Symboliczna batalia o wolność słowa na uniwersytetach zakończyła się w Wielkiej Brytanii zwycięstwem totalitarystów, parodiujących - niestety na serio - najgorsze wzorce stalinizmu.
Po długich zmaganiach z agresywnymi studentami z pracy na uniwersytecie Sussex zrezygnowała prof. Kathleen Stock. Nie mogła znieść presji, nagonki, demonstracji wzywających do jej odejścia, a także gróźb śmierci, które do niej napływały.
Jakąż to zbrodnię popełniła prof. Stock, na co dzień zajmująca się filozofią?
Po pierwsze, wydała niedawno książkę, w której zakwestionowała tezę, że „tożsamość płciowa” jest społecznie ważniejsze niż płeć biologiczna.
Po drugie, kwestionowała prawo trans-kobiet (a więc także biologicznych mężczyzn) do korzystania z szatni przeznaczonych dla pań.
Po trzecie, kwestionowała prawo mężczyzn czujących się kobietami do udziału w różnych aktywnościach kobiecych, w tym w kobiecym sporcie.
Prof. Stock była atakowana jako tzw. „terf” - (trans exclusionary radical feminist) - czyli, mówiąc bardzo ogólnie, jako feministka stojąca na gruncie dawnego feminizmu, podkreślającego wagę biologicznej kobiecości. Oskarżano ją o tzw. transfobię, nie żałując bardzo ostrych określeń. Studenci oplakatowali uczelnię, wzywając władze do wyrzucenia pani profesor.
Ta w końcu uległa. Ogłosiła, że odchodzi, i że parę ostatnich lat było dla niej bardzo trudnych. Wyraziła nadzieję, że inne instytucje w podobnej sytuacji wyciągnę lekcję z tego, przez co przeszła. A przeszła wiele; policja doradziła jej zainstalowanie kamer wokół domu oraz ustawienie specjalnej funkcji, która sprawia, że po wciśnięciu w telefonie numeru alarmowego policja natychmiast oddzwania do domu.
Michelle Donelan, brytyjska minister odpowiedzialna za wyższe uczelnie, powiedziała, że odejście prof. Stock to „smutny dzień” dla wolności wypowiedzi. Dodała, że „toksyczne środowisko” uniwersytetu w Sussex sprawiło, że prof. Stock nie była w stanie dłużej pracować w tym miejscu. Minister poprosiła inne uniwersytety o zaoferowanie pracy zmuszonej do odejścia w dziedzinie, w której jest specjalistą - po to, by bronić wolności słowa. Przypomniała też, że rząd brytyjski przedłożył w parlamencie Ustawę o Wolności Słowa, która ma wzmocnić tradycyjne wolności akademickie. Powołany zostanie specjalny urząd- „Academic Freedom Champion” - którego zadaniem będzie pilnowanie, by nie niszczono swobody myśli i swobody dyskusji.
Czy to jednak pomoże? Profesorowie, którzy choćby na milimetr odstają od aktualnej lewackiej matrycy, są atakowani, zaszczuwani, zawieszani, skazywani na tłumaczenie się i długie postępowania wyjaśniające. Ich życie staje się piekłem, i nawet jeśli zostaną uniewinnieni, zazwyczaj nie odzyskują dawnej pozycji i dawnych szans na karierę. Wystarczy jeden donos studenta, wystarczy nagonka w mediach społecznościowych. Codzienna cenzura poglądów jest już faktem.
Wolność słowa w świecie zachodnim znów jest zagrożona, a może nawet - znów umiera. To najpoważniejsze wyzwanie od lat 30. ubiegłego wieku. Czy można się dziwić, że Polska - kraj nadal cieszący się relatywną wolnością głoszenia poglądów - tak bardzo drażni?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/572417-symboliczne-zwyciestwo-totalitarystow-w-wielkiej-brytanii