„Walczymy z autorytarnym reżimem” - ogłosił w rozmowie z duńskim portalem Tomasz Grodzki. Marszałek Senatu zasugerował też, że ostatnie wybory prezydenckie w Polsce mogły zostać sfałszowane. A nawet jeśli nie, to kolejne mogą być. Grodzki próbuje za granicą przyprawiać Polsce gębę Białorusi. I to w czasie, gdy białoruski reżim prowadzi z naszym krajem hybrydową wojnę.
Międzynarodową aktywność Grodzkiego można rozpatrywać w dwóch kategoriach. Po pierwsze, rytualnego opluwania własnego kraju, w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości, z pogwałceniem wszelkich standardów winnych obowiązywać ludzi z politycznego establishmentu. To norma wśród dużej części opozycji. Grodzki nie jest tu żadnym oryginałem. Ot, kolejny „Manneken pis” na polską rację stanu. Nihil novi od ponad 200 lat.
Po drugie, jego wywiad to atak uprzedzający. Fortel, który ma pozwolić za jakiś czas powiedzieć: „proszę, odważny profesor nie bał się ostro krytykować władzy, więc ta się na nim mści”. Tak mają zareagować media za granicą, gdy Grodzki będzie już tylko Tomaszem G., a ci z jego pacjentów, którzy tego czasu dożyli, będą mogli wreszcie liczyć na sprawiedliwość.
Grodzki jest marszałkiem Senatu, jedną z najważniejszych osób w państwie. Szefowi jego partii nie przeszkadza, że najwyższy państwowy urząd sprawowany przez członka jego partii przypadł w udziale człowiekowi nie tylko bez polotu i bez klasy, ale również bez honoru i bez elementarnej uczciwości.
Nie przesądzam, że brał łapówki od pacjentów. Ale chciałbym, by ocenił to sąd. Na razie wszystko wskazuje na to, że jest bezwzględnym typem, który zakładając kitel zamienia się w pazernego dziada gotowego wyciągnąć pod stołem ostatni grosz od zdesperowanych chorych. Z jednej strony mamy bowiem tylko jego zaprzeczenie. Z drugiej – złożone pod nazwiskiem zeznania wielu osób układające się w spójną całość. I żenującą obstrukcję marszałka w Izbie Wyższej.
„Nawet mu powieka nie drgnęła, wsunął kopertę do szuflady i tyle ze mną gadał” - takie słowa Marek F. i Krzysztof F. usłyszeli od matki Ireny F. po tym, jak wyszła z gabinetu prof. Tomasza Grodzkiego.
(…) Na koniec rozmowy Piotr L. z własnej inicjatywy wyjął z kieszeni pieniądze w kwocie 1,5 tys. zł. i położył na stół prosząc o dobre zajęcie się ojcem. Tomasz Grodzki wziął pieniądze ze stołu i schował do szuflady biurka. Świadek zeznał, że idąc na spotkanie z Tomaszem Grodzkim zakładał, że wręczy mu pieniądze sądząc, że dzięki temu lepiej zaopiekuje się on jego ojcem. W ocenie świadka Tomasz Grodzki nie był zdziwiony wręczeniem mu pieniędzy, które przyjął jak normalną >>wypłatę<<”.
(…) Według wspomnianego cennika, za osobistą operację należało zapłacić 10 tys. zł. Za asystowanie, połowę tej kwoty. Irena F. przed wejściem do gabinetu miała więc w kopercie pełną stawkę, ale jeden z synów wyjął z niej 3 tys. mówiąc, że „to jest za dużo, a poza tym, gdyby tata nie przeżył operacji, to aby miała środki na bieżące wydatki”.
To fragmenty artykułu w tygodniku „Sieci” z czerwca br. Opisaliśmy w nim z Marcinem Wikłą zeznania części pacjentów Grodzkiego i niektóre ustalenia śledztwa. Ten ostatni cytat wstrząsnął mną w czasie pracy nad tym artykułem i chyba już na zawsze będzie się kojarzył z „trzecią osoba w państwie”, bardziej niż jego grafomańskie orędzia, rodem z tandetnych książek Paulo Coelho.
Opinia publiczna w tej sprawie na razie może liczyć wyłącznie na publikacje medialne, bo Grodzki nie dopuszcza nawet do głosowania nad wnioskiem prokuratury o uchylenie mu immunitetu. Tak bardzo przerażony jest wizją odpowiadania przed sądem i stanięcia oko w oko z ludźmi, od których miał brać łapówki.
Pełną świadomość tego wszystkiego ma Donald Tusk. Rozumiem, że w swoim opętaniu prowadzi wojnę już nie tylko z PiS, ale z Polską i uważa, że każdy żołnierz w tej batalii jest potrzebny.
Lecz chroniąc Grodzkiego poprzez pozostawienie go na stanowisku, bierze na siebie część odpowiedzialności za grzechy swojego marszałka. Niejako staje się wspólnikiem w tym obrzydliwym procederze ze Szczecina-Zdunowa. Długofalowo nie będzie to bez znaczenia również dla szefa PO.
Dlaczego podejmuje to ryzyko? Czy jest tak zdesperowany swoją polityczną impotencją? Powrót się nie udał, to już wiemy, w dodatku stał się liderem politycznego rankingu nieufności. Jeśli w tym tempie będzie „odbijał” władzę, jego marzenie o prezydenturze w 2025 r. pryśnie na długo zanim Andrzej Duda osiągnie półmetek swojej 2. kadencji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/572749-strzezcie-sie-dunczycy-jego-analiz-i-trzymajcie-portfele