Oczywiście że Bodnarowi z pomocą przyszli zaraz tradycyjni obrońcy wszystkich starych komuchów, PRL, Okrągłego Stołu, wszelkiej tęczowej tolerancji i innych takich, przyszli więc intelektualiści III RP i obwieścili, że słowa o Polakach jako zwierzątkach do oswojenia przez Niemców, oznaczają co innego, niż oznaczają.
Redaktor Renata Grochal z „Newsweeka” pouczyła, że to nie o to chodziło, a profesor Wojciech Sadurski z wyższością oświadczył, że oni (to znaczy my - prawica), nie czytamy książek, więc skąd moglibyśmy wiedzieć. Było jeszcze kilku innych dziennikarzy broniących wypowiedzi Bodnara, ale to ludzie młodzi, więc mają prawo być głupi.
Bezzębni prawicowcy
Przypomina mi się anegdota, w której kierownictwo Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie nie rozpoznało wysokich urzędników państwowych z Polski, bo oni… wyglądali normalnie, to znaczy mieli garnitury, uzębienie i kulturę osobistą. Bo przecież lewicowo-liberalne elity same uwierzyły w swoją propagandę, że prawica, patrioci, narodowcy, konserwatyści, a na polskim podwórku można by ich nazwać także „niepodległościowcami” lub „suwerennościowcami”, otóż że ta prawica to tępi podludzie, co to żrą kiełbasę z grilla (jak mówił aktor Maciej Stuhr), chleją wódę za pięćset plus (profesor Magdalena Środa), a ich (tzn. nasze) kobiety mają okropne mordy (pisarka Maria Nurowska).
Tylko że to przekonanie, jakaż to z nich elita, a z nas jaskiniowcy, poza tym że pogardliwe i głęboko demoralizujące, to w dodatku szkodliwe dla samych „oświeconych”, bo poza tym, że zalewają się żółcią, to jeszcze - zwolnieni z konieczności dyskutowania z prawicowcami - zaczynają obniżać swoje loty intelektualne.
Elementarne błędy
I tak oto redaktor Renata Grochal stwierdziła, że
„Mały Książę” to bajka alegoryczna (rozbudowana metafora). Rozmowa lisa z Księciem jest o tym, że gdy oswoi się lisa/różę, jest się za tę relację odpowiedzialnym. Można to odnieść i do przyjaźni w polityce.
Nawet Komsomolskaja Prawda lepiej tłumaczyła wybryki Chruszczowa czy Bułganina, bo nie robiła aż takich błędów merytorycznych, na poziomie późnej podstawówki. Bo „Mały Książę” to żadna bajka, a alegoria i metafora to dwa kompletnie różne pojęcia. W dodatku Bodnar nie porównał Polaków do Róży ale konkretnie do liska („zwierzątko”), a już na dokładkę trzeba powiedzieć, że motyw z książki Exupery’ego nijak nie pasuje do twardej polityki i sporów ustrojowych o których mówił Bodnar, a cały wywód byłego RPO był gorliwym wyznawaniem wyższości niemieckiego ustroju prawnego nad polskim - brakowało jeszcze podziękowań dla Niemców za średniowieczne Prawo Magdeburskie.
CZYTAJ WIĘCEJ:
CO DOKŁADNIE POWIEDZIAŁ BODNAR? CAŁOŚĆ JEST JESZCZE GORSZA NIŻ TEN FRAGMENT O ZWIERZĄTKACH
Pani Grochal nie będziemy definiować czym jest bajka, alegoria czy metafora, ale zadedykujemy klasyczną bajkę Ignacego Krasickiego („Paw i orzeł”), w której są i zwierzątka, i alegorie, a z której widać także że „Mały Książę” to zupełnie inny gatunek literacki, a w której zdobny paw wyśmiewa orły, że są „prostakami”. Brzmi znajomo, Drogi Salonie?
Profesorowi Sadurskiemu, co to zarechotał pod wpisem redaktor Grochal, że - hehe - książek pisoskie ludzie nie czytają, przypomnimy, że gdy raz stanął do dyskusji z prawicą, dokonał popisu ignorancji i antypisowskiego fanatyzmu. Uczony stwierdził, że cały ten „neomarksizm”, co to wiąże się z gender, to prawicowy wymysł i to wymysł idiotyczny, nieistniejący w nauce. Tymczasem - o czym już pisaliśmy - neomarksizm jako podjęcie tematu seksualności opisał jeden z najwybitniejszych światowych znawców marksizmu - nie PiSowiec bynajmniej - profesor Leszek Kołakowski w swojej trzytomowej pracy o głównych nurtach marksizmu. I teraz oto profesor, co zapisał Kołakowskiego do PiSu, teraz przytakuje Renacie Grochal, że owszem, że Mały Książę, że PiS, że Bodnar. Exuperysta się znalazł.
CZYTAJ TAKŻE:
Jak profesor Sadurski zapisał Leszka Kołakowskiego do PiS
Jak się degenerują salony
Rzecz w tym, że liberałowie unikający dyskusji, uczciwej debaty z prawicowymi komentatorami - profesorowie z profesorami, redaktorzy z redaktorami - skazali się na powtarzanie swoich zideologizowanych przekonań, których nie poddają weryfikacji. Salon się śmieje, że wymyśliliśmy sobie ideologów LGBT, ale nie podejmie się dyskusji na temat Karla Urlichsa czy Magnusa Hirschfelda, salon bredzi o prorosyjskości PiS, ale umie tylko posklejać luźne narracje, że jak Putin chce rozbić Unię Europejską a rząd RP chce z nią negocjować to niby oznacza to samo.
Intelektualiści i komentatorzy centrolewicowej strony nie muszą konfrontować faktów i tez, bo mają poparcie światopogląowego mainstreamu, zagranicznych mediów i lewackich międzynarodówek, mogą więc snuć dowolne teorie. Tak jak dwaj sowieccy eksperci od botaniki - Iwan Miczurin i Trofim Łysenko mogli opowiadać, że genów nie ma, a jabłoń można wyedukować tak, by urodziła grusze, tak Grochal i Sadurski mogą bronić wypowiedzi Bodnara albo też twierdzić, że „polskość to nienormalność” Tuska oznacza tak naprawdę coś innego.
Marzenie o otwartej debacie
Jest jednak szansa, że ten politpoprawny dyktator - nie Stalin, ale ten lewicowo-liberalny mainstream - sczeźnie kiedyś na jakiejś daczy, w otoczeniu przestraszonych wyznawców i parasol ochronny nad Miczurinami i Łysenkami się nagle zwinie.
I wtedy wyobraźmy sobie debaty na ubitej ziemi - Cenckiewicza z Friszkem, Nowaka z Leszczyńskim, Zybertowicza z Bilewiczem, Krysiaka z Balcerowiczem, Michnika z Kaczyńskim, Karnowskiego z Lisem i Bąkiewicza z Lempart (przepraszam za to ostatnie zestawienie, ale rzecz w liderach ulicznych demonstracji).
Jeśli wtedy odbędzie się otwarta dyskusja, to po postępowcach zostanie jedynie dojmujące poczucie, że przez kilka dekad na pozycji polskich elit siedziała zwarta grupa szarlatanów.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/572302-sadurski-lysenko-i-grochal-miczurin-bronia-bodnara