Donald Tusk, ubolewający nad brutalizacją polskiej polityki jest tak samo wiarygodny, jak Donald Tusk, który mówi, że program Rodzina 500 plus wymyśliła Ewa Kopacz, tylko nie zdążyła wyjąć go z szuflady.
We wtorek kilku polityków opozycji i dziennikarzy dostali listy, w których autor grozi adresatom śmiercią. Donald Tusk wykorzystał list, do ataku na prezesa PiS, zarzucając mu, że odpowiada za narastającą w Polsce falę nienawiści.
Jarosławie Kaczyński, jesteś za to bezpośrednio odpowiedzialny - jako szef obozu władzy i jako wicepremier do spraw bezpieczeństwa
— oświadczył Tusk.
Dobrze, że w sprawie listu zareagował Zbigniew Ziobro i zapowiedział, że prokuratura podejmie odpowiednie kroki. Oczywiste jest, że nikt, nigdy, nikomu nie powinien grozić śmiercią. Można się ze sobą nie zgadzać, spierać się, czasem kłócić, ale nie grozić sobie wzajemnie.
Jeśli więc ta groźba jest prawdziwa, prokuratura powinna wobec jej autora wyciągnąć konsekwencje. O ile jest prawdziwa i nie mamy do czynienia ze zwykłą prowokacją czego wykluczyć nie można, bo zbieg okoliczności wprost nadzwyczajny. Urodziny Pawła Adamowicza, dzień zaduszny, groźby wysłane jednocześnie do kilku osób, itp.
A przecież już w przeszłości Donald Tusk powoływał się na korespondencję, która akurat w danej chwili była mu politycznie potrzebna. Tak było na przykład z listem od 6-letniej Sophie. Dziewczynka napisała, że mieszka w Wielkiej Brytanii, nawiązała do Brexitu i wysłała rysunek jednorożca.
„Wiem, że opuszczamy Unię Europejską, ale sądzę, że powinniśmy zostać przyjaciółmi”
— miała pisać do szefa Rady Europejskiej dziewczynka.
Podobno sześciolatka poprosiła też Tuska o przesłanie podpisanego przez niego zdjęcia do jej książki o Europie. Tusk prośbę spełnił i odpisał:
Zawsze będziemy przyjaciółmi, Sophie.
A historię opisał w mediach społecznościowych.
Teraz człowiek, który wezwał do wojny z PiS narzeka na rozgrzane emocje Polaków. Od chwili powrotu Donald Tusk wydaje się mieć tylko jeden cel: doprowadzić społeczeństwo do wrzenia i obalić rząd. I to jak najszybciej. Od pierwszych chwil Donald Tusk dał sygnał do ataku na politycznych przeciwników. Podział polityczny sprowadził do rywalizacji dobra ze złem, do walki przyzwoitości z jej brakiem. Oczywiście po stronie zła postawił partię rządzącą i jej wyborców.
Trzeba zacząć od pierwszego przykazania: jak widzisz zło, walcz z nim i nie pytaj o dodatkowe powody
— mówił założyciel PO 3 lipca, na Radzie Krajowej.
Wychodzimy na pole, żeby się bić z tym złem. I że to jest wystarczający powód, nie wymaga żadnego uzasadnienia
— dodawał Tusk.
Na skutek tych słów nie trzeba było długo czekać. Okazało się, że można wzywać do piłowania katolików (po tym padł spiłowany jeden krzyż), okazało się, że posła można nazwać szmatą, marszałek Sejmu może być traktowana jak zbrodniarz, żołnierzy wolno nazwać śmieciami i watahą psów, straż graniczną można porównywać do SS. A to tylko wydarzenia ostatnich tygodni. Nie wspomnę już Janusza Palikota, przemysłu pogardy, dożynania watah, pisowskiej szarańczy, itp. A kto popierał wulgaryzm w postaci ośmiu gwiazdek skierowany pod adresem partii rządzącej? Borys Budka miała nawet urodzinowe świeczki na torcie ułożone w ten sposób. Kto popierał wulgarne hasła wykrzykiwane na ulicach Warszawy? Kto twierdził, że nie należy używać pandemii do celów politycznych i jednocześnie używał pandemii do celów politycznych?
Czy jestem fanką brutalizacji języka i życia publicznego? Oczywiście, że nie. Życzyłabym sobie, by debata publiczna w Polsce była łagodniejsza i toczyła się na wyższym poziomie kultury, by była częściej merytoryczna, rzadziej emocjonalna. Jednak łzy wylewane przez Donalda Tuska nad brutalizacją życia politycznego są po prostu fałszywe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/572566-donald-tusk-wezwal-do-wojny-z-pis-i-ubolewa-nad-hejtem