnego czasu strachu, który wzmógł się od czasu Trumpa. Jest to strach przed tym, że w krajach Unii Europejskiej może pojawić się taka demokratyczna większość, która wniesie na szczytu unijnych instytucji takich ludzi, jak Kaczyński, Orban, Zemmour, Le Pen, Salvini, Abascal. (…) Elita rządząca Unią Europejską takiego zdarzenia piekielnie się boli. Można sobie wyobrazić europejskiego, łagodniejszego Trumpa na czele Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej czy Parlamentu Europejskiej. (…) Dlatego próbują osłabić partie czy rządy, które stanowią takie zagrożenie
– przekonywał Jan Rokita.
Potrzebujemy sojuszników
Drugim gościem panelu, który zabrał głos był dr Andrzej Krajewski:
Możemy wygrać tam, jeśli chodzi o obszar Unii Europejskiej, gdzie będziemy mieli wystarczająco wpływowych sojuszników. Sami, jako państwo, jeżeli będziemy państwem izolowanym, to nic nie wygramy
– przekonywał publicysta.
Krajewski zwrócił uwagę na znaczenie energii elektrycznej dla istnienia państwa.
Dla Polski kwestią następnej dekady jest znalezienie sposobu na to, by mieć dostęp do taniej energii. Bez tego nie będziemy się bogacili. Będziemy się pauperyzować w takim tempie, jak obecnie Grecja, Włochy, Hiszpania
– stwierdził.
Wyzwania dla Europy
Trzecim z przemawiających podczas panelu był dr Jacek Bartosiak.
Projekt unijny jest projektem budowy imperium europejskiego. Polacy, skrzywdzeni przez historię w czasach nowożytnych, mają bardzo złe skojarzenie z takim wyrażeniem. Ale nie musi ono mieć pejoratywnego znaczenia
– powiedział.
Analityk zwrócił uwagę na znaczenie sytuacji ogólnoświatowej.
Amerykanie, którzy ruszają na rywalizację z Chinami, wywierają presję na Europejczyków, by Europejczycy od razu zapisali się do obozu amerykańskiego, co będzie miało wpływ na sytuację bezpieczeństwa Europy i oczywiście na sytuację ekonomiczną. Elity brukselskie nie odpowiedziały na wyzwania. Polska, która jest krajem średnim, nie chce się podporządkowywać temu, co widzi – gdzie zmierza Europa. Problem polega na tym, że jest naturalna dynamika, że projekt europejski będzie musiał się konsolidować, by mieć uzasadnienie dla swojego istnienia
– stwierdził.
Bilans obecności Polski w UE
Dzisiejszy ostatni panel dotyczy bilansu obecności Polski w UE. Nasze dotychczasowe członkostwo podsumowują prof. Tomasz Grosse, prof. Zbigniew Krysiak, Tomasz Wróblewski, prof. Jan Czekaj oraz Tomasz Cukiernik.
Jeżeli chodzi o sformułowanie prof. Krysiaka, że dystans jest i on się utrzymuje, chociaż nie do końca, bo w wielu aspektach się zmniejsza, to jest sprawa niewymagająca dyskusji, ponieważ w punkcie wyjścia byliśmy krajem słabiej rozwiniętym. Niemcy, Francuzi, Holendrzy akumulowali bogactwo, które dzisiaj mają, przez setki lat. (…). Natomiast pytanie brzmi, dlaczego tak jest i co możemy zrobić, żeby te różnicę szybko zasypać
— powiedział prof. Jan Czekaj.
Od 2004 roku do 2020 roku dystans pomiędzy Polską a średnią UE pod względem wielkości PKB na osobę zmniejszył się z 54 proc. do powiedzmy 76 proc. (…) Pytanie jest, czy to dzięki UE, czy wbrew UE
— mówił.
Z czysto finansowego rachunkowego mnie wynika, że bilans z UE był korzystny
— zaznaczył.
Fundusze UE były traktowane jako forma rekompensaty dla słabszych krajów, które w naturalny sposób mniej korzystają na rynku wewnętrznym, a mało tego ze względu liberalne reguły prawa UE one są zmuszone poniekąd zrezygnować z instrumentów protekcyjnych, które ich przedsiębiorstwami słabsze chroniły przed przedsiębiorstwami zagranicznymi
— podkreślił prof. Tomasz Grosse.
W ramach tego modelu, opierającego się na tanich kosztach i zewnętrznym kapitale, zewnętrznych technologiach, nie da się dogonić nawet średniej UE, nie mówiąc już o tym, żebyśmy kiedykolwiek dogonili Niemcy. To jest problem - jak zmienić model gospodarczy na w większym stopniu oszczędności krajowe, strategię krajową zgodną z naszymi interesami, i na to, żeby kreować polskie technologie, polskie czempiony
— mówił.
W trakcie obecności w UE jednak my kapitalizujemy nasze kieszenie dużo wolniej. (…) Kapitału, który wpłynął do Polski nie należy do nas. W każdym momencie właściciel tego kapitału może go sprzedać innemu właścicielowi
— powiedział prof. Zbigniew Krysiak.
CZYTAJ TAKŻE:
red.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/572802-relacja-zderzenie-kulturowe-w-ue-ii-dzien-konferencji